Więcej niż o dzisiejszym meczu Chelsea z Liverpoolem mówi się o spotkaniu Jose Mourinho z Jurgenem Kloppem. Obaj panowie to dobrzy koledzy, którzy nie szczędzą sobie wzajemnych uprzejmości. Niemiec jest na Wyspach Brytyjskich trenerskim żółtodziobem, a pojedynek z mistrzem Anglii będzie jego dopiero czwartym spotkaniem w roli managera The Reds. The Special One na angielskich boiskach osiągnął już absolutnie wszystko. Paradoks polega na tym, że Klopp wygrywając swój pierwszy mecz w roli trenera Liverpoolu może pozbyć Portugalczyka pracy. Już drugi raz w swojej trenerskiej karierze.

25 kwietnia 2013 roku. Dla polskich kibiców data pamiętna, gdyż cztery bramki w półfinale Ligi Mistrzów strzelił Realowi Madryt Robert Lewandowski. Mimo zaciekłych prób odrobienia start z Dortmundu Królewskim zabrakło czasu, by awansować do finału na Wembley. Można powiedzieć, że Polak wygrał Borussi ten mecz. Oczywiście, że tak. Ogromne słowa uznania należą się jednak również Kloppowi. To on zbudował Polaka, jako piłkarza. To on stawiał na niego w momencie, gdy piłkarsko Robert przedstawiał zupełnie inny poziom sportowy. Zauważył w nim potencjał oraz talent, który pomoże jego drużynie awansować do finału Ligi Mistrzów. Zawodnicy z Zagłębia Ruhry odprawili z kwitkiem hiszpańską ekipę i w decydującym starciu czekali na Bayern Monachium. Mou wrócił do słonecznego Madrytu na tarczy. Przegrał rozgrywki ligowe z Barceloną, Puchar Króla padł łupem Atletico. Chwilę potem Fiorentino Perez wskazał Portugalczykowi drzwi wyjściowe. Nie widział w najbardziej utytułowanym europejskim klubie miejsca dla kogoś, kto tak bardzo podzielił Królewską szatnię. Portugalczyk opuścił Santiago Bernabeu tylnymi drzwiami. Był to pierwszy policzek w jego pełnej sukcesów trenerskiej karierze.

Teraz obaj panowie znajdują się w zupełnie innym położeniu. Klopp swoją misję z The Reds dopiero zaczyna, Mourinho bardzo szybko może ją zakończyć. Jeszcze w maju, gdy londyńska drużyna z niezwykłą lekkością zdobywała krajowe mistrzostwo, nikt nie mógł przypuszczać, że sytuacja tak szybko ulegnie zmianie. Portugalczykowi zaufano i postawiono przed nim cel zdobycia drugą w historii klubu Ligę Mistrzów. The Special One miał w klubie pozwolenie na wszystko, byle tylko osiągnąć sukces. Jego pozycja na Stamford była na tyle mocna, że zaczęto ją porównywać do tej, na którą przez ćwierć wieku w Manchesterze United musiał pracować Sir Alex Ferguson. Były pieniądze na transfery, przyzwolenie na bezpodstawne odstawienie Salaha, de Bruyne czy Schurrle. Niebieską armią dowodził przecież ten, który po ponad pięćdziesięciu latach zdobył z Chelsea mistrzostwo Anglii. Ten, który stał się wizytówką londyńskiego klubu. Przegrywając dziś z Kloppem, już w październiku może dostać swój drugi policzek w trenerskiej karierze. Tym bardziej bolesny, bo otrzymany od swojej największej klubowej miłości, czyli londyńskiej Chelsea.

Może oczywiście zdarzyć się tak, że Chelsea wygra, a Mou po raz kolejny zamknie usta swoim krytykom. Może być też tak, że Chelsea przegra, a Abramowicz wstrzyma się i nie podejmie żadnych pochopnych decyzji. Klopp będzie chciał jednak wygrać, bo z misją przywrócenia klubowi dawnego blasku przybył do Liverpoolu. Trzy punkty będą dla niego ważniejsze, niż dżentelmeński uścisk dłoni Portugalczyka. Los tak to wszystko ułożył, że już w czwartym spotkaniu na wyspach niemiecki szkoleniowiec może pozbawić pracy samego Mourinho. Już drugi raz w swojej trenerskiej karierze.

KOMENTARZE