Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Piłka nożna to sport drużynowy, przecież to oczywiste. O polskim piłkarzu jednak, jego podejściu do zawodu, trybie życia można napisać pokaźną serię książek. Jeden wygrany mecz –  ten z Niemcami. Jeden mądry człowiek, który ten cały burdel ogarnął – Nawałka. Kapitan, który stał się liderem i rezerwowy Mila, który pogrążył Niemców. Wszyscy. Drużyna.

Od razu po losowaniu grup eliminacyjnych wśród kibiców wybuchła panika. Kurde, niby Irlandia i Szkocja to żadne wielkie firmy(można było trafić dużo gorzej), ale zawsze ciężko nam się z nimi grało. Bo to drwale, duże chłopy, którzy kopią i mocno biją. Trudniej z takimi na pewno byłoby Obraniakowi, Boenishowi czy Polańskiemu. Czyli nie Polakom, a zawodnikom w biało – czerwonej koszulce z orzełkiem na piersi. Dla tamtej ekipy to rugbiści, którzy za zadanie mają tylko przeszkadzać i z nimi w piłkę grać się nie da. Pokonywali nas, bo mieli szczęście, a co za tym idzie my – pecha. Nawałka to pozmieniał. Wprowadził do drużyny tych, którym chce się grać w piłkę. Chce się cierpieć i gonić wynik. Chce się biegać, walczyć i pomagać koledze. Chce się usiąść na ławce rezerwowych, gdy tak zdecyduje trener i kibicować temu, który akurat gra na Twojej pozycji. Błaszczykowski nie ma problemu z tym, żeby opaskę nosił Lewy, a Robert nie ma problemu, żeby Kuba strzelał karnego z Gibraltarem. Chce się również Szczęsnemu, który całe życie był przed Fabiańskim, a teraz przygląda się jak jego kolega występuje w reprezentacji na cały etat. Krótko podsumowując: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Niby normalne, za Bońka czy Laty oczywiste. Inaczej nie miało prawo się to udać.

Nawałka!

Trzeci z rzędu polski ligowiec do reprezentacji został, podobnie jak poprzednicy,  wprowadzony siłą publiki. Kibice chcieli Nawałki, to w nim widzieli naszego przywódcę. Selekcjoner miał szczęście, wyczucie, odpowiednią wiedzę. Wszystko to, co charakteryzuje wielkiego mistrza. To on postawił na Milika, który zamiast pomagać młodzieżówce, sprawdzał poziom amatorów z Gibraltaru. To Nawałka miał przeczucie, że Peszko odpali z Irlandią i strzeli gola w Dublinie. On również zbudował Pazdana, który z przeciętnego ligowca w ciągu kilku miesięcy wskoczył na „International Level”. Nawałka widząc jaki progres zrobił Olkowski, stworzył alternatywę dla przemęczonego Błaszczykowskiego. To on wbrew woli narodu postawił na Mączyńskiego, który dograł do Lewandowskiego tą najważniejszą piłkę. Pozwolił tez do bramki wrócić Fabiańskiemu, który przez całą karierę był w cieniu swoich kolegów. Dał zadebiutować Kapustce, który po kilku minutach zdobył premierowego gola. Poczekał na Grosika, który później stanowił o sile drużyny. To wszystko on, Nawałka.

Słuchałem wywiadu Lewego po meczu udzielanego dla Polsatu. Czekałem, aż kapitan wypali coś szczerego, kontrowersyjnego. Król eliminacji, awans Polaków, może poleci na cwaniaku, bo przecież kiedy, jak nie teraz? Czekałem, aż podkręci jeszcze bardziej Polaków i powie coś w stylu „Mamy drużynę i z Irlandią możemy grać nawet w rugby” lub „Zapewniam was, że jak Irlandczycy czekają na nas pod stadionem, to pójdziemy bez ochrony, wszyscy i damy sobie radę”. To zapada w pamięć, takich kocha tłum, o tym się później gada. Nic takiego Lewy jednak nie powiedział. Musimy więc kochać tych, którzy w pojedynkę strzelają trzynaście bramek i są punkt za Niemcami. Wielka szkoda.

KOMENTARZE