Nie milkną echa fantastycznego meczu Legii Warszawa z Realem Madryt. Remis 3:3 to wynik historyczny i na pewno zostanie na długo zapamiętany. Wiele osób mówi, że obrońcy tytułu zlekceważyli mistrzów Polski. Jak się okazuje, za ten brak szacunku względem swojego rywala mogą słono zapłacić.

Dlaczego? Real remisując z Legią spadł na drugie miejsce w grupie F. Przypomnę, że o pierwsze miejsce podopieczni Zinedine Zidane’a rywalizują z Borussią Dortmund. Z Borussią, która swój wczorajszy mecz ze Sportingiem Lizbona wygrała i wyprzedziła Blancos o dwa punkty w tabeli.

Sytuacja się skomplikowała, bo mając na uwadze, jakie spotkania zostały obu drużynom do rozegrania, to w bardziej komfortowej sytuacji wydają się być podopieczni Thomasa Tuchela. Za trzy tygodnie bowiem na Signal Iduna Park przyjedzie Legia, która mimo zwyżki formy na choćby punkt w spotkaniu z wicemistrzem Niemiec zbyt wielkich szans nie ma. Real natomiast pojedzie na gorący teren do Lizbony na mecz z miejscowym Sportingiem, z którym niemiłosiernie męczył się w pierwszej konfrontacji obu zespołów w Madrycie.

Ostatnie spotkanie obu pretendentów do wyjścia z grupy będzie miało miejsce w stolicy Hiszpanii. Problem Realu polega jednak na tym, że Borussi do awansu z pierwszego miejsca w grupie (przy takiej samej różnicy punktowej jak w tym momencie) wystarczy zaledwie jeden punkt.

Wyjście z drugiego miejsca w grupie, to nie tylko perspektywa zmierzenia się z teoretycznie trudniejszym rywalem już w 1/8. To również jasny sygnał, że spotkanie rewanżowe zostanie rozegrane na wyjeździe. Przeanalizowałem, jak w ciągu ostatnich dziesięciu latach radziły sobie zespoły, które z grupy wyszły na drugim miejscu. Ile z tych zespołów awansowało do ćwierćfinałów? Oto, jak sytuacja wyglądała rok po roku:

Sezon 2006/2007 – 3 drużyny z drugiego miejsca w grupie awansowały do ćwierćfinału,

Sezon 2007/2008 – 2,

Sezon 2008/2009 – 3,

Sezon 2009/2010 – 3,

Sezon 2010/2011- 1,

Sezon 2011/2012 – 2,

Sezon 2012 – 2013 – 2,

Sezon 2013/2014 – 0,

Sezon 2014/2015 – 2,

Sezon 2015/2016 – 2,

W ciągu dziesięciu ostatnich sezonów tylko 25% zespołów, które z grupy wyszły z drugiego miejsca, awansowało do ćwierćfinału. Jak w tym czasie radził sobie Real?

Królewscy w ostatnich dziesięciu sezonach trzykrotnie z grupy wychodzili z drugiego miejsca w grupie. Pierwszy raz w sezonie 2006/2007, kiedy to podopieczni Fabio Capello musieli uznać wyższość Olimpique Lyon. W 1/8 trafili przez to na Bayern Monachium i okazali się gorsi od Bawarczyków. Dwa sezony później Real znowu po zmaganiach grupowych był drugi, tym razem za Juventusem Turyn, i w 1/8 trafił na Liverpool, z którym w dwumeczu uległ aż 0:5. Ostatni taki przypadek, gdy Królewscy nie zdołali zająć pierwszego miejsca w grupie, miał miejsce w sezonie 2012/2013. Wtedy to lepsza od Blancos okazała się Borussia Dortmund z Robertem Lewandowskim, Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem w składzie. Przeciwnikiem Realu w kolejnej rundzie było Galatasaray Stambuł, które mimo że postawiło twarde warunki, to ostatecznie uległo w dwumeczu 3:5.

No dobra, to była historia. Jak może być w tym roku? Czy zakładając, że Real stracił wczoraj pierwsze miejsce w grupie, może skomplikować sobie drogę do obrony tytułu?

Trudno jest przewidywać, jak sytuacja w grupach będzie wyglądała za dwie kolejki. Na tę chwilę rywalami wychodzącego z drugiego miejsca w grupie Realu byłby któryś z zespołów: Arsenal, Napoli, Monaco, Leicester. Wszystko za sprawą tego, że aktualnie pierwsze miejsca w swoich grupach zajmują Barcelona, Atletico i Sevilla, z którymi Real zagrać nie może. Wielce prawdopodobne jednak, że miejsce Arsenalu może zająć PSG (tyle samo punktów na tę chwilę i mecz bezpośredni przed nimi), liderujące w tabeli Atletico wyprzedzi Bayern (również bezpośrednie starcie), a Sevillę wyprzedzi Juventus (oni również ze sobą zagrają). Wtedy Real, po wczorajszym remisie i zakładanym już wcześniej drugim miejscu być może trafi między innymi na Bayern, Juventus lub PSG.

Oczywiście – to są tylko założenia. Real może wygrać ze Sportingiem, pokonać Borussię u siebie i wygrać grupę. Potem trafić na przykład na Leverkusen lub Porto i pewnie zameldować się w ćwierćfinale. Dziwnie jednak los by to wszyscy poukładał, gdyby droga obrońcy tytułu zaczęła komplikować się przy pustych trybunach na stadionie Legii.

A swoją drogą – Zidane miał rację. „Jesteśmy z Legią w tych samych rozgrywkach, mamy równe szanse na zwycięstwo”. Jeszcze parę dni temu nikt nie przypuszczał, że to Real będzie strzelał bramkę na wagę remisu i właśnie po spotkaniu w Polsce będzie musiał oglądać plecy uciekającej Borussi.

KOMENTARZE