Guardiola to inteligentny, naprawdę mądry facet. Kiedy na konferencji prasowej, dziennikarze zapytali go, o faworyta w pojedynku z Arsenalem, Pep tajemniczo uśmiechnął się. Wiedział, że jego drużyna jest w niesamowitej formie i zdawał sobie, że z Lewandowskim w takiej formie, że Bayern wygrać może nawet w dziewięciu. Przed oczami miał jednak tabelę fazy grupowej, która pokazała, że jak do tej pory londyńczycy wszystko sromotnie przerżnęli. Rywal, który balansuje nad przepaścią jest przecież najgroźniejszy. Paradoksalnie, łatwiej jest wygrać z Realem Madryt, niż z Heruclesem Alicante, który piłkarze mogą zlekceważyć. Arsenal wygrał, Bayern pierwszy raz w tym sezonie musiał uznać wyższość rywali. Wenger wygrywając, więcej zyskał czy stracił?

Przyjmijmy założenie, że Bayern pewnie wygrywa we wtorek w Londynie i po trzech spotkaniach Kanonierzy są wciąż bez punktów w Champions League. Katastrofa. Zamiast bezpiecznego awansu, tuż za faworyzowanym Bayernem, Arsenal dostał w łeb od każdego. Runda rewanżowa również nie zapowiada się kolorowo. Dwa wyjazdy, w tym ten najcięższy –  do Monachium. Przyjmując za pewnik, że z Bawarczykami na ich stadionie Arsenal nie wygrywa, do ugrania pozostaje maksymalnie sześć punktów – tyle co ma obecnie OIimpiakos. Zatem szansa, że londyńczycy zajmą drugie miejsce w grupie jest znikoma. Arsenalowi nie zależy na zajęciu w grupie trzeciego miejsca. Co prawda daje ono gwarancję występów w Europie na wiosnę, jednak jest to tylko Liga Europejska. Coś, co w Londynie zupełnie nikogo nie kręci. Jeżeli weźmiemy więc pod uwagę, że Arsenal musiałby co drugi czwartek rezerwować na kopanie piłki z ogórkami z Warszawy czy Poznania (tak, to wciąż możliwe) to może lepiej byłoby odpuścić sobie tą prowizorkę i skupić się na ligowych pojedynkach. Dlaczego?

Bo mam takie wrażenie, że w lidze angielskiej nie dzieje się dobrze. Drużyny wciąż bardzo atrakcyjne, szybki futbol, stuprocentowa frekwencja i niespodzianki co weekend – taka jest obecna Premier League. Jednak jakbym miał wskazać faworyta tych rozgrywek, który zdominuje ligę, to chyba nie udzieliłbym odpowiedzi. Ani Chelsea, ani City czy United nie prezentują się rewelacyjnie w tym sezonie. Ktoś powie – początek sezonu – ale wiosną wyglądało to identycznie. Rzadko spotykane są serie czterech, pięciu wygranych spotkań, które świadczą o wysokiej formie któregoś z zespołów. Liga się bardzo wyrównała, ale poziom czołówki nie kwalifikuje nikogo do rywalizacji z powodzeniem w Europie. Piłkarze grają za dużo! Pojawiają się kontuzje, przemęczenie. Każda ligowa przerwa jest wypełniona meczami pucharowymi, reprezentacjami lub turniejami międzynarodowymi. Obniża to efektywność piłkarzy, która potem widoczna jest w całej Europie.

Arsenal wczoraj przegrywając, zrobiłby wielką krzywdę swoim kibicom, którzy przychodzą na stadion, aby zobaczyć futbol dynamiczny, atrakcyjny, ciekawy. Skupiając się jednak tylko na krajowym podwórku. Paradoksalnie, kanonierzy odpadając z Champions League mogliby urosnąć do roli faworyta w  wyścigu po angielską koronę. Na triumf w Lidze Mistrzów Arsenal wydaje się być za słaby, jednak w ligowej rywalizacji jego szansę są już dużo większe. Odpuszczając europejskie puchary, zrobiłoby się więcej czasu na odpoczynek i regenerację. Piłkarze mogliby się skupić tylko na weekendowych spotkaniach. Wenger  mógł z Guardiolą przegrać. Być może wyszło by to kanonierom na dobre.

KOMENTARZE