Koniec roku to czas podsumowań. Bardzo często to właśnie przy świątecznym stole zostają podjęte tematy, które zwykle nie są poruszane. A że nierzadko schodzi na sport, to ze szczególną uwagą nasłuchuję głosu ekspertów. Bo że w Polsce jest ich jakieś 38 milionów, to nikogo nie trzeba nawet przekonywać.

Zeszło na piłkę, bo ta w wersji kopanej jest naszą domeną. Mocnym punktem każdego Polaka, asem w rękawie wszystkich znawców futbolu. Każdy wie, że Lewandowski to ten od pięknych bramek, Krychowiak od czarnej roboty, a Kapustka jest młodym zdolnym chłopakiem, który za kilka lat reprezentację będzie ciągnął za uszy. Znamy się na futbolu wszyscy, bo piłkarska mania dotyczy większości ludzi w naszym kraju i zewsząd nas otacza. Niedługo otwierając lodówkę z całą pewnością zobaczymy w niej któregoś z polskich piłkarzy. Kto wie, być może nawet całą drużynę.

„Ten rok był najbardziej udanym w polskim futbolu o 1986 roku” – przeczytałem na Twitterze. Kurde, z jednej strony awansowaliśmy do ćwierćfinału mistrzostw Europy i tylko przez nieprawdopodobnego pecha przegraliśmy z Portugalczykami, którzy kilka dni później zdobyli trofeum. Naprawdę zagraliśmy fajny turniej, a polscy piłkarze skradli nasze serca swoją postawą. Z drugiej jednak perspektywy – to wciąż miejsce 5-8, które w sporcie absolutnie nikogo nie kręci. Które w wielu przypadkach jest odbierane przez kibiców jako kompletna klapa.

2016-06-30t205446z_1_lynxnpec5t1u5_rtroptp_3_soccer-euro-pol-por-800

Przypomnę tylko, że podczas styczniowych mistrzostw Europy w piłce ręcznej Polacy zajęli siódme miejsce. Nikt szampanów wtedy nie pił, a po turnieju Polacy zmienili trenera. Biegler bowiem, nie nadawał się już do pracy z reprezentacją.

Nie umniejszam Polakom sukcesu, który Ci osiągnęli we Francji. Byłem w Marsylii na meczu, kibicowałem kadrze, cierpiałem po przestrzelonym rzucie karnym Błaszczykowskiego. Wierzyłem w wielkie rzeczy podczas turnieju, naprawdę wierzyłem. Jako sceptycznie podchodzący do wielu spraw obserwator nie uznaję jednak miejsca 5-8 podczas mistrzostw Europy za nie wiadomo jaki sukces. Odnoszę wrażenie, że nasz apetyt na triumfy i zwycięstwa w piłce kopanej był już na tyle duży, że byliśmy się w stanie zadowolić czymś, co na zdrowy rozsądek spektakularnym sukcesem nie jest. To trochę jak z krokietami podczas świąt. Każdy ma ochotę na te od mamy, własnej roboty z farszem i pieczarkami. Te z Biedronki też zje, bo jest głodny, ale nie chwali ich znakomitego smaku przy każdym przeżutym kawałku. Nam te kupne, za parę złotych smakują. Mało tego – próbujemy wmówić reszcie rodziny, że one na serio są bardzo smaczne.

Czemu mnie te wielkie sukcesy kadry nie pochłonęły? Czemu nie mam wypieków na policzkach od samych myśli na temat wspaniałego roku w wykonaniu naszych piłkarzy? Bo wydaje mi się, że na dzisiejszy obraz reprezentacji ma wpływ ostatnie kilkanaście/kilkadziesiąt lat w polskim futbolu. Przyzwyczailiśmy się do kompromitacji. Do porażek i oglądania wielkich turniejów przed telewizorem. Do przegrywania z Koreą, blamażu z Portugalią za Engela, wpadki z Ekwadorem i lekcji futbolu od Chorwacji. Myślami byliśmy wielokrotnie podczas tych właśnie momentów z przeszłości, które przez wiele lat powodowały niepokój w naszych głowach. Patrzyliśmy na europejskich średniaków z podziwem, że można. Że da radę nie błaźnić się przy każdej możliwej okazji. Gdy udało nam się przekroczyć barierę wstydu, wskoczyć na level, który jest naszym naturalnym miejscem na piłkarskiej mapie świata, to poczuliśmy ulgę. Ulgę i dumę zarazem. Bo nie byliśmy już tymi, których wytyka się haniebnie palcem w towarzystwie Chorwacji, Grecji czy innej Ukrainy.

To samo tyczy się Legii i jej Lidze Mistrzów, o której tyle było słychać w mediach w ostatnich miesiącach. Nie byliśmy tam 20 lat! DWADZIEŚCIA LAT europejskie boiska nie widziały żadnego polskiego zespołu w akcji. Nie chwalmy teraz nikogo za to, że wracamy do elity. Nie idźmy drogą, w której podziwianie i klaskanie za coś, co przyziemne i normalne, a dla gorszych od nas regularne i przewidywalne jak Pasterka w Wigilię. Wymagajmy od siebie więcej i patrzmy RACJONALNIE na to, co dzieje się w światowym futbolu. Nie pompujmy balonika w momencie, gdy jesteśmy na tym samym poziomie co ekipy z Kazachstanu, Białorusi i Bułgarii. Bo patrząc jak drużyny z tych krajów otrzymują regularny oklep od Realów, Manchesterów i Bayernów śmiejemy się do rozpuku. A tak naprawdę my dopiero niedawno wskoczyliśmy na poziom, który oni prezentują od dawna.

147808084347135-legia-warszawa-vs-real-madrid-01

Pokora i trzeźwe myślenie – to w sporcie pomaga.

Wiele osób może tego krótkiego tekstu nie zrozumieć. Ba, kilka osób nie doczyta do końca bo stwierdzi, że ktoś na siłę chce hejtować polską piłkę. Uparł się i już! Nic z tych rzeczy. Ja również cieszę się z tego, że coś drgnęło. Że jest lepiej niż było i wiele wskazuje, że to zmierza w dobrą stronę. Sportowcy jednak, Ci najlepsi, mają zazwyczaj wielkie ambicje. Oni naprawdę nie cieszą się z byle czego. Dla mnie sam udział w Lidze Mistrzów to nie jest sukces. To obowiązek dla takiego klubu jak Legia Warszawa. To piłkarskie abecadło dla mistrza Polski.

A wodę warto pić małymi łyczkami. W innym wypadku szybko można się zakrztusić.

KOMENTARZE