Długa, szczera rozmowa z trenerem reprezentacji Polski. O swoim poprzedniku, strukturach związku i polskich „Francuzach”. O zbliżającym się meczu z Holandią i przyszłości polskiego rugby. O fascynacji RPA, sparingach z francuskimi ekipami i pieniądzach. Rozmowa z Markiem Płonką – trenerem kadry Polski w rugby.

 

Czas w sporcie bardzo szybko leci. Niedawno przejmował Pan stery nad reprezentacją Polski, a zaraz będzie Pan obchodził 3 rocznicę prowadzenia kadry.

Marek Płonka: Niecałe trzy lata. Zacząłem pracę w sierpniu 2013 roku. Wtedy zwolniono Tomka Putrę, a mi zaproponowano pracę.

Odejście Putry było owiane tajemnicą i tak naprawdę do teraz chodzą różne głosy na ten temat.

MP: Nie było to do końca jasne – to fakt. Czas szybko leci i tak jak teraz rozmawiamy, to uświadamiam sobie, że niespełna 3 lata w sporcie to tak naprawdę moment.

Przejmując reprezentację powiedział Pan coś, co utkwiło mi w pamięci. Pozwolę sobie przytoczyć: „Ja się na to stanowisko nie pchałem, ale otrzymałem propozycję od władz związku i z radością ją przyjąłem. Wychodzę z założenia, że reprezentacji się nie odmawia, chociażby z tego względu, że taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć. Poza tym jest to ogromny zaszczyt i prestiż. W polskim rugby nie ma jednak wielkich pieniędzy, niemniej ja też grałem w kadrze nie dla kasy, tylko dla orzełka”. Piękne słowa.

MP: I w dalszym ciągu jest tak samo. Trzeba zauważyć, że nie było chętnych do objęcia tej posady po Tomku Putrze. Każdy widział to w czarnych barwach i zdawał sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy nie da się zrobić bez odpowiedniego zaplecza ludzkiego i finansowego. Ja się tego podjąłem, ponieważ widziałem w naszych zawodnikach potencjał. Znałem ich doskonale i miałem wiarę w to, że jestem w stanie wypełnić postawione mi cele.

Jakie związek wyznaczył cele dla Pana?

MP: Wprowadzenie do reprezentacji zawodników z polskiej ligi, to był jeden z głównych celów. Zdawano sobie sprawę z tego, że aktualna wtedy polityka prowadzenia kadry nie idzie w dobrym kierunku.

Sam dobierał Pan sobie współpracowników czy związek w to ingerował?

MP: Nie chciałem robić żadnej rewolucji jeżeli chodzi o kierownika czy lekarza reprezentacji. To się samo wykrystalizowało. No może nie samo, bo Tomek Rokicki zaproponował fizjoterapeutów, którzy będą opiekować się zawodnikami reprezentacji i trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Bartek Chudzik, który dowodzi tą grupę robi znakomitą robotę i doprowadziliśmy do sytuacji, w której kontuzjowany zawodnik kadry nie zostaje sam. Kiedyś można było o tym co najwyżej pomarzyć. Moich najbliższych współpracowników dobrałem jednak sam.

Od początku miał Pan swoją wizję na grę reprezentacji.

MP: Chciałem „spolszczyć” reprezentację. I nie tylko dlatego, że tak chciał tego związek. Gdy na to patrzę z perspektywy czasu, to myślę, że w dużej mierze mi się to udało. Ja przecież  korzystam z usług wielu naszych zawodników, którzy grają w lidze francuskiej, ale nie będę opierał swojej reprezentacji  jedynie na graczach, którzy poziomem nie odbiegają od rugbistów z polskiej ligi, a grają tylko dlatego, że swoją karierę kontynuują za granicą. Gdy przejmowałem stołek trenera reprezentacji, to właśnie ta selekcja była czymś na czym szczególnie mi zależało. Nie chciałem zrezygnować z tych, czy z tamtych zawodników. Chciałem oprzeć kadrę na ludziach, których znam doskonale, którzy będą zawsze dostępni i którzy będą chcieli wykorzystać otrzymaną szansę.

To coś, czego kadrze brakowało.

MP: Tomek poszedł w obranym przez siebie kierunku. Mieszkał we Francji, znał tamto środowisko rugby i ja jego pracy nie zamierzam oceniać. Miał swój sposób prowadzenia reprezentacji, był sternikiem polskiej kadry przez 7 lat, więc nie ja -jego następca- jestem tu od wydawania osądów. Moja wizja reprezentacji była inna. Inna też będzie wizja kadry mojego następcy.

Francuskie kluby traktowały reprezentacje po macoszemu?

MP: Zdawałem sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie zetknę się z tym problemem. Teraz jest jeszcze gorzej. Wysyłam powołania do reprezentacji i wielu naszych zawodników z francuskich klubów po prostu nie może przyjechać na zgrupowanie. Kluby nie chcą  ich puścić. Zespół utrzymuje zawodnika na co dzień i dla nich najważniejsze są ich wyniki, a nie nasza polska liga i mecze reprezentacji. Gdy klub ma ważne mecze, a polski zawodnik z trudem wypracował sobie miejsce w pierwszym składzie, to jestem w stanie to zaakceptować. Niech gra w klubie, spisuje się jak najlepiej, ale w poważnych meczach reprezentacji Polski chciałbym na niego liczyć.  Niestety zdarzają się sytuacje, że kluby francuskie nie puszczają zawodnika, mimo że w tym czasie nie grają żadnego meczu. Muszę zatem osobiście negocjować z trenerami. Teraz na szczęście trochę się to zmienia, ale trzeba celować z meczami w okienka IRB, bo poza nimi jest dalej ten sam kierat.

To odbierało motywacje młodym zawodnikom do treningu.

MP: Za mało zawodników kończących wiek juniora gra w swoich klubachJak junior ma ciężko trenować, poświęcać i układać swoje życie pod rugby, skoro nie widzi perspektywy, by zaistnieć w reprezentacji, gdyż na jego pozycji grają Francuzi? Gdyby ten Francuz był jeszcze o dwie klasy lepszy i wygrywał mecze reprezentacji – niech będzie. Ale grał, bo miał grać. Młody chłopak kończy wiek juniora, wchodzi do seniora i czeka. Czeka na to, co się wydarzy. Jeżeli zawiesi się w próżni to zacznie decydować o swoim dalszym życiu. Czy odpuścić to wszystko i zająć się czym innym, czy dalej próbować. Wielu w tym momencie znika.

Bo rugby to wciąż sport amatorski w naszym kraju. Wycieczki na mecze reprezentacji sporo kosztują.

MP: Gdyby zawodnicy zarabiali na tym, że grają z orzełkiem na piersi, to byłby zupełnie inny temat. Przyjeżdża chłopak na kadrę, siedzi na ławce rezerwowych, ale dostaje pieniądze za to, że jest reprezentantem. W rugby jest jednak tak, że zawodnicy muszą brać bezpłatne urlopy, by wyjechać na kadrę. Po czym przyjeżdża na zgrupowanie, bierze 7 dni wolnego i nawet nie powącha murawy. Przesiedzi całe 2 spotkania na ławce rezerwowych lub zagra 3 minuty, gdy wynik jest już ustalony. Rozumiesz o co chodzi? Chłopak ma rodzinę, dziecko, chce spędzić czas z najbliższymi, bo normalnie pracuje, by mieć co włożyć do garnka. Po czym jedzie na mecze drużyny narodowej, nie dostaje za to kasy i jeszcze nie wchodzi na boisko. Sytuacja powtórzy się raz, drugi i tego faceta już więcej na zgrupowaniu nie będzie. Nie przyjedzie, bo mu się to nie opłaca. Kiedyś tak było. Mam nadzieję, że teraz ta sytuacja uległa poprawie.

Wszyscy jednak grać nie mogą.

MP: I tu jest moja rola – trenera reprezentacji – by stworzyć wyrównaną drużynę, w której każdy będzie czuł się przydatny. Czyli jeżeli jeden zawodnik złapie kontuzje, to drugi może grać w jego miejsce. Gdy jeden wychodzi od początku, to drugi po zmianie stron zajmuje jego miejsce. Rotacje. Po pierwsze to wprowadza element rywalizacji w szeregi drużyny, czyli podnosi poziom gry reprezentacji, po drugie daje poczucie przynależności do grupy absolutnie każdemu. Druga sprawa to właśnie młodzi. Nie boję się ryzyka, wprowadzam ich do kadry. W ostatnim meczu z Belgią weszło ich czterech.

W profesjonalnym sporcie wygląda to trochę inaczej. Mourinho rezygnuje z Edena Hazarda w Chelsea i ten nie piśnie ani słówka, musi trenować.

MP: Mówisz o profesjonalnym sporcie, któremu towarzyszą ogromne pieniądze. Taki Mourinho i Hazard to profesjonaliści, którzy wiedzą, że najważniejsze jest dobro drużyny. Mają ważne kontrakty, menadżerów, sponsorów i nie mogą sobie pozwolić na obrażanie się czy nieeleganckie zachowanie.

W polskim rugby wciąż nie ma wielkich pieniędzy, więc trudno jest zbudować dobrą reprezentację. Do tego potrzebne są obozy, zgrupowania.

MP: Poruszyłeś trudny temat. Masz przykład: chcemy jechać do Francji, by nauczyć się czegoś od nich. Zobaczyć jak trenują, jak wyglądają ich ośrodki treningowe, jak przygotowują się do meczów. Tylko dzięki moim prywatnym kontaktom, dzięki przyjaciołom z Federacji Francuskiej miałem taką możliwość. Gdy jednak chcesz z francuskimi klubami zagrać sparing w lutym, to musisz już od sierpnia o to zabiegać i nie masz pewności czy przypadkiem trener nie wystawi drugiego składu, bo ma plagę kontuzji. Są oczywiście wyjątki.  Niby się znamy, mamy wspólne interesy, nasi zawodnicy grają w ich lidze, a mimo wszystko nie możemy się dogadać. A weźmy takie RPA. Byliśmy tam ostatnio na zgrupowaniu. Wszyscy życzliwy, chętni do pomocy. Oni czują się dumni, że ktoś przyjeżdża do nich się uczyć. Wiedzą, że mogą pomóc komuś, komu bardzo na tym zależy i kto w pewien sposób ich podziwia, naśladuje. Chcesz umówić się na sparing i nagle z różnych względów drużyna wypada, to w jej miejsce wskakuje inna, lepsza. Tam są 53 drużyny na Uniwersytecie w Pretorii, więc naprawdę jest w czym wybierać. Tam tylko jechać i się uczyć.

I chłonąć wiedzę.

MP: Ja zawsze powtarzałem, że nasi trenerzy powinni być wysyłani do takiego RPA na tydzień, dwa i tam zdobywać wiedzę. Nie na szkolenia, gdzie KTOŚ nas uczy jak powinniśmy podawać piłkę albo gdzie zawodnik powinien ustawić się w danej sytuacji. Trenerzy  pracujący na wyższym  poziomie chcą zobaczyć konkretne rozwiązania, pomysły na nieszablonowe rozwiązania, praktykę. Nie samą teorię.

Jakie to proste.

MP: Idziesz sobie w Pretorii, a tam 7 boisk i na każdym po 50 zawodników. Tu trenują zawodnicy ataku, a tam z obrony. Idzie sobie taki szkoleniowiec z Polski, sporządza notatki, z każdym ma okazję zamienić po 2 zdania. Może zrobić zdjęcie i nikt mu za to głowy nie urwie. Żeby podobne rzeczy zrobić we francuskim TOP 14 musisz mieć znajomości, przychylność i życzliwość wielu ludzi.

No i w tym RPA można pograć z trochę lepszymi od siebie.

MP: Kiedy szkoleniowo uczysz się najwięcej? Kiedy wygrywasz? Nie. W innym wypadku mógłbyś zostać na zgrupowaniu z Gniewinie i tutaj mierzyć się z ligowcami. Pojedziesz do Afryki, skonfrontujesz się z najlepszymi i zobaczyć gdzie masz największe braki i co należy poprawić. Wtedy uczysz się najwięcej.

Przed nami już za parę dni ostatni mecz reprezentacji w dywizji 1B z Holandią. Jak nastawienie?

MP: Bardzo mi zależy na tym ostatnim meczu z Holandią. Chcę go wygrać. Przypomnijmy, że pierwszy mecz wygraliśmy tylko 9:8, a wielu przepowiadało łatwe spotkanie przeciwko Oranje. Holendrzy zrobili w ostatnim czasie kolosalny progres. Może nie taki jak Belgowie, ale widać u nich wiele zmian. Rozmawiałem ostatnio z moim francuskim kolegą, który jest trenerem Belgów. Pochwalił nas za ostatni mecz ale też  uczulił mnie na wiele rzeczy i naprawdę skorzystam z tych rad. Holendrzy się rozwijają i wiele wskazuje na to, że za kilka lat będą jeszcze lepszą drużyną. My za to zbyt wolno kroczymy do przodu. Musimy zdecydowanie przyspieszyć aby nadążać za innymi.

A jak Pan skomentuje kończące się rozgrywki w dywizji 1B? Czego zabrakło?

MP: Czasami trochę szczęścia, czasami konsekwencji w grze i dyscypliny, a czasami ludzi. Trudno powiedzieć, że nie interesował nas awans, bo to byłoby nie zgodne z duchem sportu.  Uważam, że powinniśmy być przygotowani do awansu do 1A. My żyjemy wspomnieniami, że kiedyś udało nam się ograć Gruzję. Ja sam pokonałem kiedyś Rosję, ale to było tak dawno temu, że nie ma co nawet tego wspominać. Oni zrobili w tym czasie kolosalny progres, a my dalej kroczymy w miejscu. Trzeba zachęcić młodych do grania. To powinien być nasz cel. Niemcy awansowali do 1A i w tej reprezentacji występują zupełnie inni zawodnicy. To nawet nie są Ci sami ludzie, którzy grali z nami. Belgowie wiedzą, że jak awansują, to muszą dobrać jeszcze lepszych zawodników, bo inaczej nie mają szans w rywalizacji z najlepszymi. My chcąc awansować do 1A musimy grać jak Belgowie. Wygrać wszystkie mecze, pozostawić po sobie dobre wrażenie i pokazać, że jesteśmy w stanie grać z lepszymi. A wtedy dobrzy zagraniczni zawodnicy grający na wysokim poziomie pojawią się na pewno.

Jakiś czas temu nastąpiło wiele zmian w Polskim Związku Rugby. Zmiany dotknęły również reprezentacje w rugby siedmioosobowym. Jak Pan to skomentuje?

MP: Ja nie będę się wypowiadał na temat trenerów. Weszliśmy do grupy wyżej, więc potrzeba było wzmocnić reprezentację. Nie wiem czy Krzysiek Folc by temu sprostał – to nie pytanie do mnie. Najważniejsze, żeby wszystkie osoby w związku chciały podążać w tym samym kierunku. Żeby każdy mówił tym samym językiem.

No właśnie Grzegorz Kacała powiedział mi kiedyś, że chciałby, aby każdy w związku szedł w tym samym kierunku.

MP: Powiem inaczej. Ciągnijmy ten wózek w jedną stronę a nie każdy w swoją. Podzielmy się pracą, a potem nie patrzmy sobie nawzajem na ręce. Niech każdy pracuje w spokoju. Prezes, menager, trener. Nie poprawiajmy dobrego, a skupmy się nad tym co nie idzie. Nam potrzebna jest ewolucja, a nie rewolucja.

Maciej Brażuk robi wiele dobrego dla polskiego rugby?

MP: Bardzo dużo dobrego. Poświęca się w pełni temu, co robi. Często inwestuje swoje pieniądze, wykłada ze swojej kieszeni dla dobra polskiego rugby. Zorganizował trening medialny przed meczem z Belgią. Fantastycznie to wyszło. Ludzie zaczynają rozumieć rugby, interesują się tą dyscypliną sportu. To jest sposób na na promocję rugby. Pompujmy ten balonik, nie bójmy się tego robić. Polsat nauczył się pokazywać rugby, są ludzie, którzy się na tym znają. Media też zaczynają się interesować rugby, bo to coraz bardziej popularny sport. O to właśnie chodzi.

Rugby i polska liga muszą stać się produktem marketingowym.

MP: Dokładnie tak. Zachęćmy dzieci do uprawiania rugby. Otwórzmy szkołę, w której młody chłopak będzie miał okazję poznać ten sport. Nie wstydźmy się czerpać wzorców od najlepszych, ale uczmy się też na własnych błędach. Gdy ktoś jeszcze nie zrobił nic dla polskiego rugby, a wkoło wszystkich krytykuje, to coś tu nie gra. Patrzy wszystkim na ręce i tylko komentuje, że coś zostało źle zrobione. Sam za to nic nie robi, czyli jest bez winy.

Nie myli się ten…

MP: Co nic nie robi. Ten, co nie podejmuje inicjatywy. To zawsze powtarzam zawodnikom przed meczem.

I znowu mówimy o pieniądzach.

MP: Gdy nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Brażuk pracuje nad tym, by znaleźć sponsora dla ligi. Czy kto inny o tym myśli? No nie. Teraz odbędzie się turniej w Rugby 7. Słyszałeś coś o tym? Cisza. Media już powinny o tym huczeć. Kibicuje, żeby ten turniej się odbył i został dobrze zorganizowany, ale wątpię w to. Po pierwsze rugby siedmioosobowe nigdy nie będzie tak popularne jak piętnastki. Tylko w Szanghaju czy Honk-Kongu takie turnieje cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Źle to wszystko wygląda. Turniej się odbędzie, ale przy minimalnych trybunach i bez większego echa. I jaki jest tego sens?

Poruszyliśmy wiele problemów w polskim rugby. Czego Panu życzyć? Wygranej w Amsterdamie – to już wiem. Czegoś jeszcze?

MP: Spokoju w pracy. Czy to mi, czy komu innemu na tym stanowisku. Żeby nikt nie patrzył mu na ręce. Kibicował, wspierał, a nie podstawiał nogę.

KOMENTARZE