Barca wygrała mistrzostwa świata, bo tak naprawdę wygrać je musiała. Ogólnie klubowy mundial to bardzo niewdzięczne rozgrywki. Europejskie ekipy jadą tam z jasnym przesłaniem – trzeba wygrać. Niby w turnieju biorą udział mistrzowie z Azji, obu Ameryk czy Australii, ale z poważnych zespołów przymierzanych do triumfu w rozgrywkach zawsze w pierwszym rzędzie stawia się Europejczyków, a gdzieś tam daleko za ich plecami resztę stawki. A więc Barca wygrała, a sam turniej zostanie zapamiętany głównie z tego, że mecze musieliśmy oglądać skoro świt, a Suarez w pojedynkę masakrował kolejnych rywali. Katalończycy zatem z czystym sumieniem mogą zasiadać przy wigilijnym stole. Zastanawiam się jak można klubowy mundial uatrakcyjnić. Choćby do tego stopnia, żeby piłkarscy kibice zacierali ręce na samą myśl o zbliżającym się meczu, a nie włączali telewizor tylko po to, by posłuchać śmiesznie gadającego Szpakowskiego. A może po prostu darować sobie ten cały niepotrzebny teatrzyk, a rozgrywki odpuścić? Bo skoro coś nie ma sensu, to czemu w to dalej brnąć?

  • Po pierwsze, Barca przegrywając sprawiłaby niespodziankę sensację. Czyli ewentualne potknięcie, to nie przegranie z mistrzem innego kontynentu, tylko blamaż, kompromitacja i wielkie pośmiewisko.
  • Po drugie, rozgrywanie Klubowych Mistrzostw Świata na drugim końcu kuli ziemskiej w ogóle Europejczykom nie leży. W Lidze Mistrzów jest tak, że wygrywając fazę grupową otrzymujesz przywilej polegający na tym, że rewanż rozgrywasz na własnym boisku. To może Europejczycy, którzy najczęściej sięgają po Klubowe Mistrzostwo Świata powinni dostać bonus, by turniej rozgrywał się na Starym Kontynencie? Zaoszczędzi się dzięki temu wyjazdów i zmiany strefy czasowej.
  • Po trzecie, niestety zawsze wygląda to tak, że  meczach o przysłowiową „pietruszkę” zawodnicy doznają największej liczby kontuzji. Czyli Barca gra z Levante, Betisem i Atletico i nikomu nic nie jest. Nagle gdy przyjdzie zmierzyć się w towarzyskim spotkaniu reprezentacji to wszyscy są kontuzjowani i muszą pauzować. Poza zwycięstwem Enrique podczas pobytu w Japonii myślał o jednym – wrócić ze zdrowym zespołem do Barcelony.
  • Po czwarte, Barca nie gra swoich meczów ligowych zgodnie z zaplanowanym pierwotnie terminarzem. Czyli zaległe spotkania będzie musiała rozegrać kiedy indziej. To trochę jak na studiach. Najłatwiejszy termin, to zawsze pierwszy termin. Razem ze wszystkimi, gdy każdy ma równe szansę. Atletico wygrywa dzisiaj z Malagą i przeskakuje Barcelonę w ligowej tabeli. Wynika to tylko z większej ilości rozegranych meczów, ale stawia to Blaugranę na delikatnym musiku. Wywiera presję, nakazującą wygrania zaległego spotkania.
  • Po piąte, za wygranie tego „Mistrzostwa świata” nikt nawet Barcelonie nie pogratuluje. To znaczy każdy zakoduje, że formalnie to Duma Katalonii jest najlepsza na świecie, ale na nikim nie zrobi to żadnego wrażenia. Czyli wygrywając niejako dopełniasz formalności. Przegrywając jesteś leszczem, z którego wszyscy przez najbliższe tygodnie będą ciągnąć łacha.

Pytanie, co należy zrobić żeby ten turniej zyskał na randze? Może przenieść go do Anglii i wszystkie spotkania rozgrywać na stadionie neutralnym przy pełnym stadionie (np. Wembley)? Do turnieju zaprosić najlepszą drużynę z Afryki, mistrzów obu Ameryk, Azji i cztery europejskie zespoły. Te, które doszły do półfinały poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Zorganizować turniej w przerwie świąteczno-noworocznej i wtedy wybrać najlepszą ekipę na świecie. Tylko co to będzie za mistrz świata, który półfinał Champions League przegrał 0:5 (patrz Bayern w sezonie 2013/2014) a zepnie się na KMŚ i wygra ten turniej?

PS: Taka moja refleksja. Pamiętacie słynny transfer Miro Radovica do Chin? Wiele osób zarzucało wtedy sympatycznemu Serbowi, że do Azji idzie za kasą i pozbawiony jest już sportowych ambicji. Otóż zespół byłego legionisty to Hebei China Fortune F.C, który obecnie występuje w drugiej lidze chińskiej, czyli China League One. To taki nasz odpowiednik pierwszej ligi. Rado tłumaczył się wtedy, że chce grać w piłkę na wysokim poziomie, a transfer do Chin to będzie dla niego szansa zarobienia sporych pieniędzy, na którym jego piłkarska forma na pewno nie ucierpi. Liga chińska ciągle się rozwija, a on ma szansę spotkać się z futbolem, którego wcześniej nie doświadczył. W pierwszym meczu półfinałowym Barca podejmowała zwycięskiej azjatyckiej Ligi Mistrzów, czyli chińską drużynę  Guangzhou. Bez Messiego i Neymara Duma Katalonii wygrała to spotkanie 3:0 nie pozbawiając rywali złudzeń, kto jest lepszym zespołem. I tak sobie myślę. Jeśli Guangzhou to najlepsza drużyna Azji, a  ekipa Radovica nie mieści się w chińskiej Ekstraklasie. Serb stwierdził (czemu mielibyśmy mu nie wierzyć), że odejście z Legii  na pewno nie będzie krokiem w tył w jego piłkarskiej karierze, to na jakim poziomie jest warszawski klub i cały polski futbol?:)

KOMENTARZE