Dziś trochę o Legii. Nie, nie o kibicach i meczu bez udziału publiczności w Lidze Mistrzów – tu zostało napisane już absolutnie wszystko. O Legii, w znaczeniu, że o jej rywalach w Champions League. Człowiek interesuje się sportem, ma kilku znajomych, obraca się w różnych kręgach. Często gada o piłce – to chyba normalne. I wśród hejterów, którzy uderzają w stołeczny klub za to, że Ci w piłkę grać nie potrafią, są i tacy, którzy niepowodzenia na boisku upatrują w… losowaniu Ligi Mistrzów.

Tak, wiem – brzmi jak kiepski żart. Ale na serio są ludzie, którzy tak myślą. Dyskusja w kilkunastoosobowej grupie wyglądała mniej więcej tak:

-Legia tylko nam wstyd przynosi

-Też zwróć uwagę na jakich rywali trafiła w grupie

– Nie zmienia to faktu, że 0:6 z Borussią to nie jest dobry wynik

-Grając w Lidze Mistrzów musisz liczyć się z tym, że drużyna z 1 lub 2 koszyka będzia bardzo mocna

-Oczywiście, ale mogła trafić lepiej i powalczyć o wyjście z grupy

 

Jedna ze stron postawiła sprawę jasno – pchasz się od 20 lat do grania w Lidze Mistrzów, to nie narzekaj. Trafiłeś na wicemistrza Niemiec? Taka kolej rzeczy. Strona druga niby cieszy się, że polski klub gra wśród najlepszych, a z drugiej strony życzy sobie, aby zamiast Borussi na Łazienkowską przyjechało Sturm Graz czy inne Derby County.

Problem w tym, że takich naiwniaków jest więcej. Przeważnie jednak siedzą cicho i nie zabierają głosu.

Tak sobie myślę – kurde, a może to ja się nie znam i nie rozumiem pewnych rzeczy. Może faktycznie ta Borussia wylosowana z drugiego, a Real z pierwszego koszyka, to naprawdę najtrudniejsi z możliwych przeciwników. Może  grając w innej grupie, awansować bylibyśmy w stanie?

Wiecie gdzie jest problem? Że obecna Legia (ta w ostatnich kilku latach również) z ŻADNYM z rywali z dwóch pierwszych koszyków nie miałby najmniejszych szans na wygraną. Obojętnie czy byłaby to wspomniana już wcześniej Borussia, Arsenal, Porto, Napoli czy nawet Leverkusen. Z każdą z tych ekip leżymy i błagamy o przebaczenie. Możemy spekulować, że lepiej jest grać z Napoli niż z Borussią. Możemy? Pewnie, że tak! Możemy pogrzebać głęboko w statystykach i znaleźć, że (strzelam) Leverkusen słabo gra wyjazdy w listopadzie, a przy sprzyjającym losowaniu z Aptekarzami zagralibyśmy w Warszawie właśnie w listopadzie. Ktoś mógłby wywnioskować, że gorący teren w Neapolu tak bardzo sprzyja miejscowemu Napoli, że piłkarze z tej drużyny wszystkich koszą u siebie, a na wyjazdy wypuszczaja drugi garnitur. Możemy tak przypuszczać? Pewnie, że tak! Tylko wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? Że to tylko nasze głupie gadanie. Tego nie ma. To znaczy można przypuszczać, że tak będzie, całość popierać w miarę sensowną logiką (dla co niektórych) i żyć w przeświadczeniu, że w sumie to taki Milik z Zielińskim boją się Legii, a na samą myśl o przyjeździe na Łazienkowską serce zaczyna im szybciej bić. Na końcu jednak i tak liczy się wynik. Tylko wynik. Wszystko inne nie ma najmniejszego sensu. A ten niezależnie od przeciwnika ma prawo być tylko jeden – srogie wpierdol.

Ktoś powie – No okej, drużyny z dwóch pierwszych koszyków są poza zasięgiem mistrza Polski. Z ekipą z trzeciego koszyka Legia już może rywalizować jak równy z równym! W teorii – pełna zgoda. W praktyce? Nie mamy ŻADNYCH szans. Dlaczego?

Tak się akurat składa, że w ciągu 4 ostatnich sezonów Ligi Mistrzów, 3 razy byłem na spotkaniach FC Barcelony z zespołem, który był losowany właśnie z 3 koszyka. Za każdym razem Blaugrana grała te spotkania na wyjeździe. W 2013 roku przeciwnikiem był Ajax Amsterdam, rok temu AS Roma, w tym sezonie – Borussia Monchengladbach. Patrzysz na tych rywali i myślisz sobie – bułka z masłem, rozniosną ich! I wiecie jakimi wynikami kończyły się te spotkania?

  • 2013/2014 Ajax Amsterdam- FC Barcelona 2:1,
  • 2015/2016 AS Roma – FC Barcelona 1:1,
  • 2016/2017 Borussia Monchengladbach – FC Barcelona 1:2 (1:0 do przerwy),

Tak, dokładnie. Te łatwe z pozoru spotkania za każdym razem były niezwykle wyrównane. Obstawiając każdy z meczów u buka, bez zawahania dalibyśmy wszystko na Barcelonę. Bo lepszy zespół, indywidualności, trener, dłuższa ławka rezerwowych. Tym czasem taki Ajax grał z Barceloną tak, jak nie powstydziłby się Real Madryt. Mądrze taktycznie, agresywnie, stosując pressing, walcząc o każdy centymetr boiska. Roma? Mimo, że Barca mogła to spokojnie wygrać, to spośród piłkarzy Giallorossich nie było choćby jednego, który nie dał z siebie 100%. Determinacja, zaangażowanie, ambicja – to było widać z odległego sektora gości. Borussia? ZNAKOMITY zespół. Piłkarsko? Na pewno lepszy niż Ajax i Roma. Dobre, szybkie skrzydła, dużo gry z pierwszej piłki, odwaga, pomysł na grę. Do tego bieganie, bieganie, bieganie. Łącznie – 118 kilometrów! Gdy ten dystans porównamy do 105 kilometrów przebiegniętych  przez Legię w meczu z Borussią Dortmund, to po mału zaczyna to wszystko składać się w jedną, w miarę logiczną całość.

I to właśnie różni „jakiś tam średniej klasy zespolik” z 3 koszyka, od Legii. Oni potrafią się spiąć, powalczyć, dać z siebie wszystko i urwać Barcelonie punkty(2 z 3 przypadków). My za to w pierwszej minucie kładziemy się na murawie i błagamy o przebaczenie. Chcecie 0:6? Bierzcie, tylko nie bijcie mocno!

Czyli mówienie, że można trafić w grupie łatwiej, nie ma najmniejszego sensu. Bo nie zważywszy na to z kim będziemy grali, to i tak będziemy od nich wyraźnie słabsi. Pytanie, czy lepiej przegrać z taką Borussią i Realem, CSKA i Leverkusen czy na przykład Benficą i Sevillą? To ma jakieś znaczenie? Trochę ma. Zamiast 0:4 będzie 0:6 i zamiast 30 tysięcy na trybunach będzie 28. Choć ten ostatni przykład, to taki bardzo teoretyczny. Legii już nie obejmuje.

 

KOMENTARZE