Plebiscyty mają to do siebie, że nie wszyscy się z nimi zgadzają. Polacy lubią się ze sobą przepychać, więc od wczorajszego wieczora trwają spory, czy kolejność w pierwszej dziesiątce najlepszych sportowców jest prawidłowa. Dlaczego Kajetan Kejatnowicz wyprzedził Jana Błachowicza, a Kamil Stoch stanął na najniższym stopniu podium, mimo że poprzedni rok należał do Dawida Kubackiego.
W każdym innym kraju na świecie – w Brazylii, Hiszpanii, Anglii czy Niemczech najlepszy piłkarz na świecie na pewno zostałby również najlepszym sportowcem w swoim kraju. W Polsce był obawy, że może żużlowiec, że może tenisistka lub skoczek narciarski, który na swoją wysoką lokatę zapracował w dużej mierze dzięki znakomitej dyspozycji w ciągu ostatnich kilku dni, podczas których wygrał trzy konkursy Pucharu Świata. Lewy koniec końców zwyciężył, choć kontrowersji nie brakowało. Opinia publiczna jest zgodna jednak, że jest kilka pozycji, które tylko potwierdzają, że to plebiscyt głównie na popularność danego człowieka i dyscypliny, w której rywalizuje. Zaangażowania jego kibiców w tego typu głosowania.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że na logikę powinien wygrać to Lewy, ale z drugiej strony miałem świadomość tego, jak wielkim i wyjątkowym osiągnięciem może pochwalić się Iga Świątek. Otwarta telewizja w ciągu ostatnich kilkunastu dni pokazała kilkadziesiąt godzin transmisji skoków narciarskich, które regularnie ogląda po kilka milionów ludzi. Głosowanie na najlepszego sportowca trwa jeszcze w trakcie trwania gali, a kilka godzin przed jej rozpoczęciem Stoch wygrał kolejne zawody PŚ. Czy to impuls do tego, aby kibic zagłosował? Oczywiście, że tak. Biorąc jednak pod uwagę 2020 rok, czyli okres, który dotyczy plebiscytu, nasz skoczek aż tak znakomicie się nie prezentował. To Kubacki zwyciężył w Turnieju Czterech skoczni, ale to było aż 12 miesięcy temu. Biorąc pod uwagę to wszystko, co wydarzyło się w ciągu roku na świecie, prawie nikt o tym już nie pamięta.
Niektóre dyscypliny sportu mają wielu wiernych fanów, a nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Pochodzę z Grudziądza, czyli miasta żużlowego, mimo że sam byłem na meczu raz w życiu i być może nigdy więcej nie pójdę. Piłka nożna, nawet swego czasu na poziomie pierwszoligowym, zawsze była u nas w cieniu żużla, który cieszył się dużo większym zainteresowaniem. Gorzów Wielkopolski, Leszno, Tarnów, Toruń i wiele innych miast w Polsce czeka na kolejne spotkanie swojej ulubionej drużyny, a fani żużla trzymają się razem i w tego typu plebiscytach głosują na przedstawiciela swojej dyscypliny. Czy jestem zdziwiony, że Bartosz Zmarzlik był wczoraj piąty? Tak, obstawiałem go tuż za Robertem. W ogóle natomiast nie dziwiłem się przed rokiem, gdy zwyciężył. Nie zgadzałem się w tym werdyktem, oczywiście, ale było to dla mnie dosyć proste do przewidzenia.
Nie zgadzam się też z tym, że Kajetan Kajetanowicz jest czwartym najlepszym polskim sportowcem, ale pomyślałem sobie wczoraj o tym, co widziałem półtora roku temu, gdy Robert Kubica wraz z innymi przedstawicielami sportów motorowych przyjechali do Gdyni na jakąś imprezę tematyczną, która trwała trzy dni. Miasto było sparaliżowane, nie można było samochodu zaparkować w obrębie kilku kilometrów od centrum, dawno nie widziałem takiego poruszenia. Ludzie przyjechali z całej Polski po to, aby zobaczyć, jak Kubica robi trzy kółka ulicami miasta. Chcieli zobaczyć jego szybki bolid i usłyszeć ryk silnika.
Jak myślicie, na kogo ci ludzie głosowali? Czy wśród dziesiątek (setek?) tysięcy ludzi nie było przypadkiem wielu osób, które głosowało wczoraj na Kajetanowicza? Czy przedstawiciel sportu motorowego nie zebrał wielu rekomendacji od fanów danej dyscypliny?
Kiedyś zaśmiałem się na głos, gdy przeczytałem opinię, że MMA staję się pomału naszym sportem narodowym. Oczywiście jestem tego świata blisko, mam wiedzę zza kulis, wiem kto, ile, za ile i jestem świadomy, że dużo nam jeszcze brakuje do tego, aby mieszanymi sztukami walki interesował się każdy. Obecność Błachowicza w pierwszej dziesiątce to kolejny mały sukces tej dyscypliny, aczkolwiek – na logikę – powinien zająć trzecie, maksymalnie czwarte miejsce w całym zestawieniu. Był siódmy, co branża odebrała jako kiepski żart. Bezstronnie na to wszystko patrząc jednak wiem, że żużel, skoki narciarskie i tenis są bardziej popularne od MMA. Na imprezę w Gdyni poświęconą sztukom walki nie przyszłoby tyle osób, co na tę motoryzacyjną, o której chwilę temu wspomniałem.
Plebiscyt na najlepszego polskiego sportowca trochę przypomina mi wybory w polityce. Gdy wygrywała obecna partia rządząca, to moja tablica na Facebooka zaspamowana była przez głosy oburzenia wszystkich, którzy – tak strzelam – na nich nie głosowali. No to skoro nikt nie głosował, to jakim cudem wybrali? Skoro wszyscy są zdziwieni, to jak do tego doszło?
Przed rokiem wszyscy byli oburzeni, że nie wygrał Lewandowski, dziś zastanawiamy się, jakim cudem tak wysoko jest Kajetanowicz czy Natalia Maliszewska. Nie są lepsi niż Błachowicz czy Kubacki, ale mają więcej aktywnych osób po swojej stronie. Większą rodzinę, grono przyjaciół i bardziej oddane środowisko, które poza oglądaniem wysyła SMS-y i identyfikuje się z człowiekiem, który daje mu wiele radości.
Robert Lewandowski poszedł dzisiaj rano na trening w Monachium i już pewnie nawet nie myśli o tym, co wczoraj się wydarzyło. Za kilka dni strzeli kolejne gole i nawet najmniej istotne trafienie będzie dla niego znacznie cenniejsze niż nagroda najlepszego polskiego sportowca. Prestiżowa, medialna i głośna nad Wisłą, ale nie mająca żadnego znaczenia statuetka, która niewiele daje i jest tylko dodatkiem w jego karierze.