„Teraz chcę odpocząć i razem z moją drużyną zastanowimy się, co dalej. Słyszałem, że Tony Bellew chciał walczyć z wygranym. On już boksował w ciężkiej. Może teraz mnie słyszy: drogi przyjacielu, jestem gotowy!  Jeśli on nie chce zbijać wagi, to ja pójdę w górę. Najwyżej będę jadł więcej spaghetti i przytyję.”

 

Promotorom właśnie odeszło mnóstwo czarnej roboty, czyli szukanie rywala dla Ołeksandra Usyka, który jako piąty pięściarz w historii boksu zdobył wszystkie cztery pasy mistrzowskie w jednej kategorii wagowej. Po takim sukcesie niejeden zawodnik by się wzruszył, inny zacząłby podsumowywać, jak długą drogę musiał przejść, by być w tym miejscu, w którym właśnie się znajduje. Usyk będąc na szczycie, mając w rękach mikrofon, dziesiątki bokserskich promotorów wokół ringu oraz kilka milionów ludzi przed telewizorami, załatwił sobie kolejną walkę.

Majstersztyk, którego niestety polscy pięściarze w ogóle nie rozumieją. U nas wygląda to dosyć sztampowo – zwycięstwo, wywiad prosto z ringu, trochę wyświechtanych frazesów, zero konkretów odnośnie przyszłości, gdyż wszystkim – jak wiemy – zajmuje się promotor i to on pociąga za wszystkie sznurki prowadząc karierę od A do Z.

– Kolejny rywal?

– Ja mogę walczyć z każdym, nie do mnie pytanie.

– Czy masz kogoś, z kim chciałybyś zawalczyć?

– Tak naprawdę nie ma różnicy. Ja nie jestem od wybierania sobie przeciwników.

– Kiedy wrócisz między liny?

– Za szybko, by cokolwiek powiedzieć. Muszę odpocząć i niedługo zacznę ze swoim sztabem rozmowy o przyszłości.

– Jak daleko jesteś walki o pas?

– Trudno powiedzieć, w boksie wszystko może się wydarzyć. Czekam spokojnie na swój moment, który niebawem nadejdzie.

Tak mniej więcej wygląda każda rozmowa polskiego pięściarza tuż po walce. Na koniec bohater dostaje mikrofon do ręki i płynie z podziękowaniami dla całego świata. Przy dobrych wiatrach nawet pani z warzywniaka dostanie pozdrowienia, bo przecież to dzięki niej codziennie rano na kanapce gości dorodny pomidorek. Wtedy pięściarz ma swoje pięć minut i na chwilę zapomina o tym, że nieswojo czuje się przed kamerami i w zasadzie niewiele ciekawego ma do powiedzenia.

Z tym że, drogi pięściarzu, to w niczym nie pomaga. Każdy wie, że sponsor, któremu podziękowałeś w telewizji, jest twoim sponsorem, gdyż na plecach, klatce piersiowej, spodenkach i koszulce masz umieszczone jego logo i oznaczasz go w pięciu postach na Facebook’u tygodniowo. Każdy wie, że gdyby nie Body Chief, to jadłbyś zupkę chińską i miałbyś problemy ze zrobieniem wagi. Każdy wie, że gdyby nie zegarki marki Timemaster, to spóźniałbyś się na treningi, a żeby nie wypożyczone z salonu auto marki Mercedes-Benz, to musiałbyś do masażysty jeździć Uberem lub kolejką.

My to wszyscy wiemy.

To fajnie, że pamiętasz o swoich ludziach. To fajne, że jesteś lojalny i kolejne firmy zgłaszają się do ciebie w sprawie współpracy przed następnymi walkami. Nikt od ciebie jednak nie wymaga, żebyś to robił, bo konstruując kontrakt o współpracy, prawdopodobnie nikt nie może ci kazać, abyś na otwartej antenie w telewizji wystawiał laurki swoim partnerom. Po drugie – gdybyś zamiast dziękować wszystkim dookoła, postąpił jak samolub i zajął się tylko sobą, swoją przyszłością i tym, co chciałbyś zrealizować w ciągu najbliższych miesięcy. Gdybyś swoje myśli, które chodzą ci po głowie każdego dnia, w końcu powiedział głośno. Gdybyś będąc drugim zawodnikiem w Polsce w swojej kategorii wagowej podzielił się z wszystkimi, że chcesz zmierzyć się z numerem jeden. Zadeklarował, że jesteś gotowy, masz ochotę pokazać temu obecnie najlepszemu, gdzie raki zimują, chcesz rozwiać wątpliwości, że zasługujesz na to, aby rządzić na swoim podwórku. Bez wiochy, bez ubliżania, bez przekleństw i tandety – po prostu wyraził swoje myśli. Na pewno zyskałbyś:

– w oczach promotora, za którego odwaliłbyś kawał roboty

– w oczach kibiców, bo w końcu powiedziałbyś coś w miarę ciekawego

– w oczach dziennikarzy, bo w końcu ktoś chciałby porozmawiać z tobą o czymś więcej niż tylko o banałach

– w oczach sponsorów, którzy wiedzieliby, że twoja walka wzbudzi ogromne zainteresowanie, na czym oni oczywiście skorzystają

Usyk jest w możliwie najlepszym momencie swojej sportowej kariery, właśnie przeszedł do historii. Jest na szczycie, teoretycznie mógłby zakończyć z boksem i nikt nie miałby do niego o to pretensji. Dwie minuty po tym, jak odebrał gratulacje od swojego przeciwnika, postawił wykonać kolejny krok w swojej karierze. Zapewnił sobie kolejną wielką wypłatę i kolejną wielką walkę.

Tymczasem czekamy na kolejne zwycięstwa naszych i kolejne jałowe gadanie. Pytanie, czy kiedykolwiek się to zmieni, bo światowe trendy wyglądają nieco inaczej.

KOMENTARZE