Od przyszłego sezonu nie będzie w naszej ekstraklasie limitu obcokrajowców spoza Unii Europejskiej. Wprowadzony zostanie również obowiązek, aby na boisku w każdej drużynie przebywał przynajmniej jeden młodzieżowiec. Czy te zmiany zrewolucjonizują polską piłkę klubową? Nie sądzę.

Zmiany, ciągłe zmiany – najpierw system rozgrywek, potem burzliwe dyskusje nad długością przerwy zimowej oraz letniej, teraz te dotyczące młodzieżowców, którzy częściej dostaną okazję do gry. Fakty z poprzedniego sezonu są straszne – spośród 472 piłkarzy, którzy wystąpili w ekstraklasie, aż 207 to obcokrajowcy, co stanowi prawie 44 procent ogółu. Jakie były tego efekty? Żaden Polski klub nie awansował nawet do fazy grupowej europejskich pucharów.

Prezes Boniek pokazuje innych problem – w poprzedniej kampanii więcej debiutowało u nas obcokrajowców niż Polaków. Mówiąc w skrócie: jeżeli trener nie wie, czy postawić na młodego Polaka mieszkającego od urodzenia trzy kilometry od stadionu, czy kupić zawodnika zza granicy, zdecydowanie częściej decyduje się na tę drugą opcję.

Jestem ignorantem, taką opinię usłyszałem podczas jednej z rozmów kwalifikacyjnych o pracę, gdy został wyciągnięty mój archiwalny tekst o polskiej lidze. Wtedy kpiłem z reformy rozgrywek i ciągłej dyskusji, czy lepiej grać 30 czy 37 kolejek, czy lepszy jest system wiosna-jesień, czy odwrotnie. Minęło od tamtego czasu już kilkanaście miesięcy, pewne sprawy postrzegam inaczej, bo staram się wyciągać wnioski z każdego popełnionego błędu. Na temat tamtej publikacji powiem tyle: a co to za różnica, jak będą wyglądały nasze rozgrywki przy obecnym poziomie polskich drużyn?

Niezwykle cenię sobie profesjonalizm u sportowców. Zagłębiam się w tajniki i detale, które na najwyższym poziomie mogą pomóc w zwycięstwie. Juan Manuel Marquez przygotowując się do walki z Manny’m Pacquiao po każdym treningu pił swój mocz, bo tak zalecili mu lekarze. Wypowiadał się na ten temat na łamach amerykańskich mediów – sporo go to kosztowało, by się do tego przyzwyczaić, ale wiedział, że uzupełnianie minerałów, które w moczu traci, może być kluczowe dla regeneracji jego organizmu. Nie dowiemy się nigdy, czy to faktycznie pomogło, ale na pewno Marquez ten pojedynek wygrał i to zdecydowanie przed czasem. Czy przed kolejną walką również zdecydował się na taki ruch? Tak, bo niby dlaczego miałby odstawić coś, co zdało swój egzamin?

My natomiast obecnie jesteśmy sklasyfikowani na 25. miejscu wśród lig europejskich. Wyprzedza nas Kazachstan, Norwegia, Szwecja i Białoruś. W ciągu dwudziestu ostatnich lat raz polski klub awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów, w poprzednich dwóch sezonach lepsze od mistrza Polski okazywały się ekipy z Kazachstanu, Mołdawii, Luksemburga i Słowacji. Dyskutujemy o wszystkim – o pogodzie, długiej rundzie wiosennej, graniu w mrozie w połowie lutego i krótkiej przerwie letniej pomiędzy sezonami. Dyskutujemy o wszystkim, tylko nie o tym, że podczas wtorkowego meczu Pucharu Polski Adam Marciniak z Arki Gdynia ani razu dobrze nie podał piłki do przodu do swojego kolegi z zespołu.

Czy dobrze, że obcokrajowców będzie u nas więcej – nie wiem, trudno powiedzieć, tak naprawdę w ogóle mnie to nie interesuje. Niech jest na placu gry w jednym momencie i dziesięciu piłkarzy z Afryki, niech zdobywają mistrzostwo Polski – jeżeli właściciel klubu ma taki kaprys, a trener lubi wystawiać takich zawodników,  to czemu nie? Jeżeli ja byłbym prezesem – dajmy na to – Legii, to dla mnie te zmiany niewiele by wniosły – na boisku za każdym razem grałoby dziewięciu Polaków, z czego pięciu nie miałoby więcej niż 24 lata.

Obecnie nasz futbol jest blisko dna. Ktoś powie: atakujesz, wcale nie jest tak źle. Ktoś, kto uważa inaczej, ma sklerozę i bardzo krótką pamięć – miernikami naszego poziomu jest nie to, jaki mecz rozegrają między sobą Lechia i Jagiellonia, które przewodzą obecnie w tabeli i pewne zwycięstwo Legii nad Górnikiem Zabrze. Papierkiem lakmusowym naszej piłki są występy naszych klubów w Europie. Gdy ogrywamy równych sobie lub nieco wyżej notowanych przeciwników, to rozwijamy się i zmierzamy  we właściwym kierunku. Jak przegrywamy regularnie ze słabszymi od siebie, to jesteśmy ciency, a dużo rzeczy trzeba poprawić. Między innymi podejście do takich spraw, jak selekcja zawodników.

Od lat ściągamy szrot zza granicy, który ma w Polsce komfortowe warunki do grania w piłkę – smaczne jedzenie, cywilizacja na poziomie, godziwe wynagrodzenie, ładne dziewczyny i gościnność, z której słyniemy w świecie. Zbyt dużych wymagań i presji nie ma, bo przecież taki Marciniak nie dostał bury od trenera Smółki w środę rano, że zagrał złe spotkanie – wszystko przechodzi bez echa, a lewy obrońca w kolejnym meczu ligowym na pewno wyjdzie na boisko od pierwszego gwizdka. Ciśnienie na wynik – poza dwoma, trzema zespołami, to nie istnieje – co sezon mamy do czynienia z losowym doborem ekip, które walczą o podium i słabszą lokatę wszyscy szybko potrafią sobie wytłumaczyć. Obcokrajowcy widzą to, zdają sobie sprawę, że u nas jest naprawdę przyjemnie – stąd w poprzednim sezonie zadebiutowało ich w naszej lidze aż 99.

My tymczasem powinniśmy skupić się na rzeczach naprawdę istotnych. Zamiast gadki, o słuszności każdego posunięcia i rozważaniach, które rozwiązanie organizacyjne jest lepsze, należy piłkarzom powiedzieć, że trochę więcej ich zaangażowania i zmiana podejścia może pomóc rozwinąć nasz krajowy futbol. Inaczej bardzo łatwe pieniądze będą w Polsce zarabiali ludzie z przypadku, którzy nigdzie indziej nie mieliby szans nawet powąchać murawy.

KOMENTARZE