Jerzy Brzęczek został trenerem reprezentacji Polski, więc od razu kibice zaczęli zastanawiać się czy możliwe jest, aby szkoleniowiec bez wiekszych sukcesów na swoim koncie mógł odnieść triumf z biało-czerwoną kadrą. 

Od razu pojawiają się głosy, że Brzęczek jest podobny do Nawałki pod jednym względem. Przed objęciem sterów w narodowej drużynie żaden z nich nie miał wielkich sukcesów na swoim koncie w karierze trenerskiej. Nawałka nie przerastał ligi w momencie zostania selekcjonerem, tego samego nie można powiedzieć również o Brzęczku. W ogóle z trenerami to bardzo trudno dojść do ładu. Który z nich jest lepszy, który gorszy? W polskiej lidze nie ma takiego, który wygrywałby kilka lat z rzędu na krajowym podwórku i o którym moglibyśmy powiedzieć, że „‚ten się nadaje”. Rotacje na stołkach trenerskich są tak ogromne, że nie ma kiedy „zbudować” danego kandydata, by zapracował on swoimi osiągnięciami na posadę szkoleniowca, by jego kandydatura nie budziła żadnych kontrowersji. Magiera był dobry, gdy wygrywał tytuł mistrzowski i krajowy puchar oraz występował w Lidze Mistrzów, ale chwilę później został jednak ze swojego stanowiska zwolniony. Brosz dziś jest chwalony, bo wykręcił fajny wynik z Górnikiem, ale przed rokiem występował jeszcze w I lidze. Dziennikarze selekcjonera widzieli w Probierzu. Zgoda – pan Michał ma wiele, by nim zostać, ale przez długą część jesieni prowadzona przez niego Cracovia zawodziła kompletnie i wiele mówiło się o tym, że drogi MP i Pasów lada dzień się rozejdą. Drugim kandydatem obok Brzęczka na to stanowisko był Piotr Stokowiec, który również kilka miesięcu temu stracił pracę w Zagłębiu Lubin.

Pod względem warsztatu i umiejętności trenerskich… praca selekcjonera jest łatwiejsza niż praca trenera klubowego – tak uważam. W klubie praca jest każdego dnia – dzień w dzień przebywanie z piłkarzami, dzień w dzień problemy, które w oka mgnieniu trzeba rozwiązać. Od lat sympatyzuję Barcelonie – oglądam praktycznie wszystkie ich mecze, mało co mnie ominęło w ostatnim dziesięcioleciu. Inaczej grała drużyna Guardioli, inaczej grała ta Enrique. Kiedyś klepanie – raz za razem piłka przy nodze i utrzymywanie się przy niej nawet kosztem „zabijania” emocji. Messi bliżej środka ataku, dwóch nominalnych napastników wygonionych na boki – Henry do lewej, Eto’o do prawej. Mieliśmy obraz zespołu, który zaprojektował od A do Z Pep – tak chciał, żeby to funkcjonowało. Po kilku sezonach słabszych stery nad Blaugraną przejął Enrique i widział to inaczej – mniejsza rola Xaviego, środkowym napastnikiem będzie nominalny środkowy napastnik (Suarez), a Messi wróci na skrzydło. Efekty? Więcej gry z kontry, mniej „jałowego” wymieniania piłki, konkrety i więcej efektywności kosztem fajerwerków. Lucho chciał, aby jego zespół grał tak, a nie inaczej.

Codzienny trening i przekazywanie informacji swoim zawodnikom. Założenia i faktyka tuż przed najważniejszymi spotkaniami, trening biegowy i siłownia podczas zgrupowania przed sezonem. To wszystko trener klubowy wraz ze swoim sztabem projektuje od A do Z. A selekcjoner? Nie chcę powiedzieć, że jest mniej kompetentny, ale w pewien sposób dostaje gotowy produkt. Przyjeżdżają do niego na zgrupowanie piłkarze, którzy są na konkretnym poziomie. Selekcjoner ma za zadanie wybrać tych, którzy jego zdaniem najlepiej będą pasowali mu do filozofii prowadzonej przez niego ekipy. Taktyka? Oczywiście, że tak, ale skoro w klubach pracuje się przez 10 miesięcy, by drużyna grała na miarę oczekiwań, to – tak zupełnie na logikę – czy ktoś spodziewa się, że podczas 10 dni zgrupowania opiekun reprezentacji wpoi swoim podopiecznym do głowy wszystko, co ci mają robić na boisku? Moim zdaniem nie.

Nie zamierzam broń Boże trenerowi Brzęczkowi umniejszać, ale jego zadaniem będzie w dużej mierze to, aby w naszej reprezentacji stworzyła się dobra atmosfera. Żeby nie było podziałów, nie było dziwnych decyzji, nie było niejasności i aby każdy czuł się w drużynie potrzebny. Znowu, tak na logikę – czy Brzęczek zrobi z Zielińskiego, Błaszczykowskiego czy Milika lepszych piłkarzy? Prawdopodobnie nie. Czy kilkudniowymi rozmowami o taktyce przekaże im to, czego do tej pory nie wiedzieli? Sorry, ale nie wierzę, że tak się stanie. Czy będzie potrafił trafić słowem do tych, którzy mają w klubie gorszy okres lub którzy borykają się z problemami zdrowotnymi? Jak najbardziej tak. Jeżeli zdrowym i normalnym podejściem Brzęczek będzie w stanie wzbudzić u swoich podopiecznych zaufanie, to może zostać wygranym. Przynajmniej w ich oczach.

Nawałka był dobrym motywatorem, dobrym wujkiem dla części naszych piłkarzy. Wiele mówiło się o tym, że to właśnie dzięki niemu w kadrze zaistnieli Pazdan, Jędrzejczyk czy Mączyński, na szerokie wody wypłynął Grosicki. Spójrzmy na dokonania klubowe każdego z nich – trzech pierwszych to przecież nasi ligowcy, w ostatnim czasie niespecjalnie wyróżniający się na tle reszty zawodników Ekstraklasy. Grosik – w kadrze jeden z liderów, bardzo wartościowy gracz, który przez całą kadencję Nawałki był ważnym punktem kadry. W klubie jednak, z całym szacunkiem do Kamila, było już bez szału. Gdyby naprawdę był on znakomitym piłkarzem, to nie kopałby w wieku 30 lat piłki w drugiej lidze angielskiej.

To największa misja Brzęczka – dotrzeć do tych, którzy będą mu potrzebni. Których będzie chciał oglądać w swojej reprezentacji. Nie ścieranie się z Lewandowskim czy Glikiem. Niekoniecznie wykłócanie się o swoje racje z każdym i zgrywanie ważniaka. Doprowadzenie do relacji, która będzie zdrowa. Obojętnie, czy nowy selekcjoner będzie nauczycielem i autorytetem czy partnerem do rozmowy i kolegą od piwka w dniu wolnym od treningu – to jego decyzja. Wydaje mi się jednak, że wzajemne zrozumienie i zwykła sympatia względem siebie może być kluczem do sukcesów tej reprezentacji. Jeżeli tego zabraknie, to czekają nas czasy Smudy i Fornalika, gdy każdy wózek ciągnął w swoją stronę.

KOMENTARZE