Pamiętacie „lotnego” bramkarza, prawda? Na podwórku ktoś taki stawał między słupkami, ale mógł również biegać po całym boisku i strzelać gole (jakby bez słowa „lotny” bramek strzelać nie mógł). To określenie powstało dlatego, że najczęściej nikomu z osiedla nie chciało się stać pomiędzy słupkami. Każdy marzył o tym, by strzelać gole.

– Ja Ronaldo, Ty Zidane. Ja Baggio, a Ty Romario.

Nie ma się czemu dziwić – każdy chciał uczestniczyć w wydarzeniach boiskowych i to nie tylko w sytuacji, gdy trzeba było bronić dostępu do własnej bramki. Młody chłopak częściej przecież z jęzorem wywalonym do ziemi podziwiał fantastyczne trafienia napastników, niż skuteczne obrony bramkarzy. 9-letni Jaś w pierwszej kolejności wypatrywał w sklepie sportowym koszulki brazylijskiego Ronaldo, a nie Olivera Khana, który między słupkami potrafił wyczyniać cuda.

O ile młodych chłopaków byłem w stanie zrozumieć (też wolałem strzelać gole niż je wpuszczać), o tyle nie rozumiem dzisiejszych bramkarzy. Tych profesjonalnych, których mam przyjemność oglądać w telewizji.

Gdybyśmy zapytali piłkarzy na całym świecie o największych świrów w swoich drużynach, to pewnie zdecydowana większość w pierwszej kolejności wskazałaby właśnie na bramkarzy. Często mówi się o nich, że mają swój własny świat. Ba, nawet trenują oddzielnie i na rozgrzewkę wychodzą indywidualnie. Rzucają się na glebę i – co najciekawsze – potrafią odnaleźć w tym sporo przyjemności. Skrzydłowy, rozgrywający czy napastnik lubią strzelać, dryblować i asystować. Bramkarze lubią bronić – to im przynosi satysfakcję.

Do tego mówi się, że bramkarze to najczęściej Ci, którzy w pierwszej kolejności chętni są do bójki. Są tymi, których w ciemno można zabrać na dyskotekę, bo w ich towarzystwie raczej nikomu włos z głowy nie spadnie. Są tymi, którzy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać i którzy na boisku potrafią zagotować się z byle jakiego powodu.

Zdarza mi się czasem obejrzeć mecz piłkarski. Nie zawsze interesuje mnie oglądanie pełnych 90 minut w lidze włoskiej czy starcie beniaminków w La Liga – chyba normalne. Gdy jest jednak chwila, lubię obejrzeć skróty, przeczytać relację, posłuchać opinii tzw. ekspertów. Chcę wiedzieć, co w trawie piszczy – po prostu. I tak zbierając się do magazynu Ekstraklasy oraz oglądania bramek z ligi angielskiej z tego weekendu trafiłem na trzy mecze, w których padły bardzo podobne bramki.

Zaczęło się od meczu Bournemouth z Liverpoolem. W bramce gospodarzy nasz Artur Boruc, który – jak to Artur – raz zostaje bohaterem, a raz daje dupy po całości. Bournemouth swoje spotkanie wygrało, sprawiło sensację, ale Boruc nie wystrzegł się błędu. Bardzo poważnej pomyłki.

 

Co tam Boruc. Zdarza się najlepszym. Chwilę później stwierdziłem, że dobrze byłoby wiedzieć, co działo się w meczu Evertonu z Manchesterm United. Tam – na jagody do lasu wybrał się Maarten Stekelenburg.

https://www.youtube.com/watch?v=_30_vRyyp0Y

 

Mówię – trochę dużo tych błędów jak na jedną z najlepszych lig świata. Pech chciał, że o 20 zacząłem oglądać Ligę+Extra, gdzie pokazywano skrót i najciekawsze akcje konfrontacji Jagielloni Białystok z Lechem Poznań. Tam Matus Putnocky zrobił to: (od 1:02)

https://www.youtube.com/watch?v=LnpRlJCjzdk

 

Dobra – żeby nie było, że to tylko wczoraj był koszmany dzień wszystkich bramkarzy świata. Na szybko, w głowie, bez specjalnego wysiłku odszukałem mecze, w których bramkarze wychodzili daleko poza pole karne i ostatecznie mijali się z piłką, przez co ich drużyny traciły gole. Najpierw nasz Wojtek Szczęsny:

 

By skończyć na wpadce Ikera Casillasa sprzed kilku lat w meczu z Barceloną: (od 3:00)

No więc właśnie – pięciu różnych bramkarzy, pięć różnych sytuacji. W każdym z przypadków zawodnik popełnił błąd wychodząc poza pole karne próbując ratować akcje. Ktoś powie – no dobra, to co Twoim zdaniem miał zrobić, by uniknąć błędu? Moim zdaniem? Nic! Zostać na linii. Nie robić ani jednego kroku. Trzymać się słupka lub wiązać sznurówki.

Wiecie, co jest najśmieszniejsze? W każdej z tych akcji napastnik znajdował się poza polem karnym i za każdym razem był poza światłem bramki (3 razy bardziej z lewej strony boiska, dwa razy z prawej). Gdyby każdy z piłkarzy przyjął sobie futbolówkę w tym miejscu, w którym faktycznie do niej dobiegł, to nie od razu miałby przed sobą tylko pustą bramkę. Miałby też między słupkami dobrze ustawionego bramkarza, który jest gotowy do obrony uderzenia oraz obrońców, którzy zrobią wszystko, by mu piłkę zabrać.

Na skuteczną interwencję w każdej z przedstawionej sytuacji nie pozwolił natomiast bramkarz, który – nie wiedzieć – czemu opuścił swój posterunek i zamierzał uprzedzić napastnika. Po co? Niestety nie wiem.

Zastanawiam się, czemu bramkarze reagują tak impulsywnie. Rozumiem – młodzi chłopacy, którzy dopiero zaczynają swoją karierę. Gorąca głowa, nerwy i chęć wykazania się biorą w takich sytuacjach górę. Mówimy jednak o zawodnikach, którzy swoje między słupkami już wystawi i którzy powinni bazować na doświadczeniu. Co obserwujemy? Pusty przelot i gola, który obciąża konto bramkarza.

A wystarczy po prostu nic nie robić. Stać jak słup na linii i czekać. Aż dziw bierze, że tego jest aż tak dużo. Że te błędy na pewnym poziomie przytrafiają się tak często.

 

KOMENTARZE