400, może 450 tysięcy złotych. Tyle za walkę freakową miał zarobić Krzysztof Włodarczyk. Po raz ostatni takie pieniądze bokserski mistrz świata widział… no właśnie, czy kiedykolwiek? A jeżeli nie widział, lub to się zdarzyło, ale bardzo dawno temu, to czemu na koniec swojego sportowego życia nie pozwolono mu po nie sięgnąć?

Krzysiu, Krzysiek, Diablo, Diablica – w różny sposób Andrzej Wasilewski zwracał się do Włodarczyka, za każdym razem było to pełne uroku i czułości. To rzadkie, gdyż najczęściej w tym świecie osoby współpracujące ze sobą mają ze sobą relacje poprawne, dyplomatyczne i kurtuazyjne, albo złe. No, chyba że jest dobrze. U Krzyśka dobrze nie było od dawna.

To znaczy u Diablo nie działo się nic od dawna. Od jakiegoś czasu kibice boksu czekają na… no właśnie, na co? Ostatni pojedynek, za który polski pięściarz zarobił dobre pieniądze, miał miejsce w 2017 roku i ten pojedynek przegrał w 3. rundzie. Wcześniej dostał lanie od Grigorija Drozda, ale to wszystko było wieki temu. W 2014 roku, kiedy ludzie żyli w inny sposób, interesowali się innymi rzeczami i inaczej zarabiali pieniądze. Od bardzo dawna czekamy na coś, na co już nawet nikt nie liczy, bo niby po co? Po to, żeby Włodarczyk znowu gładko przegrał lub przeszedł obok walki czekając na jeden cios? Czy ktoś wierzy jeszcze, że na bokserskim szlaku to wszystko ma jakikolwiek szanse na sukces?

Na Włodarczyka patrzyłem zawsze przez pryzmat sympatii i dobrych momentów w boksie, które dały nam wszystkim wiele radości. Słysząc jednak o jego wielu problemach prywatnych i zobowiązaniach finansowych, które mocno obciążają jego budżet każdego miesiąca, mocno trzymam kciuki za to, żeby Diablo na koniec kariery po prostu dobrze zarobił. Skoro nie udało mu się odłożyć na spokojną emeryturę, to niech na ostatniej prostej jest coś, co trochę go podratuje. Wspomoże go w okresie, w którym życie po życiu zacznie mu mocno doskwierać.

Nienawidzę freak fightów. Mam je totalnie w nosie i nie popieram przechodzenia sportowców na tę stronę mocy, ale… no kurde, bez kasy nie da rady. Obok takich pieniędzy nie można przejść obojętnie – też mam dom, żonę, może kiedyś będę miał rodzinę – forsa nie jest najważniejsza, ale jest niezbędna, żeby jakoś funkcjonować. Kiedy ja pisałem teksty, chodziłem do szkoły, umawiałem się na spotkania z klientami i robiłem wywiady, to Włodarczyk bił w worek. Robi to już zdecydowanie gorzej niż w swoim najlepszym momencie, ale cały czas ktoś chce go oglądać. Więc skoro jest taka możliwość, to… czemu nie? Bo nie wypada? Przestańmy udawać, że to w dobie dzisiejszych, pojebanych czasów będzie Włodarczykowi wypominane. Chciał, poszedł, zarobił, a niech mu się wiedzie – wszyscy zdążyli już się z tym oswoić i nikomu to nie przeszkadza.

Wiem, jasne – Andrzej Wasilewski. Powiedział A, dał słowo, było mu strasznie głupio, żeby jego wychowanek splamił dobre imię prawdziwego sportowca i zrobił z siebie durnia. Kiedyś może byłby wytykany palcami za to, że wykąpał się w szambie. A teraz? Zebrałby trochę nowych fanów, skoczyłyby mu sociale, kupiłby kawalerkę w Piasecznie. Chwilą wygłupów i kilkoma tygodniami hejtu ułożyłby sobie życie lub przynajmniej podreperował jego standard.

Ale nie – będzie walczył w boksie. Nie wiadomo dokładnie kiedy, prawdopodobnie z Kevinem Lareną, ale zbyt długo przyglądam się boksowi z bliska, żeby mieć pewność, że to wszystko na pewno się odbędzie. Potem, wiadomo, może być kolejna walka, być może jedyna tego typu szansa w życiu Polaka, aby coś wygrać i sporo zarobić, ale to wszystko jest pisane palcem po wodzie. Od bardzo dawna jest to bardzo dalekie od realiów i rzeczywistości. Z każdym kolejnym pojedynkiem coraz bardziej odległe.

A freaki? Za miesiąc wpada 400 tysięcy, za trzy miesiące podobna suma, może udałoby się zrobić walkę z Arturem Szpilką, potem znowu coś. Bez oczekiwań, ciśnienia i napinania. Zarobiona kasa byłaby w moim rozumowaniu etyki lekko przybrudzona, ale – znowu – takie mamy czasy. Chwila obrazy kibiców boksu, a i im za jakiś czas przejdzie. Włodarczyk w ten sposób mógłby w końcu odłożyć i zainwestować. Zabezpieczyć rodzinę i normalnie funkcjonować.

Ego Wasilewskiego doprowadziło Włodarczyka bardzo daleko – bez jego pomocy od bardzo dawna nie rozmawialibyśmy o Diablo, gdyby lata temu w niego nie uwierzył, to być może byłby dziś Łukaszem Janikiem lub Mariuszem Kołodziejem – jakimś tam gościem, którego w galerii handlowej rozpoznają dwie osoby. Na samym końcu wspólnej drogi warto byłoby w moim przekonaniu, aby każdy poszedł w swoją stronę – być może nie pomyśli jednego, ale za to bardzo po myśli drugiego, który z nieczystym sumieniem i zaprzeczając samemu sobie zajdzie za skórę fanom, ale spowoduje uśmiech na twarzy najbliższych. Wybierając pomiędzy jednym a drugim chyba oczywistym jest, co należy wybrać, prawda?

Życzę Włodarczykowi, żeby jeszcze w swoim życiu zarobił za walki bokserskie. Jeżeli nie jest to możliwe, to życzę mu, żeby zarobił, po prostu. Mimo że nie obejrzę i gardzę tym dziwnym światem całym sobą dostrzegam w tym wszystkim plusy. Zalety, które mogą bardzo mocno ułatwić kolejne lata.

KOMENTARZE