Lekkoatletyczny mityng, który miał się odbyć w Łodzi 31 stycznia 2018 roku, ostatecznie został odwołany. Impreza, która początkowo odbywała się w Bydgoszczy, a później w Łodzi, od 2005 roku była stałym punktem na lekkoatletycznej mapie Polski dla najlepszych naszych zawodników.

Powód – kasa. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to prawdopodobnie chodzi o kasę, a precyzując – w tym wypadku chodzi o jej brak. Firma PKN Orlen, która miała być sponsorem tej imprezy, ostatecznie wycofała się z projektu, przez co brakowało funduszy, by imprezę zorganizować. Pierwotnie Polski Związek Lekkiej Atletyki zadeklarował, że wspomoże miasto Łódź oraz lokalnych inwestorów i impreza się mimo wszystko odbędzie, by później wydać takie oto oświadczenie:

„Głównym partnerem ŁOZLA w organizacji tego wydarzenia w lutym tego roku było Miasto Łódź i Polski Związek Lekkiej Atletyki wraz z Partnerami Związku. Zmiana planów strategicznych PZLA dotycząca organizacji imprez międzynarodowych zmusiła centralę do koncentracji środków na największym lekkoatletycznym wydarzeniu roku 2018, jakim ma być Memoriał Janusza Kusocińskiego, który zostanie rozegrany na największym polskim stadionie lekkoatletycznym w Chorzowie” – wyjaśniono w piśmie podpisanym przez Artura Partykę z Fundacji Klub Polskiej Lekkiej Atletyki i Lecha Leszczyńskiego z Łódzkiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki.”

Od razu przypominają mi się krzykliwe nagłówki w polskiej prasie, gdy podczas Halowych Mistrzostw Europy w marcu 2017 roku wygraliśmy generalną klasyfikację medalową. Wtedy byliśmy okrzyknięci potęgą i coraz częściej nazywało się nas pamiętnym Wunderteamem. Byliśmy na świeczniku, więc siłą rzeczy każdy chciał czytać i pisać o tym, że jesteśmy bardzo dobrzy. Minęło od tamtego czasu kilka miesięcy, a firma, która od kilku lat jest łączona z lekką atletyką, wycofuje się ze sponsorowania imprezy, a krajowy związek nie ma pieniędzy na to, by zrobić podczas 12 miesięcy dwa wydarzenia i rezygnuje z jednej, by odbyła się druga.

Niedawno rozmawiałem na ten temat z Arturem Partyką, który był jednym z organizatorów mityngu. Pod koniec października mówił tak:

„Zapowiada się dużo lepszy sezon halowy, niż miało to miejsce w poprzednim roku, gdy po igrzyskach olimpijskich wielu zawodników odpuściło starty pod dachem. W Birmingham powinna wystąpić cała światowa elita, zawody będą prestiżowe, a do wygrania sporo pieniędzy, więc my zawody zorganizujemy cztery tygodnie przed mistrzostwami świata i liczymy na to, że wielu znakomitych zawodników zdecyduje się przyjechać do Łodzi i na polskiej ziemi wystąpi.”

Najlepsi lekkoatleci w Łodzi jednak nie wystąpią.

Wszedłem na stronę www.orlen.pl. Tam w zakładce „Sponsoring” jest podkategoria „Lekkoatletyka”, o której Orlen pisze w ten sposób:

„Lekkoatletyka jest jedną z wiodących dyscyplin sportowych w strategii marketingowej PKN ORLEN. W ramach Grupy Sportowej ORLEN wspieramy indywidualnie najlepszych polskich lekkoatletów. Wśród nich znajduje się m.in. Anita Włodarczyk (rzut młotem) i Piotr Małachowski (rzut dyskiem). Są to multimedaliści mistrzostw Świata i Igrzysk Olimpijskich. Ponadto jesteśmy generalnym sponsorem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i wspieramy liczne wydarzenia lekkoatletyczne w Polsce.”

Na stronie wymienieni są Anita Włodarczyk i Piotr Małachowski, czyli najbardziej popularni na tę chwilę ambasadorzy marki Orlen. Do tego dochodzą między innymi emerytowany już Tomasz Majewski, Paweł Fajdek, Adam Kszczot i Joanna Jóźwik. Włodarczyk, Małachowski i Fajdek w Łodzi na pewno nie wystąpią, Majewski całości przyglądałby się z perspektywy trybun, więc zostają Kszczot i Jóźwik. Czy na miesiąc przed imprezą docelową, czyli mistrzostwami świata, będą w formie, która pomoże im wygrywać i błyszczeć podczas jednego z pierwszych mityngów? Czy mieliby w planach startowanie w Łodzi?

Nie oszukujmy się – sponsorów nie interesuje inwestowanie w imprezy, w których nie ma sukcesów. Tak samo jak rzadko (bardzo rzadko) zdarza się, by zawodnik bez konkretnych wyników, a co za tym idzie – nie generujący również zainteresowania, objęty był lukratywnym kontraktem, który pomoże mu w sportowym życiu. W skrócie: jesteś dobry i błyszczysz, to my bierzemy udział we wszystkim tym, co ciebie dotyczy. Gdy powinęła ci się noga i idzie ci średnio, to radź sobie sam – my poszukamy sobie kolejnych posłańców dobrych wiadomości.

Medale dla Polski podczas MŚ w Londynie (sierpień 2017 rok):

  • Anita Włodarczyk (złoto w rzucie młotem)
  • Paweł Fajdek (złoto w rzucie młotem)
  • Piotr Lisek (srebro w skoku o tyczce)
  • Adam Kszczot (srebro w biegu na 800 m)
  • Wojciech Nowicki (brąz w rzucie młotem)
  • Malwina Kopron (brąz w rzucie młotem)
  • Kamila Lićwinko (brąz w skoku wzwyż)
  • Justyna Święty, Iga Baumgart, Małgorzata Hołub, Aleksandra Gaworska (brąz w sztafecie 4×400 m)

Włodarczyk, Fajdek, Nowicki i Kopron podczas styczniowego mityngu będą odpoczywać, bo ich konkurencje nie odbywają się w hali. Brązowa sztafeta i Kamila Lićwinko mogą, ale nie muszą swoich znakomitych rezultatów powtórzyć podczas mityngu, więc zostaje Lisek i Kszczot, którzy najprawdopodobniej plasowaliby się w czołówce z wielkimi szansami na zwycięstwo. To jednak wydaje się zbyt mało, by kalkulowało się to Orlenowi z finansowego punktu widzenia.

W dzisiejszych czasach wiele firm bukmacherskich inwestuje swoje ogromne kapitały w sport. Drużyny piłkarskie, nawet te słabsze w naszym kraju, mają logo buka na koszulkach, dzięki czemu otrzymują również spory zastrzyk gotówki. Tam sukcesów nie ma, bo jeżeli chodzi o europejska hierarchię, jesteśmy bardzo daleko w tyle nawet na tle samej Europy. Lekką, w której zdaniem wielu jesteśmy potęgą, nie jest w stanie w naszym kraju zorganizować dwóch wielkich imprez w ciągu roku. Gdy nie ma gwiazd mogących przyciągnąć ludzi na trybuny, sponsorzy boją się zainwestować swoich pieniędzy w projekt, gdyż mają obawy, że może on nie wypalić.

Powiem więcej – Majewski do sportu nie wróci, Włodarczyk i Małachowski lepsi już nie będą. Mam nadzieję, że się mylę, ale może być tak, że pozostali nasi medaliści z Londynu właśnie w stolicy Anglii wskoczyli na swój najwyższy poziom w całym sportowym życiu. Być może zamiast ośmiu krążków, na kolejnych mistrzostwach zdobędziemy pięć lub mniej, co przecież jest bardzo realne. Zamiast zwiększać ilość znakomitych zawodników, będzie ich coraz mniej, co ma obecnie miejsce między innymi w siatkówce i piłce ręcznej. I co, wtedy nie będą się odbywały w naszym kraju takie imprezy, jak lekkoatletyczne mityngi? Nie będzie budżetu na to, by dyscyplina sportowa, w której jesteśmy potęgą, mogła normalnie funkcjonować? Wydaje mi się, że ktoś tu chyba się zagalopował z przesadnym nazewnictwem i wyniosłością czegoś, co w gruncie rzeczy jest obecnie dziś „tylko” dobrym sportowo produktem. Nie potęgą, która niczym kula śnieżna rozwija się z każdym rokiem w zastraszającym tempie. Produktem, który dobrze się sprzedaje na bieżni i w kole, a którego dalszy rozwój nie jest możliwy.

Kiedyś rozmawiałem z jedną zawodniczką. Było właśnie o potędze polskiej lekkiej atletyki. Odpowiedziała brutalnie, mimo że sukcesów jej odmówić nie można.

„Sam wiesz, że lekka nie jest aż tak popularna, jak chociażby piłka nożna. Nikogo nie interesuje ósma lekkoatletka mistrzostw Europy. Może podczas samej imprezy, gdy wszyscy o tym piszą, to tak. Gdy jednak zawodów nie ma, sukcesów tym samym również nie, to nikt nie zastanawia się nad tym, co słychać o polskiej biegaczki czy sprinterki, która nie ma medali, a dopiero puka do światowej czołówki.”

Na koniec, lekko żartobliwie, aczkolwiek ja wyczuwam w tym naprawdę sporo szyderki.

KOMENTARZE