Emilia Ankiewicz. Pogodna, uśmiechnięta i ciekawa świata dziewczyna, która jadąc na igrzyska olimpijskie do Rio de Janeiro spełniła swoje marzenie z dzieciństwa. Dziś stawia przed sobą kolejne cele, choć na pytanie o pobicie rekordu Polski należącego do Anny Jesień, od razu przecząco pokiwała głową. Nienawidzi się spóźniać, mimo że często jej się to zdarza. Większość czasu spędza poza domem, choć tęskni czasami za tym, żeby poleniuchować w rodzinnym Braniewie. Mimo że nie jest rozpoznawalna, to jej profil na Instagramie śledzi ponad 14 tysięcy użytkowników. Jest świadoma swojej klasy sportowej, ale nie popada w samozachwyt. Twardo stąpa po ziemi i po cichu szydzi z tych, którzy są celebrytami i brylują w mediach społecznościowach. Przyjaciółka Asi Jóźwik, z którą dogaduje się bez słów. W końcu dziewczyna, której coraz więcej osób podpowiada, by 400 m ppł zamieniła na dystans dwóch okrążeń. O to, że w Tokio pobiegnie 800 m, nawet się ze mną założyła. O kawę oczywiście 🙂

Napisałaś do mnie przed naszym spotkaniem: „Mam nadzieję, że mnie poznasz”. Obawiałaś się, że będzie inaczej?
Emilia Ankiewicz: Zawsze stresuję się w sytuacjach, gdy spotykam się z kimś, kogo nie znam. Boję się, że pomyliłabym cię z kimś, kto również na kogoś czeka i wyszłaby bardzo śmieszna sytuacja. Gdy umawiam się z dziennikarzami lub innymi osobami, których wcześniej nie miałam przyjemności poznać, to zwykle piszę coś takiego.

Z kim ty się umawiasz poza dziennikarzami?
EA: Biorę udział w różnego rodzaju akcjach charytatywnych. Umawiamy się przykładowo o 19 w Arkadii koło kina i tam przekazuję koszulkę z podpisami. Nie znam osoby, która ją odbiera, więc liczę na to, że ta osoba rozpozna mnie.

Myślałem, że chodzisz na randki w ciemno.
EA: Błagam cię (śmiech).

Powiedziałaś o dziennikarzach, z którymi się spotykasz, a ja przygotowując się do tej rozmowy nie znalazłem żadnego ciekawego wywiadu z tobą. Najczęściej same komunały w lokalnych mediach z Braniewa i Elbląga.
EA: Gdy zaczynałam osiągać pierwsze sukcesy, to interesowały się mną tylko lokalne media. Chcięli przybliżyć moją sylwetkę.

Wiem. Pytanie, czemu nie zainteresował się twoją historią nigdy Polsat Sport, Przegląd Sportowy lub Sportowe Fakty. Skoro już nie mieszkasz w Braniewie i nie cieszysz się tylko z wygrania zawodów okręgowych.
EA: Może nie jestem ciekawą osobą do rozmowy?

Proszę cię.
EA: Jest wielu lekkoatletów w naszym kraju, którzy odnoszą spektakularne sukcesy. Media interesują się właśnie nimi. Piszą o nich, ludzie chcą wiedzieć, co słychać u osoby, która z igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata przywozi medale. Cała reszta tych średniaków, jak ja to mówię, nie cieszy się aż takim zainteresowaniem. Wywiady po biegu, przed biegiem – okej. Ale żeby przybliżać historię każdego olimpijczyka-lekkoatlety to już nie – tak to nie działa. Nie mówię tylko o sobie. Większość sportowców ma podobnie.

Wiesz, po ostatnich sukcesach lekkoatletycznych naszej reprezentacji wiele portali chlubiło się tym, że jesteśmy światową potęgą. Ja przez to rozumiem, że nie tylko piszą o Bukowieckim, Włodarczyk i Lisku, ale też interesują się resztą zawodników. Takimi jak ty, którzy jeszcze nie mają medali, ale w przyszłości na pewno o nie powalczą.
EA: Tak nie jest w naszej dyscyplinie. Sam wiesz, że lekka nie jest aż tak popularna, jak chociażby piłka nożna. Nikogo nie interesuje ósma lekkoatletka mistrzostw Europy. Może podczas samej imprezy, gdy wszyscy o tym piszą, to tak. Gdy jednak zawodów nie ma, sukcesów tym samym również nie, to nikt nie zastanawia się nad tym, co słychać o polskiej biegaczki czy sprinterki, która nie ma medali, a dopiero puka do światowej czołówki.

Czy ty potrzebujesz tego, żeby czasami zadzwonił do ciebie dziennikarz z dużego portalu i zaprosił cię na wywiad?
EA: Nie, ja takiego czegoś nie mam. Ale to jest zależne od człowieka. Każdy z nas może mieć inne podejście do tego. Nie miałam nigdy parcia na szkło, nawet mój profil na Facebooku został założony przez mojego kolegę. Nie chciałam tego początkowo. Swojego prywatnego konta nie mam. Nie używam, rozmawiam z ludźmi przez fan page. Instagrama założyłam sama, choć pod dużym naciskiem doradzających mi osób. Zresztą – konto powstało dopiero po Rio, czyli nie ma nawet roku.

Jak ty reagujesz, gdy ktoś nic nie osiągnął w sporcie, nikt go nie zna, a ma – przykładowo – 200 tysięcy fanów na Facebooku?
EA: Ostatnio na to zwróciłam uwagę, wcześniej w ogóle na to nie patrzyłam. Koleżanka do mnie przyszła i mówi: – Ty, zobacz ten profil, co tam się dzieje. No i zobaczyłam, że chłopak wraz ze swoją dziewczyną są gwiazdami internetu. Mi nic do tego, życzę każdemu dobrze. Widzę po prostu, że popularność nie została wypracowana nie dzięki spektakularnym sukcesom, a po prostu swoim stylem bycia. Mnie się takie coś nie podoba.

Co innego, gdy jest poparta konkretnym wynikiem sportowym.
EA: To już wtedy zupełnie inna historia. Mi proponowano już jakiś czas temu, żebym założyła swój Fan Club. Nie mogłam się na to zgodzić. Ja i Fan Club? Nie czułabym się z tym dobrze, bo moim zdaniem osiągane na ten moment przeze mnie wyniki nie zasługują na to, żebym miała swoich fanów. Kibiców, osoby wspierające, sympatyzujące ze mną – zgoda. Ale Fan Club? Rozumiem, mistrzyni olimpijska lub chociaż dziewczyna ze ścisłego topu. Na ten moment taką lekkoatletką nie jestem, więc byłaby to spora przesada z mojej strony.

To chyba cecha wspólna lekkoatletów, że trzeźwo patrzą na proporcje i układ sił na świecie i trochę trudniej jest im odlecieć.
EA: Co masz na myśli?

Trener personalny spompuje biceps do 40 cm i już jest wielką gwiazdą. Lekkoatleta, który jest 20 na świecie celebrytą nie zostaje, bo wie, że jest 19 lepszych przed nim.
EA: Masz rację, na pewno tak jest. Każdy sport jest bardzo trudny, a treningi ciężkie. Lekka ma to do siebie, że bardzo trudno jest biegaczowi osiągnąć sukces. Mówię o mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich, czyli imprezach, które najtrafniej definiują poziom danego sportowca. Wielu lekkoatletów podchodzi do tej sprawy w ten sposób, że skoro piąta czy dziesiąta zawodniczka nie ma swojego fan page’u na Facebooku i zachowuje się normalnie, nie wywyższa się, to ta z drugiej czy trzeciej dziesiątki też powinna taka być. Może nie to, że nie wypada jej promować samej siebie, bo wiele jest słabszych dziewczyn, które mimo wszystko bardzo na siebie stawiają, ale wielu z nas podchodzi do tego właśnie w ten sposób. Nie jesteś najlepszy na bieżni, to nie wygląda dobrze, kiedy chcesz błyszczeć poza nią.

Ale co, siadasz z Asią po treningu i śmiejecie się z laski, która wstawia pięć zdjęć dziennie na Facebooka, a biega 800 m w – przykładowo – 2:07,40?
EA: (śmiech) Kiedyś obczajałyśmy jeden profil, nie powiem ci jaki. Jak to mówiło się u nas ostatnio na obozie: – Nic by z tego nie było. A jednak, w społeczności internetowej spory splendor. Wartości sportowej już jednak żadnej.

Tomek Majewski powiedział mi niedawno, że najlepsi sportowcy w ogóle nie przywiązują wagi do takich pierdół, jak media społecznościowe i ilość lajków pod zdjęciem.
EA: No bo tak jest. Gdy ktoś osiąga znakomite wyniki w sporcie, to media społecznosciowe traktuje jako dodatek. Potrzebny w dzisiejszych czasach, ale tylko element uzupełniający. Gorzej jak tą podstawą jest Facebook i lajki, a sam sport znajduje się na dalszym planie.

ankiewicz-plotek

Czy po igrzyskach czułaś się nasycona? Długo o minimum walczyłaś, wielokrotnie powtarzałaś, że wyjazd do Rio jest twoim marzeniem. 
EA: Powiedziałam sobie przed igrzyskami, że jeżeli do Rio nie uda mi się pojechać, to kończę z bieganiem. Całe życie zostało podporządkowane pod to, żeby do Brazylii pojechać. Cały czas obozy, zgrupowania, wyjazdy, życie na walizkach i zawalona tzw. prywata. Robię to świadomie, nie narzekam, ale chciałam mieć rekompensatę w postaci igrzysk. Zależało mi na tym. Gdy przez większość czasu nie ma cię w domu, cały czas masz rygor, musisz się pilnować, odpoczywać, trenować, zdrowo się odżywiać i tak wkoło, to potrzeba impulsu, który pomoże uwierzyć, że to wszystko ma sens. Dla mnie czymś takim były właśnie igrzyska.

Żeby prezentować bardzo wysoki poziom, to trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Inaczej się nie da.
EA: Zdaję sobie z tego sprawę. Nie da rady występować na igrzyskach olimpijskich w półfinale i trenować z doskoku. Nie ma takiej możliwości. Są dyscypliny, w których trenuje się nieco lżej. Mówię o przygotowaniach fizycznych. Bieganie 400 m ppł czy 800, jak w przypadku Asi, jest jednak bardzo trudne. Potrzeba do tego dużo wytrzymałości, szybkość również trzeba mieć na odpowiednim poziomie. Efekty tego są takie, że po treningu wracam czasami z Asią do pokoju i siedzimy na podłodze przez godzinę i się do siebie nie odzywamy. Nie kładziemy się do łóżek, bo jesteśmy spocone, a nie mamy siły iść się umyć. Do tego podczas zgrupowań wkrada się rutyna. Śniadanie, obiad, kolacja, treningi, wypoczynek, odnowa. Cały czas te same twarze, schematy realizowane każdego dnia. Widziałam, że dziwiłeś się jak mówiłam, że gdybym nie pojechała na igrzyska, to skończyłabym biegać. Ja potrzebowałam po prostu kopa do dalszego trenowania. Dzięki igrzyskom dostałam porcję dalszej motywacji.

Bardziej zadowolona byłaś z siebie po mistrzostwach Europy w Amsterdamie czy po Rio?
EA: Na pewno po Rio. Cieszyłam się z tego, że zrobiłam minimum i w ogóle tam pojechałam. Byłam na Uniwersjadzie i ME. Zobaczyłam jak to jest na tak wielkich imprezach, poczułam atmosferę, która im towarzyszy. Igrzyska są jednak na zupełnie innym poziomie. Klimat w wiosce olimpijskiej, ilość sportowców, którzy tam startują – coś niesamowitego. Gdy wracasz z eliminacji, to wszyscy wiedzą jak ci poszło. Są gratulacje, wszyscy przybijają sobie piątki, okazują wsparcie. Cała reprezentacja jest jedną wielką rodziną. Można iść na stołówkę i spotkać swojego idola lub osobę, której kibicowało się kilka lat temu. Mnie motywują zawsze wielkie imprezy. Niektórzy stresują się, adrenalina zamiast im pomóc, powoduje, że nie potrafią pokazać pełni swoich umiejętności. Mi igrzyska pomogły, a cała ich podniosłość spowodowała, że jeszcze bardziej chciałam dobrze wypaść. Gdy przypomnę sobie jak wyglądała ceremonia zamknięcia igrzysk, to do tej pory mam ciarki. Naprawdę, warto jest coś takiego przeżyć.

Liczyłaś przed igrzyskami na to, że przeżyjesz w Rio przygodę?
EA: Byłam bardzo ciekawa jak to wszystko wygląda od środka. Poczuć klimat, który towarzyszy tej imprezie.

Inaczej patrzysz teraz na debiutantów, którzy zdobywają medale na igrzyskach?
EA: Każdy indywidualnie podchodzi do tego, niektórzy potrafią już na pierwszych igrzyskach zaskoczyć i nie przeszkadza im debiutancka trema. W moim wypadku na pewno brak obycia z taką imprezą, jaką są igrzyska olimpijskie, nie był problemem. Są jednak sportowcy, którzy nie dają rady. Dziewczyny, które podczas mniejszych zawodów są szybsze, dobrze trenowały przez całą zimę, mają lepszą wytrzymałość, a mimo wszystko czegoś im brakuje i nie potrafią pokazać się z najlepszej strony.

Igrzyska olimpijskie to też wszystko to, co dzieje się w wiosce olimpijskiej.
EA: Tak, na pewno. Nie będę ci próbowała wmówić, że wszyscy śpią po osiem godzin i myślą tylko o starcie, bo jest też sporo imprez w samej wiosce. Ktoś skończy swój udział na igrzyskach, to imprezuje. Choć na teren wioski olimpijskiej nie można wnieść żadnego alkoholu.

Nie wierzę w to, że nikt nie wniósł alkoholu do wioski olimpijskiej.
EA: Nie mówię, że nie wniósł, tylko mówię, że nie wolno. Każdy sportowiec odpowiada w pełni za samego siebie. Indywidualna sprawa każdego zawodnika, czy chce imprezować, powygłupiać się, czy tylko skupić się na sporcie.

Ty co wybrałaś?
EA: Ja skupiłam się tylko na sporcie. Byłam w apartamencie z Anitą Włodarczyk i Asią Jóźwik. Anita miała sama pokój, my mieszkałyśmy we dwie. Nikt z nas nie miał takiego pomysłu, żeby imprezować, ale potańczyłyśmy sobie w pokoju z Asią, co nawet chyba jest w internecie. Koncentracja, ale i relaks, pełen luz. Nie można przesadzić też w drugą stronę.

Poznałaś kogoś znanego na igrzyskach?
EA: Chyba nie poznałam, ale widziałam na pewno wiele znanych sportowców, z którymi udało się zbić piątkę. Poszłam na stołówkę i minęłam Usaina Bolta. Siedział obok. No to na pewno jest bardzo miłe przeżycie.

Zrobiliście sobie selfie?
EA: Nie, ja nie podchodzę i nie robię sobie zdjęć.

Wstydzisz się?
EA: Nie, chyba nie, ale pewnie czasami zdarzają się sytuacje, w których się wstydzę.

Chyba że miałaś nadzieję, że to Bolt do ciebie podejdzie po zdjęcie.
EA: (śmiech) Dobre by to było. – Emi, chodź na fotkę!

Tak naprawdę było wiadomo, że w Rio zaprezentujesz się z dobrej strony.
EA: No właśnie nie do końca. Najpierw miałam problemy, by zrobić formę na mistrzostwach Polski, bo podczas nich miałam w planach zrobić minimum na mistrzostwa Europy. Gdy już się udało, to robiłam wszystko, by zakwalifikować się do Rio. W Amsterdamie wypadłam dobrze, ale miałam świadomość tego, że dwa razy formą udało mi się już błysnąć, a jeszcze przede mną były igrzyska. Mój trener tak wszystko planuje, by szczyt przyszedł na konkretny dzień. W tej sytuacji mówimy o mistrzostwach Polski i Amsterdamie. Jest w tym mistrzem, wszystko zgadza się co do dnia. Zaczęłam się obawiać, że w Rio już tak kolorowo nie będzie. Że trzeci raz w ciągu tak krótkiego czasu nie uda mi się pobiec na ważnej imprezie.

Faktycznie, z tym minimum było jednak trochę problemów.
EA: Dziś śmieję się, że tamten sezon można było nazwać „W pogoni za minimum”. Biegałam wszędzie gdzie się dało. W Riety, Warszawie, po Europie latałam, żeby tylko uzyskać ten wynik. Byłam zdesperowana. I pojechałam do Kopenhagi, to było tydzień przed mistrzostwami Polski. I co? Jak zwykle – nic z tego. Po zawodach znajomi wyciągnęli mnie na imprezę. Broniłam się rękoma i nogami, wiedziałam, że nie mogę pójść. Ale jak już mnie przekonali – zabalowałam. Było mi z tym źle, bo wróciłam bardzo późno do domu, piłam alkohol. Myślę sobie – nic z tego, mogę zapomnieć o minimum. Tak jakoś to na mnie podziałało, tak jakoś się zresetowałam, że wstąpiły we mnie zupełnie nowe siły. Pojechałam na mistrzostwa Polski i wiedziałam, że na pewno będzie dobrze. Efekt? Zrobiłam minimum. Dziś mogę już to opowiedzieć, bo wszystko skończyło się bardzo dobrze.

No dobra, wróciłaś z igrzysk zadowolona, udało się odhaczyć kolejny cel i… co dalej? Bo strzelam, że trzeba było sobie nakreślić nowy.
EA: Na pewno chciałabym pobiec w tym sezonie poniżej 55 sekund i ustabilizować się na tym poziomie oraz zakwalifikować się do finału tegorocznych mistrzostw świata.

Ile ty masz w ogóle stażu na płotkach?
EA: To jest bardzo trudne pytanie. Podzieliłabym okres, w którym zaczęłam zajmować się bieganiem płotków na ten, w którym traktowałam to jako hobby i czas, w którym zaczęło mi zależeć na osiąganych wynikach. Pewnie jak wszyscy, interesowałam się sportem. Grałam w siatkówkę, ale bardzo szybko przekonałam się, że to nie jest dyscyplina dla mnie. Była jakaś sytuacja z moją trenerką i stwierdziłam, że nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Nie zachowała się fair. Potem namawiano mnie na lekkoatletykę. I faktycznie, były jakieś zawody, na które pojechałam. Miałam startować na dystansie 600 m. Z tym że razem ze mną pojechały jeszcze dwie dziewczyny ode mnie z klubu, a miałyśmy tylko jedną parę kolców. Żeby nie było zgrzytu między nami, trener wpadł na pomysł, że na mistrzostwach makroregionu pobiegnę 300 m ppł. Nie wiedziałam zupełnie o co chodzi. Nigdy wcześniej nie miałam z tym dystansem do czynienia. Podszedł do mnie i powiedział: – Jesteś wysoka, na pewno dasz radę. Zajęłam drugie miejsce, dzięki któremu zakwalifikowałam się na Mały Memoriał. Od tego to się zaczęło.

Ależ fantastyczna historia – słyszałem to już jakieś milion razy.
EA: Ale tak było!

16486887_1703601293264481_6244481953336589844_o

Sukcesy Ani Jesień, które ona osiągała mniej więcej w tamtych latach, były dla ciebie inspiracją?
EA: Nie, absolutnie. Miałam przyjemność dwukrotnie startować z Anią, ale ona nie była wtedy moim idolem, gdyż ja nie interesowałam się w ogóle lekkoatletyką. Trener mi mówił, że są zawody, to jechałam i nie zastanawiałam się, czy to są mistrzostwa Polski, czy zwykły meeting. Nie interesowałam się tym, traktowałam się to jako zajęcie dodatkowe. Nie żyłam lekką.

Kiedy wzięłaś się do roboty? Pamiętasz taki moment?
EA: Tak, doskonale. W pierwszym roku juniora zająłem trzecie miejsce na mistrzostwach Polski. Biegałam juz wtedy 400 m ppł. To był dla mnie duży sukces, naprawdę cieszyłam się z tego wyniku. Co ważne – nie trenowałam. Oczywiście, biegałam, raz byłam na treningu, raz nie, ale generalnie nie przykładałam się do swoich obowiązków szczególnie. Rok później pojechałam już jako jedna z kandydatek do medalu na kolejne mistrzostwa. Spiker mnie zapowiedział, że na torze pierwszym wystąpi Emilia Ankiewicz, która przed rokiem stawała już na podium, co było dla mnie bardzo miłe. Motywowało mnie. Pobiegłam chyba 65 sekund i nie dostałam się nawet do finału. Wyszłam z założenia, że skoro przed rokiem byłam trzecia, to teraz nie powinno być gorzej. Niestety było. Pamiętam tamten bieg, dało mi to sporą nauczkę.

Z pustego to i Salomon nie naleje.
EA: Dokładnie. Wiedziałam po prostu, że dłużej tak się nie da. Talentu wystarczyło do pewnego momentu, potem zaczęło brakować. Chcąc liczyć się w rywalizacji z coraz starszymi potrzeba ciężko trenować. Nie ma drogi na skróty.

Spotkałaś się kiedyś z opinią, że w twojej konkurencji łatwiej jest zdobywać medale mistrzostw Polski i osiągać dobre wyniki?
EA: Słyszałam kiedyś, że płotkarki mają łatwiej, bo pobiegną 56 sekund i już można uznać to za dobry wynik, a na płaskim dystansie trzeba biegać dużo szybciej. To jednak w ogóle nie oddaje relatywnego poziomu zawodniczki, gdyż mówimy o dwóch zupełnie innych dystansach. Jeden z płotkami, drugi bez. Może w Polsce o medal jest łatwiej na płotkach, ale już w Europie czy na świecie nie ma taryfy ulgowej. Trzeba biegać bardzo szybko na każdym dystansie, jeżeli chce się osiągać sukcesy.

Myślisz czasami o tym, żeby się przebranżowić i spróbować swoich sił na dystansie 800 m? Bo 400 pewnie odpada, nie?
EA: 400 odpada, bo jestem za wolna. Nie chciałabym zmieniać dystansu, ale pewnie jeszcze niejednokrotnie będę biegała 800 treningowo, żeby realizować kolejne założenia przygotowujące mnie do biegania 400 m ppł. Gdybym nie daj Boże zatrzymała się już i nie potrafiła poprawić swojego obecnego wyniku, to pewnie taki pomysł się pojawi. Podczas treningów mam również dużo zajęć wytrzymałościowych, więc można powiedzieć, że sama moja rozpiska nie różni się za bardzo od tego, co robi Asia na treningach. Ma trochę więcej powtórzeń, różna jest intensywność, ale to mimo wszystko dosyć podobne bieganie. Jak mówię – na razie nie planuję i nie chcę, ale niczego nie można wykluczyć.

Dokończ proszę zdanie: w Tokio…
EA: W Tokio pobiegnę, dam z siebie wszystko i powalczę o finał. Może uda się osiągnąć coś więcej? Mam taką nadzieję. Póki co jestem zdrowa, to bardzo ważne.

Rozumiem, że w grę wchodzi tylko 400 m ppł.
EA: Tak, gadaliśmy już o tym. W innym wypadku wiszę ci kawę. Po igrzyskach wyjdę ze stadionu i pójdziemy na kawę. Warunek jest jeden – muszę wystartować na 800 m.

Jesteśmy umówieni:)

800-ankiewicz

KOMENTARZE