Miętowi, bo miętowi, ale zwycięzcy. Gospodarze Euro 2016 wygrali w meczu otwarcia z Rumunią 2 do 1, chociaż przez długi czas wydawało się, że spotkanie to może zakończyć się niespodzianką.

Francuzi są ekipą najczęściej wymienianą w gronie faworytów do sięgnięcia po Mistrzostwo Europy, ale na inaugurację turnieju nie przekonali swoją grą chyba nikogo. Wystarczyłoby, żeby Stancu miał tego dnia lepiej wyregulowany celownik, a Tricolores ponieśliby porażkę i pretensje mogliby mieć jedynie do siebie. To właśnie Rumuni już na samym początku zmarnowali stuprocentową szansę na objęcie prowadzenia, a Francuzi grali nerwowo i bez pomysłu. I mimo, że z upływem czasu w pierwszej połowie przejęli inicjatywę, do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis.

Po wznowieniu gry Les Bleus nie wyciągnęli wniosków z początku spotkania i po raz kolejny pozwolili Stancu znaleźć się w stuprocentowej sytuacji, ale ten ponownie spartolił. Regularnie partolił też Giroud w ataku gospodarzy i gdy wydawało się, że zaraz opuści boisko – w końcu wykorzystał swój wzrost i świetne dośrodkowanie Payeta zamienił na bramkę. Rumuni, którym w tym spotkaniu nikt nie dawał większych szans grali jednak swoje, a do siatki w końcu trafił nieszczęśnik Stancu, który pokonał Llorisa z rzutu karnego. Na Saint-Denis szok i niedowierzanie, podczas gdy Rumuni cisną dalej. Zdesperowany Deschamps zdejmuje Pogbę, a za rozgrywanie zabiera się Payet. Posunięcie to okazuje się strzałem w dziesiątkę, a „widły” skrzydłowego West Hamu z miejsca stają się faworytem plebiscytu na trafienie turnieju. 2-1. Jest 89 minuta spotkania…

 

Wnioski z pierwszego meczu Euro są następujące:

1/ nie taka Francja silna, jak ją malują,

2/ każdej drużynie w turnieju przydarza się słabszy mecz, ważne, żeby potrafić go wygrać  – czy dla Francji był to mecz otwarcia?
3/ Rumunia to nie ogórki i z pewnością powalczą o udział w fazie pucharowej,

4/ Dimitri Payet zaczyna imprezę z zajebiście wysokiego C,

5/ chyba czeka nas fajny turniej…

A my jutro też chcemy wygrać. Po brzydkiej i słabej grze. Bo kto to będzie później pamiętał?

 

MICHAŁ FARAN

KOMENTARZE