Przez tydzień Włochy rozegrały na Mistrzostwach Europy dwa mecze. Jeden był ich najgorszym w turnieju, drugi najlepszym. Teraz jednak będą musieli starać się jeszcze bardziej, bowiem w ćwierćfinale zmierzą się z Niemcami.

Tak jak pisałem tydzień temu, Antonio Conte postanowił oszczędzić część piłkarzy z pierwszego garnituru w meczu z Irlandią. Nawet Buffon usiadł na ławce, a jego miejsce zajął Sirigu.

No cóż, nie poleciłbym oglądania tego spotkania chyba nikomu. Włochom niezbyt wychodziły kontry, a Irlandia próbowała, jednak najczęściej kończyło się to zderzeniem z włoskim murem.

Koniec końców, gdy już się zdawało, że Italia przejęła inicjatywę w końcówce spotkania, Irlandia przeprowadziła kolejną bardzo ładną akcję. Tym razem udało znaleźć się maleńką dziurę w murze. Hoolahan wrzucił piłkę wprost na głowę Brady’ego i Sirigu skapitulował. Trochę to było zaskakujące, ale niejednego przeciwnika stawiania autobusu ucieszyło.

Z racji tego, że w tym samym czasie Szwecja nie dała rady Belgom, Irlandia zajęła trzecie miejsce w grupie i awansowała dalej. Dzisiaj wiemy już, że w 1/8 finału dzielnie stawiła czoło Francji, jednak uległa i pożegnała się z turniejem.

Co do Squadra Azzurra, dobrze dla Conte, bo sprawdził swoich rezerwowych, a reszta zebrała siły na dzisiejszy mecz z Hiszpanią. Martwić może fakt, że Italia bez swojego pierwszego garnituru, nie była już tak przekonująca w obronie i cyniczna w ataku. Znak, że nie tylko Polska ma problem z rezerwowymi.

https://www.youtube.com/watch?v=ldlKLFvswpM

* * *

Odpoczynek na szczęście poskutkował. Dzisiaj Włosi zagrali z Hiszpanią i od pierwszego gwizdka widać było w nich niesamowitą werwę oraz chęć zwycięstwa. Styl był ten sam co w pierwszych dwóch meczach. Obrona niesamowicie zwarta, dyscyplina taktyczna godna podziwu. Dużo lepiej wyglądał natomiast atak. Akcje przeprowadzane z pomysłem i dużą szybkością. Hiszpanie grali trochę tak, jakby naprawdę nie chcieli trafić na Niemców.

Bramka paść jednak nie chciała przez ponad pół godziny, ale gdy już to się stało, można było dostrzec jak Włosi pięknie grają całą drużyną. Gola strzelił Giorgio Chiellini, po rzucie wolnym i zamieszaniu w polu karnym. Trochę sprokurował je De Gea, który niefortunnie wybił piłkę przed siebie. Nie to jednak było najdziwniejsze. Byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem, że przed bramkarzem Hiszpanii nagle wyrosło trzech zawodników Squadra Azzurra. Gdzie była obrona La Furia Roja? Jedna z powtórek mi to wyjaśniła. Trójka ich piłkarzy stała sobie spokojnie 2-3 metry od zdarzenia i dłubała w nosie. Nawet nie chciało im się doskoczyć i spróbować choćby musnąć piłkę.

Drugą połowę Włosi zaczęli w podobny sposób, cały czas próbując podwyższyć wynik. Dopiero około 55 minuty pomyśleli chyba, że czas na cofnięcie oraz spokojne czekanie. Oddali inicjatywę, a Hiszpania trochę ogarnęła swoją grę i próbowała skorzystać z sytuacji. Bezskutecznie. Kilka razy nawet podnosiło się ciśnienie pod bramką Buffona. Ten jednak był jak zwykle dobrze ustawiony.

Italia przetrwała nawałnicę i gdy już się zdawało, że to koniec emocji, piłkarze skopiowali akcję ze swojego pierwszego meczu z Belgią. Pelle strzelił dokładnie w ten sam sposób. Hiszpania na kolanach, ale zasłużenie. Trzeba szczerze powiedzieć, że nie byli w najwyższej formie podczas tego turnieju. Teraz na Włochów czeka jeszcze cięższe wyzwanie. W ćwierćfinale Niemcy!

* * *

Dzisiaj nad ranem można było obejrzeć finał Copa America. Ja trafiłem na samą końcówkę i karne, ale to raczej przez przypadek, bowiem zdarzenie zbiegło się akurat z finałem kolejnego sezonu Gry o tron. Pomyślałem, że jak już nie śpię, to co mi szkodzi? No i obejrzałem tę nudne dziesięć minut, a później rzuty karne. Chile wygrało, no cóż brawa dla nich, ale jakoś się tym nie przejąłem.

Nie o tym jednak chciałem wspomnieć. Tuż po zakończeniu meczu, wręczeniu medali, stało się coś sensacyjnego. Leo Messi był tak rozgoryczony kolejną reprezentacyjną porażką w finale, że ogłosił światu, iż to dla niego koniec. Nie chce już grać dla Albicelestes i kolejny raz smakować tak gorzkiej porażki. Za nim chcą pójść inni piłkarze.

W mediach zawrzało, zapanowała konsternacja. Wielki Messi, główny kandydat do zdobycia kolejnej Złotej piłki i cudowne dziecko Barcelony się poddaje. Z jednej strony brzmi to absurdalnie. Jak można tak porzucać narodowe barwy? Co Argentyna zrobi teraz bez niego? A no będzie to samo, znów pewnie nic nie wygra.

Z drugiej strony, ja go trochę rozumiem. W stolicy Katalonii jest przyzwyczajony do zwycięstw. Porażki przychodzą dużo rzadziej. Jest nasycony. Z reprezentacją nigdy mu nie szło. Zawsze była wysoka presja, bo to przecież wielki Messi, w dodatku obstawiony innymi dobrymi nazwiskami. I co z tego? Nie udało się stworzyć mocnej mentalnie drużyny. Sądzę, że właśnie przez tę presję Leo w końcu pękł. Trzeba uszanować taką decyzję. Coś mi jednak mówi, że on to jeszcze przemyśli, a Argentyńczycy wybłagają go o powrót. Nie przekreślałbym takiego scenariusza.

Zmierzam też do pewnego porównania, które od razu po decyzji, pojawiło się w mojej głowie. Messi zakomunikował o zakończeniu reprezentacyjnej kariery w wieku 29 lat. To może również szokować, bo przecież większość piłkarzy daje sobie spokój dopiero po trzydziestce. Tak młody piłkarz i koniec? Chciałem tylko przypomnieć, że prawie dziesięć lat temu, dokładnie w tym samym wieku, reprezentacyjną karierę zakończył również Francesco Totti. Faktem jest, że zrobił to po zdobyciu złota w Mistrzostwach Świata – w końcu czego chcieć więcej? – ale z drugiej strony, jeszcze przez parę kolejnych lat mógł dawać Azzurrim dość sporo. Tak samo jak Leo teraz.

Dyskusję na temat czynu Messiego pozostawiam wam. Ja już swoje trzy grosze dorzuciłem. Teraz nie pozostało mi już nic innego, jak tylko obejrzeć ostatni mecz 1/8 finału Mistrzostw Europy. Ciao!

 

PAWEŁ ISKRA

KOMENTARZE