„Wiem, że to być może niepoprawne, ale ja naprawdę bardzo bym chciał, żeby Mateusz Rębecki po tej walce poszedł do UFC. I za niego, i za innych naszych zawodników zawsze trzymam kciuki.”

Mniej więcej takich słów użyłem w sobotę wieczorem w studiu Polsatu, gdy usłyszałem pytanie, czy FEN naprawdę chce, aby najlepsi ich zawodnicy odchodzili do UFC. Odpowiedziałem z pełnym przekonaniem i trzymając kciuki, że tak właśnie będzie. Że raz na jakiś czas wyróżniająca się postać występująca pod szyldem drugiej siły polskiego MMA będzie szła dalej w świat z marzeniami, by podbijać świat.

Dlaczego?

Interesuję się piłką tak naprawdę od ponad 20 lat. Z pamięci mogę wymienić większość zawodników, którzy zaznaczyli swoją obecność w tym sporcie wraz z przynależnością klubową. Dziś każdy wie, że Luka Modric to środkowy pomocnik Realu Madryt i jako jedyny piłkarz w ciągu ostatnich lat zdołał zdobyć Złotą Piłkę spychając z tronu duet Ronaldo & Messi. Zanim jednak ten Modric wygrał kilka razy Ligę Mistrzów i został z reprezentacją Chorwacji wicemistrzem świata, grał w Tottenhamie, do którego przyszedł z Dinama Zagrzeb.

Dinamo w skali Europy to średniak. Dobry klub, który pewnie z palcem w nosie pyknąłby każdą z naszych drużyn, ale w pojedynkach z najlepszymi – Barceloną, Realem, Bayernem czy Juventusem – to byłby pogrom. A mimo wszystko taki Modric był w stanie w piłkę zacząć grać na pewnym poziomie w Dinamie, tam klub na niego postawił, potem oddał go na wypożyczenie, ten nabrał doświadczenia i zmienił otoczenie. Chorwaci zarobili na nim około 20 milionów euro.

To był 2008 rok, czyli bardzo dawno temu. Od tamtego czasu jednak:

2010 rok – Mario Mandzukic: z Dinama Zagrzeb do VfL Wolfsburg

2010 rok – Eduardo Da Silva: z Dinama Zagrzeb do Arsenalu Londyn

2010 rok – Dejan Lovren: z Dinama Zagrzeb do Olimpique Lyon

2014 rok – Alen Halilovic: z Dinama Zagrzeb do FC Barcelony

I kilku innych, którzy również odchodzili z Dinama i szli w świat. Niektórym noga powinęła się bardzo szybko i wrócili do Dinama z podkulonym ogonem. Inni jednak poradzili sobie znakomicie i po transferach z chorwackiego klubu zbudowali wielkie kariery.

Czemu o tym? Bo każdy, kto zna się na piłce, kto pracuje przy niej, kupuje piłkarzy lub interesuje się nowymi nabytkami do swojego zespołu, Chorwację ma wpisaną w notes na jednym z pierwszych miejsc. Że gra się w piłkę dobrze w Brazylii, Anglii czy Hiszpanii? To wie pani Ela z warzywniaka. Że w Chorwacji można znaleźć drugiego Modrica, jeszcze niedawno nie było tak oczywiste. Od kilkunastu lat jednak kierunek ten jest gorący dla menadżerów jak pączki z budyniem w Tłusty Czwartek.

FEN nie jest obecnie największą federacją MMA w Polsce. Nie jest miejscem, w którym płaci się najlepiej. Które generuje największą popularność. Prawdopodobnie rzadko zdarza się, aby młody chłopak marzył z pójściem na pierwszy trening o tym, że chciałby kiedyś wystąpić na karcie głównej gali we Wrocławiu czy Ostródzie. Wiedząc doskonale o tym wszystkim FEN zdaje sobie sprawę, że musi zrobić coś, co zachęci. Zainteresuje i spowoduje, że będzie zbierał komplementy i uznanie na całym świecie. Pochwały, które pomogą wywindować federację jeszcze wyżej.

Dziś zawodnik śmiesznej organizacji freakowej zarabia kilka razy więcej niż ten walczący dla FEN. KSW? Potężna federacja, którą stać na gigantyczne kontrakty. Zachowując wszelkie proporcje – taki polski Bayern Monachium na scenie sportów walki. „Bawarczycy” jednak w tym przypadku nie bardzo chcą puszczać swoich wojowników w świat do jeszcze lepszych zespołów. Ambicje mocarstwowe i to, że w swoim mniemaniu są już bardzo blisko amerykańskiego giganta powodują, że zaczyna się rywalizacja. Stworzenie propagandy sukcesu, która ma sugerować kibicowi, że mamy do czynienia z walką 50:50. Że zawodnik, który chce być legendą w tym sporcie, nie musi uciekać za ocean i jest w stanie wznieść się na szczyt walcząc pod banderą polskiej federacji.

„Nie chcę, żeby poszedł na UFC. On tego nie potrzebuje. Jest tu traktowany bardzo dobrze, jest jednym z najlepszych w KSW. Każdy dokonuje wyboru w życiu, gdy ten się pojawia. Oczywiście, zawodnicy myślą o UFC, ale nie jesteśmy przekonani, że UFC ich nam „ukradnie”. Mamy za sobą 15 lat rozwoju, rośniemy … Wielu naszych zawodników odrzuciło oferty UFC. Oczywiście renegocjujemy jego umowę, ale uważam, że wszyscy jego trenerzy i jego zespół są zadowoleni, czują się doceniani. Sprawiliśmy, że Salahdine urósł, daliśmy mu międzynarodową widoczność. Ale UFC jest wciąż możliwym wyborem dla zawodników, nawet jeśli nasza strategia opiera się na zatrzymaniu fightera i traktowaniu go jak członka zespołu. Dla nas nie są to tylko liczby. Celebrujemy wojowników.” [Martin Lewandowski, www.mmarocks.pl, 20.01.2010]

W przypadku FEN jest trochę inaczej – każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak rzeczywiście rozłożone są proporcje na światowym rynku. Jasne, FEN 100 może odbyć się w Las Vegas lub na Maracanie w Brazylii. Gdy jednak patrzymy na to obiektywnie… no raczej nie. Obiekty będą coraz większe, lajków na Facebooku zacznie przybywać, a zawodnicy z czasem zaczną pozować do zdjęć idąc po bułki do sklepu w swojej rodzinnej mieścinie. Gdy jednak patrzymy w kierunku UFC… Nie no, to są kozaki. Dominatorzy i absolutni liderzy docierania do fanów z produktem, którym jest wszechstylowa walka wręcz.

Codziennie borykam się z problemami w komunikacji z młodymi ludźmi. Patrzę na tych gnojków urodzonych w drugiej połowie lat 90. i odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z rozpieszczonymi millennialsami, którzy wychodzą z założenia, że wszystko im się należy z urzędu. Tacy ludzie też idą do MMA. Zawodnicy też otaczają się takimi ludźmi, którzy mają potrzebę pochwalenia się nowym iPhonem i śmieją się z kilkutysięcznej wypłaty za walkę, skoro takie pieniądze można dostać od taty za ładny uśmiech. I oczywiście sport tych młodych ludzi zweryfikuje prędzej czy później – roszczeniowi gogusie szybko utkną na etapie młody-zdolny-perspektywiczny, ale ci najbardziej utalentowani, ambitni i zacięci, będą chcieli spróbować. Zrobić wszystko, żeby dostać się do elity. Pójść do UFC i być bohaterem kibiców zarywających noce dla jego walk.

W świat pójdzie informacja – Rębecki jest w UFC. Po siedmiu zwycięstwach w FEN zapracował sobie na to, aby reprezentować barwy amerykańskiego kolosa. Młody chłopak zacznie rozkminiać. Kurde, przecież mam talent i jestem pracowity. Pójdę tym tropem i też dostanę się do UFC!

Wystarczy:

  • wygrać kilka walk
  • zostać mistrzem FEN, choć to nie jest warunek konieczny
  • być lojalnym względem federacji
  • zasuwać w pocie czoła każdego dnia myśląc tylko o spełnianiu swoich marzeń
  • mieć cierpliwość
  • wierzyć

W zamian za to:

  • otrzymasz szansę na regularne występy w FEN
  • otrzymasz możliwość promocji swojej osoby
  • otrzymasz możliwość walk poza organizacją, jeżeli będziesz tego chciał
  • otrzymasz zapewnienie, że wyróżniając się masz szansę iść do UFC

Czyli młody i – uwaga, to być może najważniejsze w tym tekście – mądry zawodnik otrzymuje jak na tacy kluczową informację: ma możliwości i perspektywy. Nie na zabawianie lokalnej publiki w Lublinie, Łodzi czy w Gdańsku. Ma możliwość rozwoju zawodowego i brak sufitu tuż nad głową, jeżeli jego ambicje sięgają tylko największych sukcesów globalnych w sporcie.

Ci zawodnicy, którzy interesują się zarobkami w federacjach freakowych i zaczynają się zastanawiać – dlaczego ja tyle, a on trzy razy więcej – okej, oni mogą już skończyć przygodę ze sportem. Im zawsze będzie za mało, za każdym razem będą podliczać wydane pieniądze na paliwo, gdy jechali na trening medialny przed galą, który ma pomóc ich wypromować. Ci jednak, którzy są ukierunkowani tylko w stronę sukcesu – nie na niby, nie na pokaz – zaczną wybierać FEN. Skoro są możliwości, a nie ma ograniczeń i stosunkowo łatwiej osiągnąć sportowy szczyt, to czemu nie?

Coraz więcej dobrych zawodników. Coraz więcej tych, którzy nie obrażają się na zobowiązania w podpisanym kontrakcie, którzy patrzą tylko w kierunku prawdziwych osiągnięć sportowych – to wszystko powoduje, że ja bardzo bym chciał, aby w tym roku do UFC poszedł nie jeden, a dwóch, trzech czy dziesięciu zawodników FEN. A gadanie, że zaraz w FEN nie będzie miał kto walczyć, skoro wszyscy odejdą? Spokojnie. Paczuski, Grabowski, Ziółkowski, Oleksiejczuk, Romanowski, Biszczak i inni odchodzili z FEN i jakoś federacja nie zawinęła interesu. Organizacja ma się dobrze, a jeszcze lepiej życzy wszystkim tym, którzy byli w porządku i od początku wspominali, że mają w życiu wielkie marzenia. Nie są przebierańcami, których szumne zapowiedzi kończą się w momencie otrzymania lepszej finansowo propozycji.

KOMENTARZE