Pisać na temat wczorajszego meczu Ruchu Chorzów z Piastem Gliwice nie zamierzałem, bo ciekawszych tematów przy wtorku było przynajmniej kilkanaście. Wiadomo – Ruch dostał w czapę po raz kolejny i szoruje dno tabeli z jeszcze większą zawziętością, niż miało to miejsce przed tą kolejką. Można się pastwić nad Niebieskimi, wyśmiewać ćwierćkopaczy, masakrować ich bez końca – w piłkę grać to nikogo nie nauczy. Jest jednak temat, który wzbudził moją ciekawość nawet w tak amatorskiej rozgrywce, jaka odbyła się wczoraj przy ulicy Cichej w Chorzowie.
Wszystko za sprawą… Łukasza Surmy, który w tym meczu nie zagrał. Opuścił pierwsze spotkanie ligowe po – trzymajcie się mocno fotela – 116 występach z rzędu. Ostatni raz na boisko w rodzimych rozgrywkach nie wyszedł w 28. kolejce sezonu 2013/2014.
Dobrze, co? Przez 116 meczów i ponad 3 lata Surma grał wszystko. W każdym spotkaniu pojawiał się na boisku.
Żeby być bardziej precyzyjnym:
- Sezon 2013/2014 (po 28. kolejce) – 9 meczów, wszystkie po 90′
- Sezon 2014/2015 – wszystkie w wyjściowym składzie, opuszczone 45′ w całym sezonie
- Sezon 2015/2016 – wszystkie w wyjściowym składzie, opuszczone 48′ w całym sezonie
- Sezon 2016/2017 (do wczoraj – 34. kolejka) 33 mecze w wyjściowym składzie, opuszczone 162′ w całym sezonie
Łącznie Surma podczas 116 meczów (10440 minut) opuścił 255 (2,4%). Każdy mecz rozpoczynał od pierwszej minuty.
Nie wziąłem oczywiście pod uwagę kolejnych spotkań w Pucharze Polski lub eliminacjach do Ligi Europejskiej. To temat na inną opowieść. Warto zauważyć, że dodatkowo Surma zagrał w ciągu tego okresu (28. kolejka sezonu 2013/2014 – do 34. kolejki 2016-2017) w Pucharze Polski i eliminacjach do Ligi Europejskiej 762 minuty.
I tak sobie myślę:
- Po pierwsze, Łukasz Surma za parę dni kończy 40 lat (28 czerwca)
- Po drugie, gra jako defensywny pomocnik, więc teoretycznie mógł pauzować chociażby za kartki przez te 3 lata
- Po trzecie, jest piłkarzem, czyli patrząc na swoich młodszych kolegów, mógł walnąć focha, obrazić się na cały świat, wyjechać w Bieszczady i rozmyślać nad ciężkim żywotem polskiego piłkarza (co przecież nie jest jakieś odrealnione)
- Po czwarte, najzwyczajniej w świecie – poziomem lub koncepcją gry mógł nie pasować do układanki Kocianowi lub Fornalikowi na – umówmy się – newralgicznej i bardzo ważnej pozycji, jaką jest środkowy pomocnik
Tymczasem nie – Surma grał wszystko. Raz lepiej, raz gorzej, Ruch raz imponował (3. miejsce w sezonie 2013/2014) raz zawodził (obecnie), a Surma w tym wszystkim uczestniczył. Nic sobie nie robił z obecności u swojego boku chłopców, których spokojnie mógł być tatą – wchodził na boisko bez kompleksów i często radził sobie lepiej od nich.
Surma pokazał, że można grać w piłkę długo, w tym wypadku – bardzo długo. Podczas gdy pomocnik mógłby korki zamienić na kapcie, a boisko na bujany fotel i nikt nie mógłby mieć prawa do tego żadnych pretensji, Surma ma cały czas ambicje, by na boisku grać i wygrywać.
Eksperci w naszym kraju często usprawiedliwają leciwych kopaczy: – Nieee, on już nie pogra, w listopadzie zdmuchnie świeczki po raz 33! – Kiedyś by to tego dobiegł, ale nie teraz. On najlepsze lata ma już za sobą. Od kiedy skończył kilka miesięcy temu 30 lat jest w wyraźnie gorszej formie fizycznej.
Janusz przed telewizorem łyka te wszystkie dyrdymały jak żaba muł, a piłkarze przez ostatnie 5 lat swojej kariery bazują na imunitecie, który otrzymali od pana za biurkiem w studio w zamian za to, że nie mają już młodzieńczego meszka pod nosem.
Bardzo trafnie ujął to kilka dni temu w jednym ze swoich felietonów Krzysztof Stanowski. Tu fragment o Cristiano Ronaldo:
„Nie rozumiem, dlaczego zdrowy 32-letni mężczyzna, bardzo dbający o siebie, regularnie trenujący, bez grama nadwagi – wręcz obsesyjny profesjonalista – miałby być znacząco gorszy od siebie samego dwa lata wcześniej. Cóż takiego magicznego dzieje się z ludzkim organizmem, że w ciągu 24 miesięcy aż tak się degeneruje? Skoro w tym czasie nie było żadnych poważnych kontuzji, żadnego obżarstwa, żadnego pijaństwa, tylko stały rygor?
Przyzwyczailiśmy się, że czas dla piłkarzy po trzydziestce jest terrorystą, ale może pora wyzbyć się przyzwyczajeń, a dostrzec, że czasy się zmieniają? I zastanowić się nad powodami? Czy czasem kiedyś kariery nie kończyły się wcześniej nie dlatego, że po prostu organizmu nie oszukasz, ale dlatego, że piłkarze nie prowadzili się zbyt dobrze, medycyna nie była na takim poziomie, odnowa pomeczowa praktycznie nie istniała, trening był mniej zindywidualizowany. Wreszcie – dlatego, że im się już nie chciało, czuli się nasyceni, przeżarci presją, ale też spełnieni finansowo? Że tak naprawdę nie chodzi o biologię, a o zwykłe ludzkie wypalenie.”
Nic dodać, nic ująć. Choć, żeby być sprawiedliwym, trzeba powiedzieć sobie jasno: Surma to przy Ronaldo dziadek. Jestem pewny, że w wieku 40 lat Portugalczyk będzie kopał piłkę na działce z kolegami lub na turnieju dla old boy’ow na rodzinnej Maderze. Bądź co bądź – Ekstraklasa to mimo wszystko profesjonalne rozgrywki.
Także, panie Łukaszu, bo to chyba trzeba tak się zwracać. Szacuneczek za determinację i zdrowie. Włożyłeś palec w oko ekspertom i pokazałeś małolatom z Ekstraklasy, że jak się chce, to można. Biegać, walczyć, starać się, czasami całkiem celnie podać. Niby mało, ale jak na nasze warunki jest to powiew egzotyki.