Na potrzebę tego tekstu jestem laikiem. 55-letnim Mietkiem kończącym pracę o 16 i z piwkiem w ręku przesiadującym przed telewizorem. Wiecie, o kim mówię, znacie takich ludzi. Mądralą z brzuszkiem, nogami wyciągniętymi na pufce przyodzianym w białą koszulkę żonobijkę.

Celowo wcielam się w taką rolę, bo tacy ludzi są w naszym kraju masą. To oni są tłumem, który niewiele rozumie, ale wszystko wie. To taki człowiek najchętniej zabiera głos na rodzinnych spotkaniach i w tramwaju, jadąc do pracy, opowiada o tym, jak to jest źle, strasznie i jak to dymają nas na każdym kroku.

Dziś będzie o reprezentacji Polski i o tym, jak nasz Mietek patrzy na to wszystko, co dzieje się w ostatnim czasie w polskiej piłce.

Szefem piłkarskiej centrali został gość, który fortuny dorobił się na Disco Polo. Selekcjonerem biało-czerwonych jest człowiek, za którym ciągnie się afera korupcyjna i bliskie koneksje z szefem piłkarskiej mafii. Zawodnicy dogadują się przed turniejem na premię po wyjściu z grupy, a osobą, z którą sobie śmieszkują o wysokości dodatków (30 lub 50 milionów) jest premier naszego kraju. Piłkarze grają ultra defensywnie, są wśród nich i tacy, którzy próbują tłumaczyć kibicom taki styl argumentując go tym, że my po prostu w piłkę grać nie umiemy. Inni natomiast krytykują między wierszami trenera za to, że hamuje ich ofensywny potencjał.

Selekcjoner nie chce rozmawiać z dziennikarzami i nazywa ich alkoholikami. Piłkarze przed meczem z Argentyną ustalają, kto ile dostanie za to, że ograliśmy Arabię Saudyjską. Żony piłkarzy śpią w tym samym hotelu, co zawodnicy, część do Kataru wybrała się tylko po to, aby prosto z miejsca mundialu polecieć na wakacje. Tylko część piłkarzy wraca do Polski. Nikt nie zatrzymał się na lotnisku, aby porozmawiać z mediami czy pstryknąć sobie fotkę z fanami, dla których jest to spełnienie marzeń.

Jasne, to wszystko jest bardzo mocno przerysowane. Jest zero-jedynkowe. Ale… tak ludzie patrzą na świat. Albo jest okej, albo jest nie okej. Albo coś jest czarne, albo białe.

I polska piłka znowu ma kiepski wizerunek. Śmialiśmy się z czasów, gdy mecze były kupowane, potem był okres starych baronów, afer wokół związku o różne absurdalne kwestie, jak budowa nowej siedziby PZPN. Grzegorz Lato to bardziej były piłkarz, a obecnie wujek weselny niż prężnie działający przedsiębiorca i szef dużej organizacji, Franciszek Smuda to trener wuefu w technikum samochodowym, a nie nowoczesny szkoleniowiec, który rewolucjonizuje futbol. I po tych czasach, tych wszystkich klęskach wizerunkowych i PR-owych, w końcu było dobrze. Był Robert Lewandowski, polskie EURO, był awans na mistrzostwa Europy i wyjście z grupy. Zaczęło to jakoś wyglądać, przestaliśmy być pośmiewiskiem. I jeden turniej, w teorii zakończony sukcesem, spowodował, że nasza piłka znowu stała się memem. Znowu zamiast o meczach, rozmawiamy o tym, kto zarobi więcej. Czemu piłkarze są bucami i czy to trener, czy kapitan ustalał taktykę na mecz z mistrzami świata.

Jesteśmy narodem, który uwielbia spory. Dążymy do kłótni i nie potrafimy żyć w harmonii. Nie potrafimy uporządkować sobie podstawowych spraw i zawsze w momencie, w którym wszystko idzie naprawdę dobrze, potrafimy wywrócić się o własne nogi i wszystko popsuć.

Na wielu płaszczyznach wróciliśmy do czasów, których musimy się wstydzić. Na kilka dni po zakończeniu mundialu nikt nie mówi o futbolu, a afera goni aferę. Przykre, że niewiele czasu potrzeba było, aby nasz futbol dla przeciętnego kibica znowu kojarzony był z dziadostwem. Z Mietkami, którzy pożar gaszą benzyną.

Dymy, wszędzie dymy – afery i podziały to nasza specjalność!

KOMENTARZE