Oglądałem ostatnio na żywo mecz Barcelony z Athletikiem Bilbao. Niecodziennie mam okazję być na takim spotkaniu, więc postanowiłem, że przyjdę na stadion trochę szybciej. Zobaczę jak się zapełnia kibicami, jaka panuje na nim atmosfera oraz jak piłkarze wyglądają na rozgrzewce. Zawsze w takiej sytuacji staram się coś dostrzec, wynaleźć. Poszukać wartość dodaną, której nie widać w telewizji. Kadr wszystkiego nie obejmuje, więc jeżdżąc po stadionach mam okazję zobaczyć więcej – to naturalne. Poza „ochami” i „achami” które na Barcelonę spływają od dłuższego czasu, mnie w oczy wyraźnie raziła jedna, bardzo ważna rzecz – rezerwowi piłkarze Barcelony w ogóle się nie rozgrzewają.
Trochę się piłką interesuję. Odpalam rano telefon i pierwsze co robię, to przeglądam hiszpańską prasę – tak z ciekawości. Potem Twitter, strona klubowa. Chce wiedzieć możliwie jak najwięcej. Czytam opinię różnych ludzi. Przez Cruyffa, Puyola, Jerzego Dudka, redaktorów blaugrana.pl aż po zwykłego kibica. Rywalizacja sportowa rodzi dyskusję, więc należy o pewnych rzeczach rozmawiać.
Tak się akurat składa, że jednym z największych problemów w drużynie Barcelony są kontuzje mięśniowe. Ich efektem jest to, że kadra zespołu, którą dysponuje trener jest coraz węższa. Grają przez to Ci sami zawodnicy na okrągło, przez co są mniej wydajni. Każdy kibic Blaugrany (w tym ja) czekał na styczeń, w którym w drużynie będzie mógł zadebiutować Arda Turan i Aleix Vidal. Potrzebni – jak woda na pustyni piłkarze- mieli dać odpocząć tym, którzy grali najwięcej. Dani Alves, Ivan Rakitic czy Neymar występują niemalże bez przerwy. Jeden wolny wieczór w meczu ze słabeuszem jest zatem na wagę złota.
Czemu Barcelona miała w ostatnim czasie tyle kontuzji mięśniowych? Może dlatego, że wyjściowa jedenastka rozgrzewała się przed meczem przez…17 minut. Rozgrzewała to oczywiście zbyt duże słowo. Kilka pętelek świńskim truchtem po boisku, krótkie rozciąganie w kółeczku, piłka na glebę i kopiemy. Zawodnicy rezerwowi w ogóle nie wyszli przed meczem na rozgrzewkę. Nie liczę Ter Stegena, który był elementem rozgrzewki wychodzącego w pierwszym składzie Claudio Bravo. Zastanawiam się, jak to możliwe, żeby w takim klubie jak Barcelona, nikt nie przywiązywał uwagi do tak fundamentalnej rzeczy jaką jest rozgrzewka przed meczem.
Po pierwszej połowie zszedł z boiska Leo Messi z lekkim urazem mięśniowym. Wchodzący za niego na plac Arda Turan nie spędził jednak na rozgrzewce całych 15 minut. Wyszedł z szatni na ostatnie 3, może 4 minuty przerwy. Wymachy ramion do przodu, do tyłu i powędrował szybko do Unzue, który rozrysował mu założenia taktyczne. Barta, który wszedł za również kontuzjowanego Albę, po raz pierwszy piłkę dotknął dopiero na boisku. Nie inaczej było z Sergim Roberto, który po dziesięcio-minutowym obserwowaniu boiskowych poczynań swoich kolegów, dostał od Enrique zielone światło, że może już wejść na murawę.
Zdaje sobie sprawę z tego, że piłkarze na rozgrzewkę wychodzą już częściowo rozgrzani. Mają w szatni wystarczająco wiele sprzętu (byłem, widziałem) by odpowiednio się rozgrzać. Na pewno nie mają jednak w szatni zielonej, zroszonej murawy, blasku jupiterów, siedmio-metrowej bramki i presji kibiców. W skrócie: wychodzą na mecz nieprzygotowani. Nie gotowi do tego, by rozgrywać mecz w hiszpańskiej ekstraklasie.
Obejrzałem mecz bez historii. Zakończyło się 6:0, więc wielu z was może pomyśleć, że oszalałem. Czepiam się. Trochę jednak już meczów Barcelony obejrzałem i najczęściej Katalończycy dali się zaskoczyć przez rywala tuż po wznowieniu gry. Gdy drużyna przeciwna siadała na nich wysokim pressingiem i szybko odbierała piłkę. Gdy Pique lub Busquets wyraźnie nie czuli jeszcze futbolówki i głupio ją tracili. Potem trzeba było gonić, a to już nie zawsze się udawało. W nosie z Bilbao. Przyjdzie wiosna i ktoś lepszy zawita na Camp Nou. Ktoś, kto potrafi logicznie myśleć i z pewnych rzeczy wyciągać mądre wnioski. Żeby nie stało się przypadkiem tak, że jedna z najlepszych drużyn na świecie przegra frajersko z Arsenalem. Wszystko przez własną głupotę i brak profesjonalizmu.