Bogumiła Raulin w ostatniej rozmowie z Prosto z Boku mówiła o swoich marzeniach. Dziś jest bardzo blisko zakończenia projektu, nad którym od dłuższego czasu pracuje. Niebawem wyrusza w przedostatnią wyprawę. Jeśli uda się jej zdobyć Koronę Ziemi będzie najmłodszą Polką, która tego dokona. Rozmowa o tym co było i o tym, jakie są plany na przyszłość. Zapraszam!

Trochę się nie widzieliśmy, prawda?

Bogumiła Raulin: Kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy?

Niedługo minie rok.

BR: Boże, jak to szybko zleciało! To był najkrótszy rok w moim życiu. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pamiętam, że rozmawialiśmy o wyjeździe w góry w grudniu, czyli mówiliśmy o bardzo odległych planach, a dziś mamy już końcówkę listopada. Dużo się w tym czasie wydarzyło, kilka rzeczy wyszło fajnie, są rzeczy, które można było zrobić lepiej – to normalne. W zeszłym roku musiałam odłożyć wyprawę na Masyw Vinsona. Nie pozwoliła mi na to kontuzja stawu skokowego oraz krótki czas na realizację wysokobudżetowej ekspedycji. Choć wyprawa została odroczona o rok, dziś stwierdzam, że mogłam zacząć pozyskiwać środki na Antarktydę trochę wcześniej. Trochę zbyt późno zaczęłam wysyłać oferty i mogłam to rozegrać trochę inaczej. Błędów jednak uniknąć się nie da – to jak w życiu.

Dlaczego za późno?

BR: Pierwsze oferty do potencjalnych sponsorów zaczęłam wysyłać w lipcu tego roku. Do końca września jest sezon urlopowy, więc zbyt wiele firm się do mnie nie odezwało. I tak uważam, że to, co udało mi się przez ten czas załatwić to mistrzostwo świata. Czasu było mało, więc musiałam działać szybko i sprawnie. Na tę chwilę mogę się pochwalić współpracą naprawdę z wyjątkowymi i prężnie rozwijającymi się firmami.

Co to za firmy?

BR: Maximus, to firma produkująca chłodnice. Pan Piotr, prezes i właściciel firmy, jest z Siłą Marzeń od początku promocji wyprawy na Antarktydę.  Transition Technologies, to producent aplikacji  „Pomoc w Górach”. Jak wszyscy wiemy, bezpieczeństwo w górach jest szalenie ważne. Zbliża się sezon zimowy i warto wyposażyć się w aplikację, która może uratować nam życie lub zdrowie.  Główna Osobowa, to gdyńska restauracja. Przed wyprawą trzeba zadbać o dietę i po prostu odpocząć. W Głównej Osobowej można się posilić i zrelaksować.  Jest również kilka firm, które mnie wspierają, ale które preferują mniej medialna formę współpracy.

gory-wykadrowane

Dlaczego?

BR: Ponieważ proces korporacyjny w tych firmach jest tak skonstruowany, że trzeba byłoby przejść długa i żmudną ścieżkę zgód. Sam pomysł się im podoba, więc współpracujemy trochę mniej medialnie. Mają swoją lokalną decyzyjność, więc skorzystaliśmy z tego.

Wydawałoby się, że firmie mogłoby to przynieść same korzyści. Bycie częścią sukcesu, który szerokim echem odbije się w Polsce.

BR: Zdaję sobie sprawę z tego, że to może wydawać się dziwne. Ale wiesz, menadżer ds. marketingu w wielkiej korporacji, która ma siedzibę w 50 krajach nie zawsze rozumie lokalne potrzeby marketingowe. Zdobywanie szczytów zawsze kojarzy się z wyzwaniem. Flaga na szczycie to swoisty sukces, zwłaszcza jak buduje się przy tym kawałek historii z hasłem „najmłodsza z koroną”.

Pewnie gdyby z Tobą porozmawiali i poznali Cię, to by wiedzieli, że to co robisz ma sens.

BR: Ale nie zawsze jest taka możliwość. Myślę, że spotykając się z kimś i rozmawiając w cztery oczy można tylko i wyłącznie zyskać. Rozmowa w cztery oczy jest niezastąpiona. Gdy wysyłam ofertę i zapytanie o współpracę do danej firmy, to zdaję sobie sprawę, że moja propozycja ląduje gdzieś w SPAM-ie lub nie trafia do właściwej osoby. Korzystniej byłoby móc zaprezentować siebie i ideę, za którą stoję. Ale chyba nie tylko ja tak mam. Pewnie wszyscy tak mają.

Z tym się nie mogę zgodzić.

BR: Czemu?

No bo nie jedna osoba potrafi ładnie napisać swoją ofertę i wysłać ją na skrzynkę mailową, a przy spotkaniu nie potrafi złożyć poprawnie trzech zdań.

BR: Może masz rację. Gdy jednak ktoś wie czego chce, ma ułożony w głowie plan i jest w stanie poświęcić się, by osiągnąć sukces to przy spotkaniu dotyczącym potencjalnej współpracy na pewno będzie chciał przekonać drugą stronę. Zarazi drugą osobę pozytywną energią i ma duże szanse, by z takich rozmów coś więcej wyniknęło.

No dobra – jest koniec września. Odzywają się do Ciebie firmy, które są zainteresowane współpracą. Co dalej?

BR: Tak naprawdę wszystko od razu ruszyło. Dzięki temu udało się pozyskać część z pieniędzy, które potrzebuję na to, by zorganizować wyprawę na Masyw Vinsona. Przez ostatni 1,5  roku musiałam zacisnąć pasa. Oszczędzałam każdą złotówkę, bo wiedziałam, że walczę o swoje marzenia. Dla baby wyrzeczenia nie są łatwe, bo każda z nas lubi kupić sobie nową kieckę lub pójść do fryzjera. Przyświecał mi jednak cel, dla którego trzeba było poświęcić inne, mniej ważne sprawy. Nie żałuję tego, bo wiem, że to, co sobie założyłam na pewno się uda.

wspinaczka-wykadrowane

Mistrzostwo rodzi się w bólu.

BR: Nie ma innego wyjścia. Tylko dzięki poświęceniom jesteśmy w stanie osiągnąć coś więcej, możemy być kimś. To nie chodzi tylko o mnie i moje góry. Spotykasz się ze sportowcami, poznajesz ich historię. Rzadko kiedy zdarza się, by ktoś został wielkim mistrzem i wszystko przyszło mu lekko i bez problemów. Zazwyczaj jest to poparte ciężką, mozolną pracą, która raz na jakiś czas przynosi efekt, a w większości przypadków sukcesów nie przynosi. Gdybyś do mnie nie zadzwonił i nie chciał zrobić tego wywiadu, jechać przez pół Warszawy, gadać z Miłką o jej górach i na końcu spisywać tej rozmowy przez kilka godzin to naszego wywiadu by nie było. Chcesz tego jednak, taką wybrałeś drogę i robisz wszystko, żeby zdobyć swój prywatny szczyt. Ja mam tak samo.

Często znajomi „doradzają Ci”, żebyś odpuściła, odpoczęła?

BR: Nie, bo oni wiedzą, że mnie nie da się przegadać w tej kwestii. Ludzie lubią odpoczywać wylegując się na plaży i ja to doskonale rozumiem. Sama jeden dzień chętnie powyleguję się pijąc drinka z palemką. Nie ma się czemu dziwić, że ktoś w dzień wolny chce odpocząć i nic nie robić. Ja jednak mam wrodzone ADHD i lubię być cały czas aktywna. Dzwoniłeś do mnie kilka dni temu jak biegałam – robię to wieczorami lub w nocy, bo o wolna chwilę ciężko. Pracuję na etacie, a do tego opiekuję się  moim cudownym dziesięcioletnim synem.  Te dwie funkcje zajmują sporo czasu w ciągu dnia. Mam mnóstwo spraw na głowie (tak jak my wszyscy w dzisiejszym świecie), ale w ich natłoku doskonale się odnajduję.

Jak spędziłaś te ostatnie miesiące?

BR: Weszłam na Mont Blanc z przyjaciółmi. Chciałam sprawdzić samą siebie. I muszę Ci powiedzieć, że do wyprawy zbytnio się nie przygotowywałam – podeszłam do tego z marszu. Gdy wchodziłam kilka lat temu na Mont Blanc to było to dla mnie ogromne przeżycie i bardzo duży wysiłek. Teraz nie stanowiło to takiego wyzwania. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem w zdecydowanie lepszej kondycji fizycznej.

A co poza Mont Blanc?

BR: Czasami myślę sobie, że tej aktywności fizycznej mogłoby być jeszcze więcej, ale z drugiej strony nie jest ze mną aż tak najgorzej. W tym roku przebiegłam maraton i trzy półmaratony, było trochę wypadów na rower, basen, więc chyba jednak leniuchem nie jestem (śmiech). Może na siłownie powinnam chodzić częściej, ale nie mam na to najzwyczajniej w świecie czasu. Lubię jednak ostro zasuwać i dawać sobie wycisk. Do maratonu przygotowywałam się tylko półtora miesiąca. Ktoś powie, że to głupota i ja się z tym zgadzam, ale jest też plus takich treningów. Człowiek się dzięki temu hartuje. To jest dobry trening nie tylko dla mięśni, ale przede wszystkim dla głowy. Startowanie w biegach czy ciężkie treningi w pewien sposób budują naszą psychikę. Dzięki nim przełamuje się kolejne bariery udowadniając sobie, że można.

raulin-wykadrowane

A czy w Twoim przypadku te proporcje treningu specjalistycznego względem treningu uzupełniającego nie są zachwiane? Chodzi mi o to, że Ty nie powinnaś w ciągu roku zaliczyć czterech szczytów i przebiec jednego maratonu, a nie odwrotnie.

BR: Trochę pewnie są. Nie da się jednak nie zachwiać tymi proporcjami, gdy pracuje się na etacie i wychowuje dziecko. Staram się maksymalnie wyciskać czas z moich weekendów jeżdżąc na specjalistyczne szkolenia. W górach szkoli mnie Piotrek Sztaba, instruktor PZA. W zakresie medycyny wysokogórskiej polecam każdemu szkolenia z Robertem Szymczakiem. Ci ludzie zajmują się tym zawodowo i naprawdę się na tym znają. Ja jestem inżynierem trakcji elektrycznej, a góry to moja pasja. Co do zachwiania proporcji w treningu. Gdybym mówiła o profesjonalnym uprawianiu wyczynowego sportu, to musiałabym poświęcić cały swój wolny czas tylko i wyłącznie na treningi. Jestem też przekonana, ze projekt Korony Ziemi jest dla każdego. To nie są ponadludzkie osiągnięcia. Trzeba tylko robić wszystko z głową, poszerzać swoją wiedzę, czerpać ją od profesjonalistów i być trochę bardziej aktywnym człowiekiem niż przeciętny Kowalski.

Mówisz teraz o wchodzeniu na Kilimandżaro, jak o jeździe rowerem na Mokotów.

BR: (śmiech) Chodzi po prostu o to, że ja pokonałam już w życiu kilka barier, nie tylko tych górskich, i mam na to inne spojrzenie. Mówię Ci – da się!

Ile osób pomaga Ci w projekcie „Siła Marzeń”?

BR: Bardzo dużym wsparciem jest dla mnie mój chłopak, który pomaga mi w wielu kwestiach. Przygotowuje mi sprzęt, ostatnie wyprawy planujemy wspólnie. Jest mistrzem wertowania stron internetowych, żadna wiadomość się przed nim nie ukryje! Dba o to, żeby w mojej apteczce znalazły się aktualne leki, układa mi plany treningowe. Ja kontaktuję się z firmami, działam na polu marketingowym, montuję filmy, obrabiam zdjęcia, wysyłam prezentacje. Uzupełniamy się, bo jedna osoba nie byłaby w stanie tego ogarnąć.

Jakie pieniądze są potrzebne, by do takiej wyprawy w ogóle doszło?

BR: Najbliższy projekt, na który zbieram pieniądze jest wyceniany na 65 tysiący dolarów. Ponad 41 tysięcy dolarów to koszt monopolistycznej firmy ALE. To bardzo dużo pieniędzy, a ceny – jak to u monopolisty – nie można negocjować. Nie sposób uzbierać takich pieniędzy nawet przy kilkuletnim zaciskaniu pasa. Stąd potrzebna pomoc sponsorów i akcja crowdfundingowa na którą serdecznie zapraszam: https://polakpotrafi.pl/projekt/sila-marzen-korona-ziemi-masyw-vinsona-antarktyda. Każdy może być częścią projektu i wspólnie ze mną zapisać fajną kartę w historii.

Drogie zajęcie sobie wybrałaś.

BR: Wiem, ale postanowiłam kiedyś, że chciałabym ten projekt zrealizować i po prostu robię wszystko w tym kierunku. Mogłabym jeździć rowerem lub łowić ryby i też na swój sposób bym się rywalizowała. Wybrałam jednak góry, więc muszę być bardzo kreatywna.

Jaka jest opinia ludzi na Twój temat? Hejtują Cię czy podziwiają?

BR: Opinie ludzi znam tylko z facebook’a i są one bardzo przychylne. Pierwszy hejt, który poszedł w moją stronę napisała pewna kobieta po programie w TVP Polonia, która nakłaniała mnie do tego, żebym poszła do pracy. Pewnie nie wiedziała, że ja pracuję i poza chodzeniem po górach mam jeszcze normalne życie. Trudno stwierdzić, co myślą o mnie obcy ludzie. Wiem na pewno, że moi bliscy mnie wspierają, dodają mi otuchy i mocno trzymają kciuki.

No dobra Miłka – jesteś najmłodszą Polką, która weszła na wszystkie najwyższe szczyty na świecie. Masz 34 lata. Co dalej?

BR: Nie będę ukrywała, że mam jakiś plan na siebie po zdobyciu korony Ziemi, ale nie mogę teraz o tym mówić. Lubię podróżować, stało się to moją pasją. Już jako mała dziewczynka wiedziałam, że będę jeździła po świecie. Nie wyobrażam sobie siebie siedzącej w bujanym fotelu. Z pewnością Was zaskoczę i zaproszę do tego, żebyście śledzili, gdzie tym razem zaniesie mnie Siła Marzeń.

A czy jest szansa, że w perspektywie – nie wiem – 3, 5, 10 lat będziesz zajmowała się tylko wspinaniem? Że nie będziesz musiała pracować i zajmiesz się tylko tym, co kochasz, a ktoś Ci będzie za to płacił.

BR: Wiem, że wszystko, co sobie postanowię uda się. Lubię swój zawód inżyniera, a moja praca przynosi mi bardzo dużo satysfakcji. Perspektywa tego, żeby kiedyś móc realizować swoje pasje i zarabiać dzięki temu pieniądze byłaby czymś wspaniałym. Ja jednak nie myślę o tym w ten sposób, nie skupiam się na tym, bo jestem tu i teraz i mam zawód, dobry zawód. Jestem inżynierem trakcji elektrycznej, a kolej jest jedną z gałęzi transportu, która w najbliższych latach ma szansę bardzo prężnie się rozwijać. Warto mieć konkretny fach w ręku, ale warto mieć też mieć coś, co się kocha. Ja kocham góry i nie wykluczam tego, że pewnego pięknego dnia postawię wszystko na jedną kartę i będę zajmowała się zawodowo podróżowaniem i chodzeniem po nich. Jedno wiem na pewno – wszystko co robię w życiu, robię na 100%!

Czego się Tobie życzy? Wstępnie proponuję nasze kolejne spotkanie za rok – wtedy będziesz już po wszystkim. Przepraszam – bedziesz najmłodszą  Polką, która zdobyła Koronę Ziemi, a przed sobą będziesz miała kolejne wyzwania, o których w tej chwili nie chcesz jeszcze mówić.

BR: Życz mi „okna pogodowego”. Możesz być znakomicie przygotowany i perfekcyjnie zorganizowany, ale bez odpowiedniej pogody będzie trudno zdobyć szczyt. A tak poza tym? Odpoczynku – żeby znalazł się na niego czas. Żeby czasem był dzień czy dwa na to, by usiąść i odsapnąć. Lubię takie wariatkowo – to mój świat. Miło by jednak było choć raz na pół roku po prostu nic nie robić.

KOMENTARZE