Czytam dzisiejszą prasę. „Żyro skończony w Legii”. Piłkarsko wiecznie młody, wiecznie zdolny. Nadzieja polskiego futbolu i być może zawodnik, który w przyszłości miał decydować o losach reprezentacji Polski. Na Legię rzekomo za dobry, stąd też od jakiegoś czasu Cezary Kucharski szuka mu lepszego klubu. Pech chciał, że Michał jest od dłuższego czasu kontuzjowany. Stanisław Czeresow przychodząc do Legii miał proste zadanie: rozdzielić chłopców od mężczyzn. Wypadł Rzeźniczak – to naturalne. Na zimowy obóz ze stołeczną ekipą nie pojedzie podobno Michał Żyro. Co to oznacza? Degradacja do drugiej drużyny lub transfer do innego zespołu. Anglia, Niemcy, Hiszpania? Nic z tych rzeczy. Kto zdecyduje się na kupno ligowego średniaka i to po długiej kontuzji? I czemu miałby to niby robić?
Bardzo cieszą mnie niepowodzenia Żyro. Od dłuższego czasu chciałem to napisać i w końcu mam ku temu swego rodzaju podpórkę. Podobno ryba psuje się od głowy. Tak więc zanim legionista zaczął mieć problemy w klubie, wyraźnie szwankowała już jego piłkarska głowa. A to dlaczego?
11 kwietnia 2015 roku. Do Gdańska na mecz z Lechią przyjeżdża lider Ekstraklasy – Legia Warszawa. Spotkanie wygrywają gospodarze, mimo że nie byli faworytem w pojedynku z aspirującą do tytułu mistrzowskiego Legią. Po meczu mam przyjemność nieprzyjemność przeprowadzić wywiad z Michałem Żyro. Rozmowa wyglądała tak:
Ja: Powiedz Michał, jaki mieliście cel na to spotkanie? Urządzał was remis czy tylko walka o trzy punkty?
Michał Żyro: Nie mam pojęcia, nie wiem co mówił trener.
Ja: No ale przecież byłeś w szatni przed spotkaniem i wiesz co mówił Berg.
Michał Żyro: Mieliśmy zagrać dobre spotkanie i realizować założenia taktyczne.
Ja: A w przerwie? Nie szło wam przecież przez całą pierwszą połowę (Żyro wszedł na boisko pod koniec spotkania).
Michał Żyro: Nie byłem w przerwie w szatni.
Ja: A jak wchodziłeś na boisko? Przegrywaliście już wtedy 0:1. Co mówił Ci trener?
Michał Żyro: Nie wiem, nie mam pojęcia.
A więc drogi Panie Michale. Rozumiem, że wolałbyś porozmawiać z dziennikarzem Polsatu, Canal+, niemieckiego Bilda, czy brytyjskiego Sky Sports. Rozumiem też, że taki Pan piłkarz jak Ty ma swoje humory i trafiając akurat na gorszy dzień może mieć w dupie młodego chłopaka z mikrofonem. Wchodząc jednak na boisko, gdy Twoja drużyna przegrywa z cienką jak dupą węża Lechią powinieneś wiedzieć, po co w ogóle do Gdańska przyjeżdżasz. Jaki jest cel Twojej drużyny i dzięki jakim aspektom upatrujecie swoich szans na zwycięstwo. Mógłbyś przecież mi skłamać i powiedzieć coś mądrzejszego, niż prostackie „nie wiem”. Chyba, że to moja wina. Mogłem ułożyć łatwiejsze pytanie i zapytać Cię o podróż z Warszawy do Gdańska lub atmosferę w zespole. O spędzenie czasu wolnego po meczu i ulubioną nadmorską knajpę. Tak się akurat składa, że zawodników o wielkim talencie było w naszym kraju ostatnio bardzo wielu. Każdy miał zrobić karierę na zachodzie i swoją postawą na boisku zapracować sobie na to, by móc wybierać dziennikarzy w strefie mieszanej. Najwięcej z tych, którym nie wyszło było jednak takich jak Ty, którzy mieli problem z samym sobą. Kończyła ich nie tyle niełaska trenera czy względy czysto piłkarskie, lecz chora głowa, która źle podpowiadała. Że nic z Ciebie nie będzie ja wiedziałem już ponad siedem miesięcy temu. Teraz gdy Ci wyraźnie nie idzie, ja czuje lekką satysfakcję. Dziękuje, że mogliśmy wtedy porozmawiać. Dużo mi to dało. Oby któryś z młodych – zdolnych to przeczytał i wyciągnął wnioski z Twojej głupoty i braku profesjonalizmu. I to tylko w trosce o dobro polskiej piłki. Bo w świecie futbolu już niedługo nikt nie będzie musiał na Ciebie patrzeć. I dobrze.