Reprezentacja Polski rozegrała średnio poważne spotkanie z Włochami i zupełnie niepoważne spotkanie z Irlandią Północną. Gdy wynik towarzyskiej kopaniny sprzyja, to wtedy sprawdzian jest wartościowy i buduje morały zespołu. Gdy kadra przegrywa, to sparing miał założenie tylko treningowe i nie należy do rezultatów przywiązywać zbytniej wagi.
To już klasyk – gdy gramy dobrze, to gra reprezentacji raduje i świadczy o biało-czerwonych możliwie jak najlepiej – nawet w spotkaniu bez stawki naszych Orłów stać na wielkie rzeczy. Wystarczy jednak, że ekipa pokroju Irlandii Północnej napsuje trochę krwi finalistom piłkarskich mistrzostw świata i w sumie to nie wynik, a założenia są ważne. To, co widać gołym okiem, zamiatamy pod dywan, a wyciągamy wątki poboczne, na podstawie których doszukujemy się ukrytych plusów.
Skoro zatem mecz bez stawki nie ma żadnego sensu (szukanie go jest zwykłym mydleniem oczu), wpadłem na pomysł, co zrobić, żeby cokolwiek udało się osiągnąć trenerowi z takiego grania. Co ja zrobiłbym w 20. minucie spotkania we Wrocławiu, gdybym był Jerzym Brzęczkiem?
Ściągnąłbym z boiska dwóch najsłabszych zawodników. Wybrał sobie takich, którzy wyjątkowo działają mi na nerwy. Nie pokazują się, nia ma ich „pod grą”, przechodzą obok spotkania, nie wykazują chęci ani zainteresowania. Ktoś powie – po 20 minutach trudno oceniać, kto co zrobił dobrze, a co zrobił źle, to zbyt mało czasu, by móc wyciągać wnioski.
I tak, i nie.
Z jednej strony prawda – wejście w mecz nie zawsze jest takie, jakby sobie trener tego życzył. Z drugiej jednak, po połowie pierwszej części meczu można już zacząć pewne wnioski wyciagać.
– Aha, Linetty się nie pokazuje, nie jest pod grą.
– No dobra, Kurzawa unika piłki, nie bierze ciężaru spotkania na swoje barki.
– No ładnie, Reca nie nadąża za prawym skrzydłowym – jest nieprzygotowany do gry na takim poziomie.
Nazwiska piłkarzy oczywiście wymyśliłem, ale zamysł jest taki, by po niedługim czasie odstrzelić tych, którzy zawiedli. Znowu – wczuwam się w rolę opozycjonistów mojego pomysłu – to niepedagogiczne, tak się nie robi.
Guzik mnie interesuje, co jest pedagogiczne i jak się robi. W meczu, w którym dostali szansę zmiennicy, chcę zobaczyć, jak walczą o to, by za chwilę grać w kadrze pierwsze skrzypce. Tymczasem w towarzyskim meczu, w którym większość reprezentantów odpoczywa, presji nie ma praktycznie żadnej, rywal przyleciał do Wrocławia napić się polskiej wódki, nasi etatowi rezerwowi snują się po boisku i wyraźnie przechodzą obok spotkania, które powinno być do wygrania z palcem w nosie.
Brzęczek dzięki temu:
- zyskałby w oczach kibiców – „nie wyraża zgody na kit i tandetę”
- zyskałby w oczach dziennikarzy – „nie będzie w jego drużynie świętych krów”
- zyskałby w oczach… piłkarzy – „musimy w każdym meczu dawać z siebie wszystko, nie będzie taryfy ulgowej
W skrócie – tylko mógłby zyskać. Bo skoro spotkanie i tak jest bez sensu, to przynajmniej można by było zrobić coś, co dałoby niektórym do myślenia. Chyba że w kolejnych miesiącach będziemy chcieli oglądać takie mecze, jak ten z Irlandią Północną.
Wtedy nie ma tematu, wszystko jest okej, a powórkę z wtorku zobaczymy już niedługo.