Pogrążona w kryzysie Barcelona wygrywa na gorącym terenie w Sevilli i nie pozwala odskoczyć uciekajacemu w tabeli Realowi Madryt – takie są najważniejsze informacje dla wszystkich kibiców ligi hiszpańskiej z tego weekendu. Przegrało Atletico, kontakt z czołowką zaczyna tracić drużyna prowadzona przez Jorge Sampaolego. Dzielnie walczy za to Villarreal. Pytanie, jak długo?
Hiszpańscy dziennikarze mają wiele cech wspólnych z naszymi pismakami. Zawsze wynajdą sobie temat, wokół którego chwilę później tworzy się cała historia. Ronaldo nie strzela rzutu karnego? Zaraz któryś z redaktorków odkopie wszystkie jedenastki wykonywane przez Portugalczyka w ostatnich 10 sezonach i szuka analogii. – Aha, on nigdy nie strzela w pierwszy weekend listopada! Atletico nie wygrywa z Sociedad? – To przez poczciwego Griezmanna, który nie lubi strzelać bramek swoim byłym drużynom. Co wydarzenie, to ideologia. Co by się nie wydarzyło, to pozornie logiczna argmumentacja, która ma za zadanie popierać ją w możliwie najbardziej racjonalny sposób. Zawsze przyczyna, zawsze coś (lub ktoś) stoi za takim, a nie innym obrotem spraw.
Do czego zmierzam? A no do Barcelony, która rzekomo nie jest w formie. Zdaniem wielu – najsłabiej zaczęła sezon od niepamiętnych czasów, Messi i spółka nie czarują już tak, jak przed laty, a (spotkałem się też z taką opinią) Luis Enrique to nie jest typ szkoleniowca, przy którym Blaugrana jest jeszcze w stanie cokolwiek wygrać. A więc drodzy kibice, piłkarscy obserwatorzy – ta słaba Barcelona, którą niemiłosiernie zlał parę dni temu Manchester City i którą po całym boisku przez większą część pierwszej połowy ganiała jak chłopca Sevilla zajmuje obecnie drugie miejsce w lidze z dwupunktową stratą do Realu Madryt. Na swojej drodze podopieczni Lucho pokonali już Valencię i właśnie Sevillę na wyjazdach, zremisowali z Atletico Madryt i zdołali wygrać na samym początku sezonu z niewygodnym Atletikiem na San Mames 1:0. Do tego po czterech spotkaniach w Lidze Mistrzów ekipa z Katalonii przewodzi w swojej grupie i najprawdopodobniej zaraz (o ile znowu z kimś nie przegra) zajmie w niej pierwsze miejsce.
Chyba tak źle zatem z tą Barceloną nie jest, prawda? To, że nie z każdym 5:0? No cóż, bywali i tacy. Niektórzy nawet takim zespołom i ich trenerom chcieli stawiać pomniki. Za wygrywanie spotkań minimalnym nakładem sił.
Wracając do Enrique, któremu z sezonu na sezon idzie coraz słabiej. Oto zaskakująca statystyka:
Wielu kibiców co weekend napina się. Ci za Realem czekają aż potknie się Barcelona. Ci za Blaugraną, czekają kiedy ekipa Zidane’a pogubi punkty. Ja już z tego wyrosłem, mam do tego większy dystans. I tak wszystko rozstrzygnie się wiosną, i tak różnica punktowa pomiędzy zespołami będzie bardzo mała.
Patrząc jednak na ligową tabelę, analizując mecz po meczu kolejnych rywali Barcelony i Realu, dochodzę do wniosku, że podopieczni Luisa Enrique mieli jak do tej pory trudniej. Mierzyli się z rywalami, z którymi można było pogubić punkty. Jako, że zarówno jedni, jak u drudzy stosunkowo dobrze grają na własnym stadionie, więcej uwagi poświęciłem spotkaniom wyjazdowym. A tam:
Przeciwnicy Barcelony w tym sezonie:
- Athletic Bilbao (zwycięstwo),
- Leganes (zwycięstwo),
- Gijon (zwycięstwo),
- Celta Vigo (porażka),
- Valencia (zwycięstwo),
- Sevilla (zwycięstwo),
Przeciwnicy Realu w tym sezonie:
- Real Sociedad (zwycięstwo),
- Espanyol (zwycięstwo),
- Las Palmas (remis),
- Real Betis (zwycięstwo),
- Alaves (zwycięstwo),
Jedni sześć meczów, drudzy pięć. Niby detale, ale gdy po przerwie reprezentacyjnej na Camp Nou przyjedzie Malaga, to Królewscy będą grali trudne spotkanie z Atletico Madryt.
Jako, że do Klasyku coraz bliżej, temat w najbliższym czasie zostanie coraz częściej wywoływany, a porównań, analiz i prognozom ekspertów nie będzie końca, warto spojrzeć już teraz na grafikę przedstawiającą przeciwników, z którymi oba zespoły będą musiały się zmierzyć, zanim dojdzie do bezpośredniej konfrontacji (grafika robiona przed weekendem).
Było o spotkaniach wyjazdowych, było o terminarzu. Co oba zespoły czeka w niedalekiej przyszłości?
Czyli Real od 19 listopada, aż do połowy stycznia (ostatnie z tych czterech spotkań) ani razu nie rozegra spotkania wyjazdowego z (teoretycznie) łatwym przeciwnikiem. Dziś Barcelonę oceniamy przez pryzmat Królewskich – Barca jest w tabeli za nimi, więc jest słabsza. Sytuacja diametralnie może zmienić się za te wspomniane już przed chwilą dwa miesiace, gdy Ronaldo i spółka rozegrają kilka spotkań z wymagającymi rywalami. Jak Blancos radzili sobie z tymi ekipami w meczach wyjazdowych w ostatnich 5 sezonach?
- Atletico – 2 zwycięstwa, 2 remisy, 1 porażka,
- Barcelona – 2 zwycięstwa, 1 remis, 2 porażki,
- Valencia – 2 zwycięstwa, 2 remisy, 1 porażka,
- Sevilla – 3 zwycięstwa, 0 remisów, 2 porażki,
Gdy do tego dodamy, że Real w międzyczasie zagra u siebie z Borussią Dortmund o pierwsze miejsce w grupie F Champions League i pojedzie do Lizbony na spotkanie ze Sportingiem, który walczy o trzecie miejsce w Lidze Europy, to dochodzimy do wniosku, że przed Realem jest teraz bardzo trudny okres. Być może nawet najtrudniejszy w całym sezonie.
I aż dziw bierze, że to właśnie wielu kibiców Barcelony wywołuje taką gównoburzę. Z tego co pamiętam, to rok temu Blaugrana wszystko wygrywała. Mecz za meczem. Na koniec sezonu, mimo zdobycia mistrzostwa kraju, wielu fanów było niepocieszonych, bo nie udało się wygrać Ligi Mistrzów. To może chwilkę poczekajmy, co? Dwa punkty straty do zdobywcy Pucharu Europy po 11 rozegranych kolejkach, to chyba nie jest powód do depresji, prawda?