Polskie kluby po raz kolejny skompromitowały się w europejskich pucharach, Legia Warszawa przegrała z drużyną z Luksemburga. Do Mołdawii, Kazachstanu i Słowacji dochodzi ekipa z państwa, w którym mieszka mniej ludzi niż w Łodzi.

Nie będzie o grze, bo o tym napisał każdy. Nie będzie pastwienia się, bo dziś można napisać wszystko i nikt nie ma prawa przyczepić się o cokolwiek. Będzie o tym, dlaczego piłkarze Legii mają najlepszą pracę na świecie. Uwaga – nie będzie o zarobkach, nie będzie o szybkich samochodach i ładnych dziewczynach. Nie będzie o sterylnych warunkach życia, udogodnieniach na każdym kroku. Nie będzie o tym wszystkim, co ma miejsce i co ma spory wpływ na to, że piłkarze są postrzegani tak, a nie inaczej. Zajmę się tylko wymiarem sportowym i ciężarem psychicznym, który ciąży na każdym z zawodników Legii.

Wyobraźcie sobie, że jesteście:

Sebastianem Szymańskim

Młodym zawodnikiem, który dopiero wchodzi do poważnej piłki. Gdy strzelacie – wszyscy są zachwyceni, wróży się wam ogromną karierę. Gdy nie strzelacie nikt nie ma do was pretensji, bo jesteście młodzi, a w przypadku Szymańskiego – macie jeszcze kilka lat grania w piłkę przed sobą, zanim ktokolwiek będzie patrzył na was jak na seniora. Wiadomo – młodość ma swoje prawa.

W normalnej firmie: Po okresie stażu w firmie przychodzi już normalna praca. Zgoda – koledzy biurko obok mają więcej doświadczenia, ale wy też już wszystko wiecie – trzy miesiące spędziliście wykonywując szereg obowiązków, więc wymagania rosną. Pomału pępowina zaczyna być odcinana – wiecznie młodzi nie będziecie.

Eduardo

Przychodzicie do klubu z jasnym przesłaniem – macie być, nie grać. W piłce już dużo widzieliście, od dawien dawna nie możecie dobić do poziomu, który jeszcze niedawno był dla was normalnym. Każdy przebłysk geniuszu jest wam wielokrotnie przypominany, wiadomo – od teraz będzie już tylko lepiej. Gdy jednak nie idzie – no cóż – tak musiało być. Marketingowo i wizerunkowo i tak się zgadza – Legię stać na ściąganie kozaków.

W normalnej firmie: Fajnie, że jesteście twarzami w nowej firmie. W branży wszyscy was chwalą, każdy chce was poznać – w końcu jesteście kimś. Gdy jednak do pracy nie przychodzicie, a jak już jesteście, to potraficie schrzanić najprostsze zadanie, to cierpliwość wszystkich dookoła zaczyna się kończyć. Pobieracie co miesiąc pieniądze, a nie ma z tego żadnych korzyści. Żadnych, poza tym, że jesteście, ale to już ustaliliśmy.

Michałem Kucharczykiem

Jesteście chłopakiem z Warszawy, związnym z klubem przez wiele lat. Wolno wam więcej, wiadomo, nikt nie będzie sadził się do zawodnika, który ma Legię w sercu. Gdy nie gracie, bo trener ma taki kaprys, to wszyscy stoją za wami murem – no jak to, nie gra Kucharczyk? Gdy gracie i wam nie wychodzi, ale staracie się, czyli robicie coś, co robi każdy piłkarz w poważnej lidze, to i tak wyróżniacie się na tle kolegów-nieudaczników – ręce precz od Kucharzyka! W skrócie: czy idzie, czy nie, to macie lżej. Jesteście pozytywnymi chłopakami, więc aspekty piłkarskie schodzą na dalszy plan.

W normalnej firmie: Fajnie, że jesteście już długo w firmie, ale w trudnych momentach to na was spoczywa największa presja. Przywiązanie, zaangażowanie – okej, ale projekty same się nie zrealizują, pieniądze same na konto firmy nie wpłyną. Trzeba być efektywnym, żeby to w ogóle miało sens. Zasada „starych drzew się nie przesadza” nie obowiązuje. Cały czas czeka sterta CV na wasze stanowisko. Każdy z potencjalnych kandydatów na to miejsce deklaruje, że zrobi wszystko, aby efekty pracy całego zespołu były bardziej satysfakcjonujące.

Arturem Jędrzejczykiem

Macie już zbudowaną markę, ale od jakiegoś czasu też dystans do grania w piłkę. W poprzednim sezonie gracie katastrofalnie (w 31 meczach nie strzelacie żadnego gola, notujecie jedną asystę), Legia przegrywa w lidze 11 spotkań. Zawodzicie na całej linii, ale i tak zostajecie mistrzem Polski. Gdy trener odstawia was od pierwszej drużyny, to następuje poruszenie wśród wszystkich – kibiców, dziennikarzy i piłkarzy. – No jak to, bez Jędrzejczyka? Przecież to jest znakomity zawodnik!

W normalnej firmie: Zgoda – macie markę i sukcesy na swoim koncie, ale od roku nie jesteście już tak efektywni. Zarabiacie krocie, ale nie sprzedajecie już tylu produktów swoim klientom, nie kontaktujecie się z nimi, firma traci kolejnych kontrahentów, wy coraz mniej od siebie wymagacie, bo po mału zaczynacie akceptować kryzys, który was dopadł. Efekt? Tracicie na wartości z każdym dniem. Okej – można mieć gorszy tydzień, miesiąc lub dwa, ale nie rok. Nie odsunięcie od firmy lub bezpłatny urlop, a dyscyplinarne zwolnienie – kolego, tak to nie będziemy się bawić. Jak już wrócisz na normalną ścieżkę, to się odezwij. Nikt nie będzie trzymał w pracy kogoś bez ambicji, bez planu, bez perspektyw.

Arkadiuszem Malarzem

Idzie wam bardzo dobrze, kibice was kochają. Jako jedyni wychodzicie do dziennikarzy, jako jedni z niewielu potraficie powiedzieć coś nieszablonowego. Macie szacunek wśród kibiców, wśród kolegów, jesteście bardzo ważnym ogniwem klubu. Czy Legia przegra, czy Legia wygra – nieistotne – Malarz to dobry bramkarz i symptatyczny gość. Do wszystkich można się przyczepić, ale na pewno nie do niego.

W normalnej firmie: Zgoda, najmniej zastrzeżeń jest właśnie do was, ale skoro zespołowi nie idzie dobrze, to każdy ma w tym swój udział, również wy. Pracujecie już bardzo długo w tej branży, emerytura zbliża się wielkimi krokami. Może potrzeba kogoś młodszego? Z waszej pracy wszyscy są zawodoleni, ale co z tego, skoro firma idzie na dno? Niebezpiecznie zaczynają się nerwowe ruchy. Może należy zastąpić tych z porozu niezastąpionych?

Kasperem Hamalainenem

Generalnie od was to nikt niczego nie wymaga. Jesteście etatowymi rezerwowymi, ale nikt nie oczekuje od was ani goli, ani asyst, ani kreowania akcji. Nic – są bardziej bramkostrzelni piłkarze od was w drużynie, a gdy już ktoś zaczyna się przyczepiać, że liczby nie wyglądają tak, jak mogłyby wyglądać, to wymówką zamykającą rozmowę jest zdawkowe: „Gdybym grał regularnie, to bym strzelał więcej.” Trudno ten argument podważyć.

W normalnej firmie: Gdy jesteście bezpłciowi, to was nie ma. Nie osiągacie wyników, więc od razu pojawia się jasny sygnał – waszego zniknięcia nawet nikt nie zauważy. Spokojnie na wasze miejsce można znaleźć kilku lepszych, tańszych pracowników.

Hildeberto

Fajnie się zapowiadacie i tyle – nic wam nie wychodzi, nie można na was liczyć, nie polega na was nikt. Jak zespół przegrywa, to przecież nie wy – was nie ma na boisku. Gdy zespół wygrywa, to wypinacie dumnie klatę po medale, no bo jak to – wszyscy to wszyscy. CV piłkarskie rośnie przy kolejnych sukcesach, ale personalnie do was nikt nie może się przyczepić, bo – wiadomo – nie jesteście w stanie nic dać zespołowi.

W normalnej firmie: Nie pracujesz, nie ma cię, migasz się od roboty – wynocha, nie będziemy płacić pasożytowi. Nikt nie korzysta na waszej obecności – firma, która płaci, szef, który ma bezproduktywnego pracownika, na którym nie może polegać oraz młodsi koledzy, którzy widzą, że ktoś nie daje rady, a mimo wszystko utrzymuje się na pokładzie. Zostajecie szybko zwolnieni z pracy.

Odidją-Ofoe

Przychodzicie do klubu z brzuszkiem, klub funduje wam senatorium i dostajecie trzy miesiące na to, żeby wrócić do pełni sprawności. Szybko okazuje się, że potraficie grać w piłkę, momentalnie zostajecie gwiazdami całej ligi. W 42 meczach strzelacie 5 goli i notujecie 14 asyst i rok po odejściu z klubu wszyscy was wspominają z utęsknieniem. Nie robicie czegoś wielkiego – wasz kolejny zespół pokazuje, że jesteście mizerni w nieco lepszej lidze, ale doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że drzwi do Legii macie zawsze otwarte. Drugi taki sezon przy Łazienkowskiej i zarząd klubu zacznie zastanawiać się nad budową pomnika przy stadionie.

W normalnej firmie: Przychodzący pracownik z dużo większej korporacji od razu ma być wzmocnieniem – nie potrzebuje czasu na aklimatyzację. Wykręcenie normalnego wyniku sprzedażowego nikogo nie kręci, a już na pewno nikt za takie rezultaty was nie chwali. Jasne – wszysy was lubią, są z was zadowoleni, ale bez przesady – tak to już bywa, że ściągnięcie z lepszej firmy pracownika prawdopodobnie przyniesie efekt w postaci dobrych wyników.

Legią Warszawa

Mistrzostwo macie niemalże pewne – nie dlatego, że jesteście super. Zawsze znajdzie się od was 15 słabszych drużyn. Przegrywacie 11 razy w ciągu sezonu – to nic, kto inny wywraca się częściej.

Nie awansujecie do Ligi Mistrzów – nic się nie stało. Awansujecie raz w ciągu 20 lat – wszyscy wspominają to jako historyczne wydarzenie.

Nie awansujecie do Ligi Europejskiej – nic się nie stało, norma, awansujecie – fajnie, że klub idzie we właściwą stronę.

Przegrywacie mecz ligowy – nie można wszystkiego wygrywać – to nawet cytat jednego z piłkarzy. Wygrywacie trzy mecze z rzędu – super, Legia wkracza na właściwe tory.

Wygrywacie Puchar Polski – super, Legia dominuje w kraju. Przegrywacie Superpuchar Polski – początek sezonu, wpadki się zdarzają.

 

Wszystko można wytłumaczyć, zawsze znajdzie się coś. Gdy już nie idzie, to „taka jest piłka” i wszystko zostaje zamiecione pod dywan.

Macie najlepszą robotę na świecie. Nikt niczego od was nie wymaga, możecie migać się od wszystkiego. Żyjecie w bańce mydlanej, która mam nadzieję kiedyś pęknie.

 

KOMENTARZE