Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Markiem Płonką, reprezentantem Polski w rugby.

Wywiad pojawił się na portalu www.laczynaspasja.pl i można go przeczytać również TUTAJ.

Marek, minęło już kilka dni od spotkania z Portugalią. Jak teraz, już na chłodno, skomentujesz ten mecz?

MP: To był bardzo ciężki dla nas mecz pod kątem fizycznym. Portugalia postawiła nam bardzo mocne warunki. Założenie przed tym spotkanie było takie, żeby zdominować rywali w młynie, który mieliśmy o 100 kilogramów cięższy od nich. Portugalczycy sobie jednak z tym poradzili. Do tego byli od nas dużo szybsi w ataku. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że są obecnie na innym etapie przygotowań niż my. Grają regularnie i mają więcej świeżości. Prawdopodobnie forma naszej drużyny przyjdzie dopiero za miesiąc lub dwa. Jestem przekonany, że w spotkaniu z Mołdawią na boisko wyjdzie zupełnie inny zespół. Ktoś powiedział, że my prosto z siłowni wyszliśmy na boisko. Trochę w tym prawdy jest. Nie byliśmy gotowi na szybkie bieganie. My nie, a Portugalczycy już tak. Do tego decydujący wpływ miało to, że nie rozegraliśmy żadnego sparingu przed tym meczem. Nie byliśmy skuteczni na boisku, w niektórych momentach było to widać. Przepracowaliśmy dobrze okres przygotowawczy, wykonaliśmy kawał dobrej roboty. To jednak zaprocentuje później, mam nadzieję, że w spotkaniu z Mołdawią.

To prawda, że był plan, abyście przed spotkaniem z Portugalią pojechali na obóz do RPA?

MP: Była taka opcja, ale do tego nie doszło. Chodzi głównie o finanse, nie ma co tego ukrywać. Wolne miejsca były w Zakopanem, więc udaliśmy się właśnie tam. Generalnie warunki do treningu mieliśmy bardzo dobre, tylko boisko było zmrożone. To z pewnością nie ułatwiało pracy.

Bo wtedy było w Polsce bardzo zimno. Temperatura dochodziła do minus 10 stopni.

MP: Dokładnie.

A jaka temperatura była w Portugalii w dniu meczu?

MP: 15 stopni.

Czułeś różnicę?

MP: Oczywiście. Inaczej trenuje się w takich warunkach, jakie mieliśmy w Zakopanem. Dużą uwagę przywiązywaliśmy do rozciągania i ćwiczeń, które mają na celu wyeliminowanie zagrożenia urazów. Motorycznie byliśmy przygotowani dobrze do tego meczu. Może mieliśmy trochę „zamulone” nogi i zbyt mało czasu minęło po obozie, żeby nabrać świeżości. Możemy gdybać w nieskończoność.

Czemu nie graliście żadnego sparingu przed tym meczem?

MP: Nie do mnie pytanie. Fajnie byłoby zagrać z przeciwnikiem lepszym od siebie, który potrafiłby obnażyć wszystkie nasze braki. Dla przykładu Niemcy, czyli rywal mocniejszy od nas, a który jeszcze niedawno był na naszym poziomie, mógłby pokazać, co należy poprawić i zmienić w naszej grze.

Ale to oczywista oczywistość. Portugalczycy tydzień przed meczem z wami grali z Rumunią.

MP: Dokładnie. Nie chcę mówić nic złego ani na związek, ani na menadżera reprezentacji, bo uważam, że ten wykonuje bardzo dobrą pracę. W klubie każdy trener ma wizję na prowadzenie zespołu. Zawodnicy inaczej trenują w Lechii, a inaczej w Arce. W okresie zimowym nie każdy w tym samym czasie jest na tym samym etapie przygotowań. To normalna rzecz. Dłuższe zgrupowanie i sparingi pomogłyby wskoczyć na wyższy poziom. Dotrzeć się i pomóc kolektywowi jeszcze lepiej funkcjonować. Obozy kilkutygodniowe nie są możliwe, bo nie każdy z nas może pozwolić sobie na dłuższy urlop. Żeby pojechać na zgrupowanie musimy wziąć wolne. Nie każdy pracodawca pozwoli swojemu pracownikowi na tak długą przerwę.

Już niedługo spotkanie z Mołdawią, dokładnie 18 marca. Jak reprezentacja będzie przygotowywała się do tego spotkania?

MP: Słyszałem, że ma być zgrupowanie. Trzy, cztery dni.

Gdzie?

MP: Nie wiem.

Jaka jest obecnie atmosfera w reprezentacji? Pytam, bo kiedyś twój tata powiedział, że reprezentacja za jego rządów była bardzo zgrana i podobało mu się to jaką tworzycie grupę. Blikkies natomiast powiedział mi po obozie w Zakopanem, że atmosfera teraz w kadrze jest znakomita, ale gdy przejmował zespół, to zaangażowanie poszczególnych zawodników pozostawiało wiele do życzenia. Jak jest?

MP: Gdy mój ojciec przejmował zespół po Tomku Putrze, to postawił sobie za cel, by w reprezentacji występowało więcej Polaków. Mniej rugbistów na co dzień grających we Francji. Wcześniej było tak, że niektórzy zawodnicy czuli się zbyt pewni siebie i dostawali plac w drużynie z urzędu. Nie byli lepsi, ale grali we Francji, więc występowali w kadrze. Mój ojciec to zmienił i w kadrze na pewno było więcej sprawiedliwości. Zawsze będą osoby, którym nie wszystko będzie się podobało. Atmosfera była dobra i moim zdaniem dalej tak jest. Gramy w drużynie dla orzełka i mamy wspólny cel – wygrywać mecze i dobrze reprezentować Polskę. Wiadomo, że niektórzy zawodnicy trzymają się ze sobą bardziej, inni mniej. Jednego gościa lubię bardziej niż drugiego. To jest normalne. Nie ma podziałów i konfliktów. Nie było ich też za czasów, gdy trenerem był mój ojciec.

Dużo zmieniło się w kadrze od kiedy trenerem jest Blikkies?

MP: Zawsze, gdy przychodzi nowy trener, to czuć powiew świeżej krwi. Każdy chce się pokazać z dobrej strony, mobilizacja wskakuje na jeszcze wyższy poziom. To normalne. Bardzo ważne jest zaufanie trenera, na które każdy musi sobie zapracować. Ja występowałem w reprezentacji już za czasów Putry i mojego ojca i za każdym razem było tak samo – od początku każdy buduje sobie pozycję w drużynie. To bardzo fajne, bo jest większa mobilizacja do treningu.

Mam wrażenie, że z optymizmem mówisz o reprezentacji. Słychać w twoim głosie pasję.

MP: No bo rugbiści to generalnie są ludzie, dla których uprawiany przez nas sport jest pasją. Zawsze powtarzam wszystkim, że w reprezentacji Polski gramy dla orzełka. On jest dla nas zdecydowanie najwyższą wartością. Nie gramy w kadrze dla pieniędzy, bo nie zarabiamy dzięki temu dużo. Wyrównywane są raczej pieniądze, których nie zarobiliśmy przez to, że nie byliśmy w pracy. Więc skoro już spotykamy się i mamy wspólny cel, to róbmy to dobrze.

Połączenie rutyny z młodością – z takim stwierdzeniem spotkałem się kilkukrotnie.

MP: Dokładnie. Są w drużynie zawodnicy młodzi, którzy również wprowadzają jakość do naszej gry. Drugim kapitanem reprezentacji został 22-letni Dawid Plichta. Mimo że w drużynie jest wielu bardziej doświadczonych zawodników, to właśnie jemu zawodnicy powierzyli to zadanie.

Ile meczów rozegrałeś w kadrze za trenera Putry?

MP: Trzy.

A ile razy pojechałeś na kadrę i nie rozegrałeś nawet minuty?

MP: Raz, w spotkaniu z Mołdawią. Pojechałem na zgrupowanie, ale nie zagrałem nawet minuty.

Za kadencji twojego ojca to się zmieniło?

MP: Zdecydowanie. Pod tym względem nikt nie miał prawa nie być zadowolony. Zawodnik na pozycji numer 9, którego zazwyczaj się nie zmienia, u nas był zmieniany. Jeden chłopak grał pierwszą połowę meczu, drugi wychodził na boisko po przerwie. To było fajne, bo każdy był przekonany, że nie pojedzie tylko na wycieczkę, a dostanie swoją szansę. Z innym nastawieniem można się przygotować do meczu, jeśli wiesz, że zagrasz – przykładowo – 30 minut. Zawodnik dostaje wytyczne od trenera przed meczem i wie czy zagra i ile zagra. To bardzo ważne. Z resztą – teraz jest tak samo. Ja w pierwszym spotkaniu z Ukrainą też nie znalazłem się w kadrze meczowej. Musiałem wrócić ze zgrupowania, co nie było dla mnie łatwe. Wiedziałem jednak, że muszę pracować jeszcze ciężej, by ta sytuacja uległa zmianie. Abym w kolejnych meczach mógł grać. Taka kolej rzeczy – nikt nie dostaje niczego za darmo.

Tobie dokuczano, że w reprezentacji występujesz dlatego, że trenerem jest twój ojciec?

MP: Pojawiały się takie opinie, dochodziły do mnie takie słuchy. Już w Lechii się z tym spotkałem.

W Lechii dokuczali ci koledzy z drużyny?

MP: Nie, nie koledzy z Lechii. Ludzie mówili, że gram w zespole tylko dlatego, że mój ojciec jest trenerem. Były takie głupie komentarze, kilka osób na pewno do tej pory tak uważa. Ogólnie to była bardzo trudna dla mnie sytuacja. Prawda zawsze była taka, że musiałem trenować dwa razy ciężej niż wszyscy, żeby udowodnić, że miejsce w składzie mi się należy. Naprawdę tak było. Trzeba być gruboskórnym i odpornym na hejt, bo w innym wypadku naprawdę można mieć problem z przejściem z tym do porządku dziennego. Kiedyś mój ojciec powiedział jedno bardzo fajne zdanie: „Kto, jak nie mój syn, ma mnie nie zawieść?” Gdy przychodził do mnie i mówił, że dostanę 30 minut w meczu, to ja się na to nie obrażałem. Nie miałem problemu z tym, gdy siedziałem na ławce, a grał mój zmiennik.

Wasze relacje się zmieniły, gdy ojciec został twoim trenerem?

MP: Nie. Zawsze miałem w ojcu dużo wsparcia. Krytykował mnie, wymagał ode mnie więcej niż od innych. Nie dawał mi taryfy ulgowej. Chciał, żebym dążył do perfekcji, cały czas się rozwijał. Wpajał mi do głowy wiele rzeczy. Teraz, gdy nie trenuje już żadnej drużyny, w dalszym ciągu pytam go o błędy, które popełniam. Jest moim dobrym doradcą.

Masz w sobie tyle pokory, żeby go słuchać?

MP: Czasami wiadomo, że nie zgadzam się z krytyką i nie potrafię jej zaakceptować. Ufam mu jednak na tyle, że stosuję się do jego zaleceń. Zwykle gdy tak robię, to dobrze na tym wychodzę. Może nie od razu, ale po czasie jestem zadowolony, że postąpiłem tak jak mówił.

Ojciec jest dla ciebie autorytetem?

MP: Zdecydowanie. Przez siedem lat mieszkaliśmy we Francji, bo ojciec grał tam w rugby. Dorastałem przy tym sporcie. Pierwszą piłką, jaką trzymałem w ręku, była piłka do rugby. Nie pamiętam za wiele z czasów, gdy tata grał, ale byłem dumny, że mogłem chodzić na jego mecze i przyglądać się jego karierze.

Na początku trenowałeś piłkę ręczną. Ojciec nie zmuszał cię do rugby?

MP: Nie, absolutnie. Nigdy nie było naporu ze strony ojca, żebym trenował rugby. Wszystko przyszło samo i była to tylko moja decyzja. Po kilku treningach powiedziano mi, że to jest sport dla mnie i w moich żyłach płynie krew rugbisty. Widziano u mnie smykałkę do rugby. Postanowiłem pójść w tę stronę.

Uważasz, że środowisko rugby w naszym kraju jest podzielone? Twój ojciec powiedział kiedyś, że życzyłby sobie, aby wszyscy ciągnęli wózek w tę samą stronę.

MP: Myślę, że tak. Zawsze znajdą się osoby, które będą narzekać i którym nie będzie się podobało coś, co wydawałoby się, że musi odpowiadać wszystkim. Są ludzie, którzy piszą felietony, w których oczerniają i krytykują. Robią to jednak absolutnie bezpodstawnie. Co to ma na celu? Hajt dla hejtu? Kompletna bzdura. Tak jednak jest. Ostatnio podczas zgrupowania robiliśmy sobie zdjęcia z koszulkami meczowymi. Jedna fotka z tyłu, z numerem, druga przodem, bez numeru. I na Facebooka wrzuciłem zdjęcie z Tomkiem Rokickim i Sebastianem Kacprzakiem bez numerów na trykocie – tak po prostu, nie wiem dlaczego. Pan Jarosław napisał komentarz, że zawodnicy Lechii, którzy w tym spotkaniu byli tylko rezerwowymi, nie chcą pokazać swoich numerów. Że niby gdybyśmy byli podstawowymi zawodnikami, to mielibyśmy zdjęcie przodem, a tak – tyłem. Ręce mi opadły. Od razu w komentarzu wstawiłem drugie zdjęcie, które również miałem zrobione. Przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, że wstydzić się numeru, z którym gram. Hejt jednak się pojawił, choć nie mam pojęcia co miało to na celu. Ten Pan nie rozumie, że w drużynie potrzebny jest każdy zawodnik. Wszyscy są tak samo ważni. Wiem, że brzmi to jak banał, ale tak właśnie jest.

Niepotrzebnie pojawia się zła atmosfera.

MP: I siłą rzeczy trochę to rozbija. Zacząłem podświadomie o tym myśleć, a to nie powinno mieć miejsca. Środowisko rugby w naszym kraju jest tak wąskie, a mimo wszystko cały czas nawzajem wbijamy sobie szpileczki. Jeden drugiemu.

Jak ty reagowałeś, gdy ktoś w kadrze krytykował twojego ojca? Wiem, że wiele osób kwestionowało jakość jego warsztatu trenerskiego.

MP: Dochodziły do mnie takie słuchy, oczywiście. Tak jak powiedziałem – zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie się podobało. Żeby było jasne – wszyscy mają prawo do własnego zdania. Denerwowało mnie to, mimo że starałem się tym nie przejmować. Nie zaprzątać sobie tym głowy. Wiem, że jest wielu zawodników, którzy dla zasady hejtują i mówią, że jest źle. Tak po prostu. Rugbiści dzielą się na takich, którzy będą wykonywać swoje obowiązki jakie by one nie były i na tych, którzy wiecznie będą krytykować. Czy trenerem będzie Putra, Płonka, Kowalski czy Nowak – nieważne.

Zdarzały się sytuacje, że wchodziłeś do pokoju, w którym odbywała się dyskusja i nagle rozmowa się urywała?

MP: Pewnie, że tak. Domyślałem się, że przy mnie wiele tematów nie było poruszanych. Dochodziły do mnie takie słuchy, że było sporo osób, które mojego ojca krytykowało. Nie robili tego rzecz jasna w mojej obecności. Nie skupiałem się na tym, bo na pewno przeszkodziłoby mi to w grze. Zupełnie jednak myślenia nie dało się wyłączyć i od tego odciąć. Nawet gdy nie chciałem, to zdarzało mi się nad tym zastanawiać.

Jak reagowałeś, gdy ktoś krytykował twojego ojca?

MP: Trudno jest mi o tym mówić. Nie mogę zabronić nikomu wygłaszania swojego zdania. Starałem się do tego nie ustosunkowywać. Wyciągałem swoje wnioski, ale zawsze byłem zdania, że nadrzędnym celem nas wszystkich jest dobro drużyny. Nie byłem po stronie ojca, ani po stronie tej osoby. Wychodziłem z założenia, że każdy chce, aby kadra wygrywała. Tak naprawdę to było najważniejsze.

Nigdy nie dokonywałeś wyboru? Czy ojciec, czy kumpel z kadry?

MP: Zawsze będę za swoim ojcem. Choć starałem się być z boku i nie brać udziału w tego typu sporach. Pozycja neutralna zdecydowanie mi odpowiadała. Każdy z zawodników ma swoją wizję i w różny sposób rozumie rugby. Często te filozofie nie są takie same, co już samo w sobie może być powodem do konfliktu. Najważniejsze jest jednak, żeby darzyć się wzajemnym zaufaniem. Trener musi ufać swoim zawodnikom. To podstawa. Zawodnik jednak musi ufać swojemu trenerowi. Wierzyć w jego metody treningowe. Finalnie to on odpowiada za zespół. Krytyka spływa głównie na szkoleniowca, który dobrał złą taktykę lub źle ustawił zespół. Skoro rugbista przyjeżdża na zgrupowanie, to jego obowiązkiem jest dać z siebie wszystko. Musi wykonywać obowiązki, które nakreślił mu trener. Nie ważne, czy on się z tym zgadza, czy nie. Dostaje swoje zadania i ma im podołać. Co sobie myśli jest zdecydowanie mniej istotne.

Twój ojciec nie miał nigdy do ciebie pretensji o to, że nie wstawiłeś się za nim?

MP: Nigdy publicznie nie było żadnej krytyki, więc nie było nawet okazji do tego, żeby się wstawić. Na pewno nigdy tata nie miałby do mnie o nic pretensji. O żadną postawę. Oddzielaliśmy sport od relacji rodzinnych. Ojciec nie oczekiwał ode mnie, że będę go bronił. Nic z tych rzeczy.

Poczułeś ulgę, gdy tata przestał być trenerem kadry? Czy zszedł z ciebie ciężar tego, że już nie będziesz przez niektórych postrzegany jako syn trenera, tylko zwykły zawodnik?

MP: Na pewno wiedziałem że pewien etap się kończy i ciężar psychiczny, który na mnie spoczywał, teraz nie będzie już mi tak doskwierał. Dziś po prostu przyjeżdżam na kadrę i wykonuję swoją pracę. Presja jednak zawsze będzie towarzyszyła sportowcowi i ważne jest, żeby ten umiał sobie z nią radzić. Nie tylko na boisku trzeba czynić progres. Również mentalnie skok jakościowy jest niezwykle ważny. Umiejętność radzenia sobie w takich trudnych sytuacjach czyni sportowca lepszym. Bardziej wartościowym rugbistą.

Dochodziły do ciebie informacje, że jak twój ojciec nie będzie trenerem, to przestaniesz dostawać powołania do reprezentacji?

MP: Czytałem takie opinie. Zastanawiam się jednak, skąd ty wiesz takie rzeczy.

Na logikę. To tylko i wyłącznie mój tok rozumowania.

MP: Po kontuzji byłem zmotywowany, żeby do kadry wrócić, ale wiedziałem, że nie będzie zadaniem prostym. Nowy trener, nowe rozdanie, a ja na samym początku tego rozdziału byłem nieobecny. Znowu – musiałem pracować dwa razy ciężej, aby udowodnić, że powołania do reprezentacji w poprzednich latach nie były tylko dziełem tego, że mój ojciec jest selekcjonerem. Musiałem pokazać, że u innego trenera również będę grał, bo poziom sportowy mnie do tego predysponuje.

A czy przypadkiem ten okres początku pod rządami Blikkiesa nie był najtrudniejszy? Czy wtedy presja nie była jeszcze większa?

MP: Nie podchodziłem do tego w ten sposób. Wiem natomiast, że powrót do pełni zdrowia i systematyczna praca nad swoją formą spowodowała, że obecnie jestem w dobrej formie. Pokazują to chociażby wyniki testów, które były przeprowadzone w Zakopanem. I na pewno te dyspozycja pozwala mi grać w drużynie narodowej, choć na spotkanie z Ukrainą miejsca w drużynie dla mnie zabrakło.

Powiedziałeś o sumiennej pracy nad powrotem do pełni formy, a jak to jest u ciebie z profesjonalizmem? Szczerze, bo Marlena Mroczyńska powiedziała kiedyś, że zdarza się wyjść z dziewczynami z drużyny na miasto i pobalować.

MP: W okresie przed spotkaniami nie ma mowy o piciu alkoholu lub złym jedzeniu. Balety nie wchodzą w grę. Jeżeli na poziomie reprezentacji zawodnik chce zaprezentować się z dobrej strony, to musi dbać o takie rzeczy.

Czy zmiana formy rozgrywek, dzięki której jesienią graliście w Pucharze Polski, miała wpływ na wynik meczu z Portugalią? Mam na myśli to, że większość z was od początku listopada nie grała w rugby. Gdyby liga trwała do – załóżmy – połowy grudnia, to inaczej wyglądalibyście podczas tego spotkania.

MP: Nie sądzę, że miało to jakikolwiek wpływ. Na pewno nie było możliwe granie w rugby w grudniu, bo było bardzo zimno. Wiem, że w Rosji gra się przy większych mrozach, ale trudno byłoby przy minus 10 stopniach rozgrywać mecze. Wiadomo, że lepiej byłoby gdybyśmy cały rok grali w rugby. Taki jest cel, żeby możliwie jak najkrócej odpoczywać pomiędzy wiosną, a jesienią.

Umówmy się – cały rok nie dacie rady grać. Chyba, że mecze będziecie rozgrywać na Cyprze.

MP: No dokładnie. Zgrupowania zimowe muszą odbywać się w miejscu, gdzie jest ciepło. Wtedy są komfortowe warunki do grania. Nie wtedy, gdy zawodnik ubrany jest na cebulkę i musi uważać, żeby z zimna nie nabawić się kontuzji.

Jakie masz cele na najbliższe kilka/kilkanaście miesięcy?

MP: Na pewno powalczyć z klubem o mistrzostwo Polski. Straciliśmy mistrzowski tytuł i chcemy znowu wrócić na szczyt. Mamy sobie trochę do udowodnienia. Ponadto chciałbym wrócić do reprezentacji Polski siedmioosobowej. Ciekawi mnie, czy jestem w stanie dotrzymać kroku młodym zawodnikom, którzy grają w reprezentacji. Długo nie byłem w składzie „siódemek” i tak naprawdę to jest ostatni dzwonek, by do kadry wrócić.

Na koniec – Blikkies to dobry trener?

MP: Tak. Uważam, że to dobry fachowiec. Jest charyzmatycznym trenerem, który potrafi swoim spojrzeniem na świat zarazić zawodników. Dobrze mi się z nim współpracuje, mimo że pojawiły się komentarze na początku, że będzie mnie pomijał powołując skład, gdyż jestem synem Marka Płonki. Prawda jest taka, że Blikkies lubi się z moim tatą, często pyta o niego, każe go pozdrowić. Nie ma między nimi złej krwi. Czytałem opinie, że nie dostałem powołania na mecz z Ukrainą, bo to zemsta za mojego ojca. Kompletna bzdura. Takie komentarze są i zawsze będą. Nie mam na to wpływu. Jaki jest cel takich wypowiedzi? Nie mam pojęcia. W gruncie rzeczy każdy chce dobrze dla polskiego rugby. Wierzę, że tak właśnie jest.

 

 

FOTO: Archiwum prywatne Marka Płonki

KOMENTARZE