Bartosz Kapustka prawdopodobnie zaraz wróci do Polski i tu będzie kontynuował karierę. Mam nadzieję, że tak się stanie i że niespełna dwudziestoczteroletni chłopak znowu będzie robił to, co lubi najbardziej – będzie grał w piłkę. Podawał, strzelał, dryblował i dośrodkowywał jak za dawnych lat.

Człowiek w wieku 20 lat robi wiele głupstw. Ma też wiele marzeń. Jednym z nich jest chęć podbicia świata i zrobienia wielkiej kariery. Niektórzy mają więcej talentu, by taką zrobić, inni zasuwają każdego dnia w pocie czoła, a i tak umierają jako przeciętniacy. W życiu sportowym Kapustki bardzo szybko dostrzeżono w nim kogoś, kto ma papiery na wielki futbol. Ma lekkość, finezję, wyobraźnię i wrodzony dar do bycia drugim Robertem Lewandowskim. Kapustka rozegrał jeden bardzo dobry mecz na EURO 2016 (z Irlandią Północną) i wyróżniał się na tle swoich rywali w słabej w skali Europy Ekstraklasy. Jego doradcy stwierdzili, że to odpowiedni moment, by spakować manatki i ruszyć w świat. Przyjąć ofertę Leicester i pojechać do Anglii, by tam kontynuować swoją przygodę ze sportem.

Czy zrobiłbym inaczej niż Kapustka? Nie wiem, może nie. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że często opcje bardziej bezpieczne, przemyślane i zachowawcze są strzałem w dziesiątkę. Rzucanie się na głęboką wodę z kołem ratunkowym bez powietrza i bez umiejętności pływania najczęściej kończy się fatalnie.

Kapustka ruszył w świat i przepadł. Tak, przepadł, choć pewnie ktoś się obruszy, że to przecież fajny chłopak, który spędził w ostatnim czasie dużo czasu w towarzystwie znacznie lepszych piłkarzy niż ci występujący w – to moje słowa – bardzo słabej w skali Europy Ekstraklasie. Okej, zgoda, z tym że problem Kapustki polegał na czym innym – on tam był, a nie grał. W ciągu czterech lat rozegrał łącznie 50 meczów, z czego tylko 12 w pierwszym zespole Leicester (3) i Freiburga (9). Łącznie w ciągu ostatnich 48 miesięcy strzelił 8 goli.

Gdy spojrzymy na konto bankowe Kapustki, to tam na pewno dzieje się wiele dobrego. Czy uważacie jednak, że dwudziesto czy dwudziestotrzyletni piłkarz tak bardzo zwraca na to uwagę? Jasne, lepiej mieć sto tysięcy niż trzydzieści, zdecydowanie bardziej komfortowo patrzy się na świat mając świadomość, że ponad milion czeka na wydanie lub zainwestowanie w nowy biznes. Ale czy pełen werwy młody człowiek z dosyć krótkim stażem treningowym i tylko epizodem w dorosłej piłce karmi się tylko kasą, którą udało się zarobić siedząc na ławce rezerwowych? Czy to powoduje szczęścia i daje uśmiech, który był przyklejony do tego samego człowieka, który w wieku 17 lat dostawał po raz pierwszy szansę potrenować z dorosłymi?

Wiem, że to brutalne, ale Kapustka w swojej karierze więcej czasu spędził zwiedzając trybuny i sprawdzając twardość ławki rezerwowej w kolejnych klubach niż regularnie grając w piłkę. Gdybym dziś dostał propozycję, aby zarabiać trzy razy więcej w dużej, światowej redakcji nic nie robiąc, to jak długo byłbym szczęśliwy? Przez pierwsze kilka miesięcy chwaliłbym się kolegom, że nie robię wywiadów, nie piszę tekstów i nie jeżdżę na gale czy mecze i płacą mi więcej niż w poprzedniej pracy. W końcu jednak wkurzyłbym się, że wszyscy się rozwijają, a ja bezczynnie siedzę. Kolega poznał nowego sportowca, drugi napisał ciekawy artykuł, a trzeci zrobił wywiad z mistrzem świata. Ja siedzę i nic nie robię. Nie wykonuje swojej pracy, w której przed chwilą tak bardzo się zakochałem.

Bardzo dużo ludzi w dzisiejszych czasach to próżne osoby, które wymagają atencji i zainteresowania swoją osobą. Które lubią być chwalone, chcą wiedzieć, że ktoś się nimi interesuje. Piłkarze zdecydowanie do takiej grupy należą – nadmierna popularność niby trochę ich męczy, ale w środku czują, że to znaczna składowa ich pracy, która jest wartością dodaną uprawiania sportu. Jak myślicie, Kapustce dobrze chodziło się rano po bułki w Anglii czy w Niemczech, gdy mało kto wiedział, kim naprawdę jest? Przyzwyczajony do achów i achów piłkarz z wielkim talentem czuł się spełniony, gdy przysłowiowa pani Jadzia z warzywaniaka patrzyła na niego jak na zwykłego klienta, który przyszedł po pomidory czy rzodkiewkę?

Nawiązuję do tego, że w Polsce młodzi piłkarze zarabiają mniej, ale budzą zainteresowanie. Po dwóch czy trzech strzelonych golach kibice zaczynają się uczyć ich nazwiska. Zaczynają śledzić poczynania takiego zawodnika w mediach społecznościowych, rozpoznają go na mieście, pstrykają sobie z nim fotki w galerii handlowej czy w restauracji. Taki piłkarz jest w swoim kraju kimś, czuje jedność z miejscem, w którym żyje. Gdy do tego dodamy regularną grę, możliwości wybicia sie w momencie, gdy w końcu będzie się na to gotowym, wnikliwą obserwację trenerów, w tym selekcjonera reprezentacji Polski, to okaże się, że… w tej Polsce nie jest tak najgorzej. Może kasy jest mniej niż za granicą, ale cała reszta się zgadza. Nie trzeba uciekać za pieniędzmi, które w ostatecznym rozrachunku szczęścia nie dają.

Kapustka zaraz wróci do Polski i zacznie budować swoją pozycję od zera z presją, która będzie na nim ciążyła. Dwudziestoczteroletnim piłkarzem już nikt nie będzie się zachwycał, że ten poda prosto piłkę i dobrze rokuje. Od dwudziestoczteroletniego piłkarza każdy będzie już wymagał tego, czego ten nie robił przez ostatnie cztery lata.

KOMENTARZE