Po zwycięstwie z Pogonią Szczecin na inaugurację rozgrywek ligowych i po porażce z Arką byłem ciekawy, którą twarz w Gdańsku pokażą piłkarze Wisły Kraków. Twarz bezbronnego chłopca, który właśnie coś zbroił i czeka na reprymendę od ojca, czy pewnego siebie podwórkowego cwaniaczka, który wygrał uliczną bójkę z liczącym się w hierarchi osiedla przeciwnikiem. Jak się później okazało – wątpliwości na temat Wisły skończyły się właśnie na spotkaniu w Gdańsku.
Pamiętam, że ostrzyłem sobie apetyt na pierwsze spotkanie pomiędzy tymi drużynami. „Lechia – Wisła” – dumnie brzmi, prawda? Szczególnie, że chwilę wcześniej z wysokości trybun oglądałem mecz Białej Gwiazdy z Arką, w której to podopieczni Dariusza Wdowczyka pokazali możliwie najgorszy futbol. Interesowało mnie, jak ta demolka zadziała na Małeckiego i resztę, kto weźmie na swoje barki rolę lidera zespołu i w końcu – która Lechia wyjdzie na Wisłę? Ta z przegranego spotkania w Płocku, czy ta słaba, wolna i nijaka, ale koniec końców zwycięska z meczu z Górnikiem Łęczna.
Apetyt był zatem wyostrzony jak po skosztowaniu najbardziej wytrawnego aperitifu, nogi same chodziły pod stołem, a ręcę pociły się, gdy piłkarze wychodzili na boisku. Było jednak tak: (tekst napisany tuż po meczu Lechia – Wisła)
„Ataki Lechii od pierwszego gwizdka? Nic bardziej mylnego. Pierwsze pół godziny wyglądało tak, jakby piłkarze obu drużyn zmówili się i postanowili wszystkim kibicom obrzydzić piłkę nożną. Szczęście mieli Ci, którzy na stadion wnieśli puzzle czy inne warcaby, bo skupiając się w 100% na wydarzeniach boiskowych można było znieść jajko.”
O ile wtedy zastanawialiśmy się jeszcze, czy ta Wisła to w sumie dobry zespół, czy jednak beznadziejny, o tyle po meczu w Gdańsku mogliśmy powiedzieć z całą stanowczością – Biała Gwiazda jest cienka jak dupa węża. Nie to, żeby Lechia zagrała znakomity mecz – nic z tych rzeczy. Gdy jednak grającą na pół gwizdka drużynę stać, by bez większego trudu wbić trzy bramki przeciwnikom, którzy przed rozpoczęciem sezonu pewni swego mówili, że pragną powalczyć w tym roku o coś więcej niż o skrzynkę śliwek, to coś zaczyna się tu nie zgadzać.
Żeby nie było, że uparłem na Wisłę. Od porażki z Arką (22.07) piłkarze Wdowczyka przegrali 6(!!!) kolejnych spotkań w lidze. Nie będę teraz grzebał w archiwach, przeglądał statystyk z poprzedniego wieku i sprawdzał czy ktoś kiedyś był w historii naszej ogórkowej ligi aż tak słaby, ale to co wyprawiali krakowianie przechodziło ludzkie pojęcie. Jako, że czasami zdarzy mi się jakiś mecz piłkarski obejrzeć, poświęcić chwilkę nie tylko na Chelsea i inne Atletico, a spojrzeć w stronę naszej rodzimej kopaniny, to tej Wiśle przyglądałem się ze szczególną uwagą. Udało mi się nawet coś napisać na jej temat. Coś, co trafnie przedstawia, jakie odczucia towarzyszą szaremu, polskiemu kibicowi, gdy ten słyszy wielkie i głosne wciąż hasło „Wisła Kraków”.
„Obok Lecha i Lechii to właśnie Wisła do niedawna była zespołem, który przeciętnemu Kowalskiemu kojarzył się najsolidniej. A to, bo jeszcze niedawno zachwycaliśmy się wielką drużyną Kasperczaka, która z powodzeniem występowała na europejskich salonach. A to, bo Kraków to duże miasto, a co za tym idzie i pieniądze, które w piłkę powinny być pompowane. A to nazwiska, która jak na polskie realia robią niemałe wrażenie (Brożek, Głowacki, Sadlok, Małecki, Boguski, Załuska) i złożenie tych elementów w jedną, składna całość – przynajmniej teoretycznie – powinno przynieść pożądany efekt. I tak co roku Wisła wzbudza nasze emocje, a wywierana na nich presja każe im grać w piłkę lepiej i lepiej, a my od kilku ładnych lat zawsze przeżywamy zawód. Bo od kilku lat krakowska drużyna to jedna z kilku ekip, które na koniec sezonu zajmują miejsce gdzieś w środku tabeli. I mówienie o Wiślakach, jako o dobrych piłkarzach to absurd, który trudno w jakikolwiek sposób racjonalnie wytłumaczyć.”
Dziś sytuacja się zmienia. Kurde, czas to jednak szybko leci. Minęło zaledwie kilka miesięcy, Wisła zdążyła zmienić trenera, właściciela klubu, dostać kilka razy w michę w lidze i pokonać Arkę przed tygodniem 5:1. Tę samę Arkę, która jeszcze niedawno tak zakręciła Wiślakami, że Ci nie wiedzieli którędy udać się do szatni. Lechia natomiast z zespołu, który potrafił potknąć się o własne nogi idąć po równym, przewodzi w tabeli i teraz dumnie przygląda się sytuacji za swoimi plecami.
Wisła gra dobrze u siebie w tym roku – na osiem meczów wygrała dotychczas pięć, jedno zremisowała i dwa przegrała. Z ostatnich pięciu gier aż cztery potrafiła rozstrzygnąć na swoją korzyść, tracąc przy tym tylko trzy bramki, strzelając aż jedenaście. Lechia na obcych boiskach nie jest już chłopcem do bicia, jak miało to miejsce przed laty, choć ostatnio nie potrafiła wygrać z Arką w Gdyni, a dwa miesiące temu bez oporu uległa Legii 0:3. Zważywszy, że wczoraj swoje spotkanie zremisowała właśnie Legia, Termalica przegrała z Zagłębiem, a ktoś w bezpośrednim starciu Jagiellonii z Lechem straci punkty, mecz z Wisłą jest dla Lechii szansą. Kto wie, być może komplet punktów zagwarantuje nawet pierwsze miejsce w tabeli w przerwie zimowej.
Typ Prosto z Boku: Wisła Kraków – Lechia Gdańsk 1:1