Z logicznego punktu widzenia do walki Tysona Fury’ego z Francisem Ngannou nie powinno nigdy dojść. Skoro już jednak mieliśmy taki pojedynek, to należy zadać sobie pytanie, dlaczego tak się stało. Dopiero po tym można dziwić się, czemu w Arabii Saudyjskiej oglądaliśmy taką, a nie inną walkę.
Pojedynek Fury vs. Ngannou odbył się w boksie, czyli w dyscyplinie, w której królem jest Brytyjczyk. Były mistrz UFC to wielki fachura w formule mieszanej, ale nigdy do ringu nie wyszedł w dużych rękawicach. Pojedynek odbył się w kraju, który coraz częściej rozpycha się w światowym sporcie i który przyciąga największych tuzów w swoich profesjach olbrzymimi pieniędzmi. Większe tradycje pięściarskie niż Arabia Saudyjska mają Łomianki, Legionowo i Dzierżoniów, a to właśnie nad Zatokę ściągnięto nie tylko głównych bohaterów, ale i Ronaldo, McGregora, Eminema, Figo, Lewisa czy Ferdinanda i całe wydarzenie organizowane na dwóch różnych arenach zmagań ociekało pieniędzmi. Czy szaleństwem będzie jeśli przyjmę za pewnik, że obu zawodnikom chodziło tylko o kasę? Czy gdyby nie fortuna, która wpłynie na konta obu panów po walce, to nikt nigdy nie wpadłby na pomysł, aby zorganizować to abstrakcyjne zestawienie?
Ngannou za swój ostatni pojedynek mistrzowski w MMA z Cirylem Gane zarobił 600 tysięcy dolarów podstawy i właśnie pieniądze były jednym z powodów, przez które mistrz rozstał się z UFC. Za walkę z Fury’m Kameruńczyk miał zagwarantowane ponad 7 milionów dolarów podstawy, czyli więcej niż za 14 walk w MMA. Gdy do tego dodamy wpływy z reklam oraz PPV, śmiało można powiedzieć, że Ngannou wykonał legalny skok na bank. Fury natomiast w ostatnim czasie nie stawia sobie zbyt wysoko poprzeczki i wydaje się nie mieć planu na kontynuowanie swojej kariery będąc na szczycie. Już trzecia walka z Deontayem Wilderem wydawała się być pozbawiona sensu, późniejsze starcia z Dillianem Whyte’m oraz Dereckiem Chisorą nikogo nie grzały, a Król Cyganów wygrywał je bez najmniejszego problemu. Wszyscy fani szermierki na pięści chcą od bardzo dawna unifikacyjnego boju z Ołeksandrem Usykiem lub hitową wojnę domową z Anthony’m Joshuą. Fury jednak chodzi swoimi ścieżkami i wybiera wygodne rozwiązania. Zarabia krocie na swoich pojedynkach i cały czas śrubuje swój nieskazitelny rekord bokserski, który coraz bardziej działa na wyobraźnię kibiców.
Pamiętacie walkę bokserską pomiędzy Floydem Mayweatherem Jr. a Conorem McGregorem? Konfrontacja nie miała żadnej historii, gdyż dominacja Amerykanina była tak duża, że dziś rozmawiamy o niej tylko ze względu na olbrzymie pieniądze, które w niej wystąpiły totalnie pomijając aspekty sportowe. Chcielibyście zobaczyć batalię rewanżową? Nie, po co, skoro widzieliśmy walkę do jednej bramki. I czy gdyby wczoraj Fury zrobił coś, czego wszyscy się spodziewali i łatwo zwyciężył, to kibice chcieliby obejrzeć raz jeszcze ten pojedynek? Czy totalnie oderwane od rzeczywistości będzie, jeśli postawię tezę, że skoro w tej walce od początku było robione tylko dla kasy, to końcówka, czyli już sama walka, również ułożona została w taki sposób, aby ponownie dało się na niej zarobić?
1. Ngannou odszedł z UFC będąc na szczycie, bo nie dogadał się finansowo
2. Fury nie bije się z Usykiem i Joshuą, bo wybiera sobie rozwiązania łatwiejsze za dużą kasę
3. Walka odbywa się w Arabii Saudyjskiej, a nie w USA czy Wielkiej Brytanii
23 grudnia miała odbyć się walka Fury’ego z Usykiem, ale wiemy już, że w tym terminie do tego starcia na pewno nie dojdzie. Okazuje się ponadto, że Król Cyganów z Ngannou podpisał kontrakt, w którym pojawiła się klauzula rewanżowa. To co, najbliższym pojedynkiem Fury’ego będzie rewanż z kameruńskim czempionem?
❗️ Frank Warren zakomunikował w rozmowie z BoxingNewsED, że NIE BĘDZIE walki Fury vs Usyk 23 grudnia. Pojedynek odbyć ma się później, w styczniu lub lutym. pic.twitter.com/VOBIi6T9i7
— ringpolska (@ringpolska) October 29, 2023
Niejednogłośna decyzja sędziego, deski faworyta, znakomita postawa w bokserskim debiucie pretendenta – czy można wyobrazić sobie lepszy powód do tego, żeby skonfrontować się ponownie? Skoro w grę wchodziła gigantyczna kasa, gdy pojedynek zapowiadał się jednostronnie i bez emocji, to czemu teraz wszyscy nie chcieliby na tym zarobić jeszcze więcej, skoro pewne jest, że starcie może pójść w dwie strony i trudno wskazać zwycięzcę?
Mój scenariusz na to wszystko wygląda następująco:
1. W pierwszej kolejności starcie rewanżowe z Ngannou i gigantyczna gaża dla obu zawodników
2. Pierwsza połowa 2024 – starcie z Usykiem
3. Druga połowa 2024 / pierwsza połowa 2025 – rewanż z Usykiem
Usyk walczył dwa miesiące temu, więc nie pali się do tego, aby już 23 grudnia rywalizować z Fury’m – ma czas, aby w pełni przygotować się do walki życia. To skoro ze strony Ukraińca nie ma ciśnienia i można poczekać na Brytyjczyka, a i tak czeka juz na niego od bardzo dawna, a Fury w międzyczasie może załatwić swoje sprawy, to niby czemu nie miałoby się to składać do kupy?
60 sekund z ostatniego vloga: 23 pażdziernika Fury udziela wywiadu, że go nie obchodzą problemy Usyka, Ukrainiec ma być na ringu 23 grudnia albo poda go do sądu. Teraz to ON się wycofuje, bo przyjął bombki od Predatora. Do sądu z bylym Królem? 👇 pic.twitter.com/GKl59wGSyn
— przemek garczarczyk (@garnekmedia) October 29, 2023
Oczywiście, ktoś napisze: Fury był słaby, był gorszy niż Ngannou, nie pokazał się z dobrej strony, bla bla bla. Nie twierdzę, że podłożył się w starciu z Ngannou (choć tak przeczuwam), ale wszystko składa się pięknie, aby ograć to znakomicie również biznesowo. Choć patrząc na wszystko, co ma miejsce w ostatnich latach w karierze Króla Cyganów, wydaje się, że biznes i pieniądze oraz chęć błyszczenia mają w jego życiu większe znaczenie niż tylko sportowe wyzwania, które od dawna są odstawiane na dalszy plan. Usyk jest zdeterminowany i na pewno chce starcia z Fury’m – to dla niego prestiż i priorytet, aby spuentować swoją fantastyczną karierę i przy okazji dobrze zarobić. Brytyjczyk natomiast wie, że mimo tylko jednego pasa ma wiele atutów po swojej stronie i przeciąga to wszystko wystawiając posiadacza trzech tytułów na próbę być może licząc na to, że… do tej walki nigdy nie dojdzie. Skoro godnie zarobić można nie ustawiając sobie wysoko poprzeczki, to czy aby na pewno trzeba zawsze w życiu kierować się tylko sportowymi ambicjami?