Gdy dowiedziałem się, że Krzysztof Stanowski wyda swoją książkę byłem przekonany, że ją przeczytam. No bo każdy, kto przynajmniej trochę interesuje się piłką nożną, przegląda internet i lubi poświęcić wolną chwilę na komentarz eksperta wie kim jest Stano. Często krytyczny, nierzadko agresywny. Do bólu szczery, merytoryczny, błyskotliwy, momentami mądrzejszy od całego świata. Spodziewałem się zatem, że jego ponad 400-stronicowa książka to nie będzie lanie wody i tanie pierdolamento, tylko wiele ciekawych historii ze świata futbolu, które mało kto zna. Przedstawiających ludzi, których kojarzymy z pierwszych stron gazet i ukazujących ich prawdziwe oblicze. Mówiących o układach występujących w piłkarskim środowisku, opowiadających o korupcji, obficie zakrapianych bankietach i „sportowym” życiu wielu zawodników.

Na pytanie, które zadała mi moja koleżanka – Kim jest Krzysztof Stanowski? miałem problem, by odpowiedzieć. Przecież nie powiem jej, że dziennikarzem. Założyciel portalu Weszło.com? – Weszło? Nie znam. Felietonista Przeglądu Sportowego, który napisał książkę Wojciecha Kowalczyka i Grzegorza Szamotulskiego? – Dalej nie wiem o kim mówisz. To pokazuje, że jeżeli ktoś się nie interesuje piłką nożną, nie czyta(czytał) gazet i nie zaczyna dnia o przeglądu prasy na Twitterze może nie wiedzieć kim jest Stano. To nie Mateusz Borek, czyli ten Pan z Polsatu, który jeździ nowym BMW, ani Dariusz Szpakowski, który Messiego myli z Maradoną. Postać znana, ceniona, szanowana, ale tylko w gronie osób, które piłką się interesują. „Stan futbolu” nie będzie zatem lekturą dla Pani Grażynki, która potrzebuje poczytać przed snem.

„Dlaczego zaimponował mi Zbigniew Boniek?” czyli rozdział otwierający książkę rozczarował mnie. Zbigniew Boniek, czyli najlepszy polski piłkarz w historii, obecnie prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, były trener, selekcjoner. Postać charyzmatyczna, ceniona i znana na całym świecie. Facet bardzo inteligentny, błyskotliwy z wyjątkowym sprytem i ciętą ripostą. Czytając od kilku lat teksty Krzysztofa Stanowskiego miałem nadzieję, że w rozdziale o Zibim będzie dużo historyjek, anegdotek i opowieści z niezwykle barwnego życia sternika polskiego futbolu. I wiecie co mi przeszkadzało w tym wszystkim? Wazelina. Było tak słodko, że aż się rzygać chciało. Opowieści o tym jak Boniek wygrał konkurs w żonglerce z Maradoną i Rummenigge czy o strzelonym karnym przez Platiniego bramkarskiemu amatorowi w Padwie były absolutnie wyjątkowe. Ciekawe, śmieszne i znakomicie napisane. Ale jako osoba, która oczekiwała czego więcej, zacząłem zastanawiać się czy Stano to ten dziennikarz z lekkim piórem i ciętą ripostą, czy ten, któremu prezes siedział na kolanie podczas pisania pierwszego rozdziału.

Potem było już znacznie lepiej. Zaczęło się jechanie po Smudzie(z którego obecnie wszyscy mają bekę, a którego jeszcze 4 lata temu wszyscy kochali), przybliżona została sylwetka Adama Nawałki czy Fryzjera, czyli człowieka, który rządził polskim futbolem przez ostatnie kilkanaście lat(Janusz Wójcik w swojej książce powiedział, że Fryzjer był za głupi, żeby rządzić polską korupcją). Co mnie zaskoczyło w rozdziale o Nawałce? Tak, afera korupcyjna. Co prawda Stano nie napisał nic, co mogłoby obecnemu selekcjonerowi zaszkodzić, ale myślę, że dla wielu osób Nawałka, czyli w tym momencie bohater narodowy, może nieco stracić na swoim nieskazitelnym wizerunku. Oto fragment:

  • Po kilku dniach kolega z drużyny przyniósł mi 60 tysięcy złotych , co było ogromną sumą – miesięcznie zarabiałem 8 tysięcy. Jasna sprawa, że w zespole byli zawodnicy zatrudnieni na kilku etatach i zarabiali nieporównywalnie lepiej, ale 60 robiło wrażenie.

Wspomnianym „kolegą” był oczywiście Adam Nawałka, a sprzedanym meczem było spotkanie Ruchu Chorzów z Arką Gdynia. Stano napisał wyraźnie: Nawałka TYLKO przyniósł te pieniądze w reklamówce. Teoretycznie mógł nie wiedzieć, co się w niej znajduje. Mógł, ale nie musiał. I tak, mimo że wiele osób będzie broniło obecnego selekcjonera, to pewnie pojawią się głosy, że Nawałka to ten, który sprzedawał mecze. Opowieść ciekawa i budząca refleksję. Takich w książce im dalej, tym więcej.

 

****************************

 

O tym, że popularny Fryzjer, czyli Ryszard Forbrich jest postacią nietuzinkową wiedzą wszyscy od dawna. Stano tym czasem przybliżył nam postać szefa polskiej korupcji do tego stopnia, że ja osobiście czuję, jakbym go znał. Jakbym wiedział, który to Fryzjer i niejednokrotnie miał przyjemność rozmawiania z nim. Fascynuje mnie to, jak dziennikarz, który miał w tamtym czasie dwadzieścia parę lat został „kumplem” największego krętacza w polskiej piłce. Przecież takich pismaków jak Stano było w tamtym czasie całe mnóstwo, a Krzysiu był wtedy tylko młodym chłopakiem, który pisał o piłce nożnej. Czytałem opowieści o Fryzjerze i byłem w szoku. Bezustannie zadawałem sobie pytanie – Jak? Jak to możliwe? Jak ktoś mógł tak manipulować  ludźmi, a samego siebie wykreować na postać, która budziła powszechny respekt?

Dalsza część książki to już zbiór historii, które koniecznie trzeba przeczytać. Absolutnym hitem i moim bohaterem jest Radosław Osuch, czyli człowiek, który szerszej publiczności znany jest jako prezes Zawiszy Bydgoszcz. Rozwaliły mnie anegdotki o tym, jak z bezradności przez Osucha popłakał się Marcin Wasilewski oraz o tym, jak o mały włos nie doszłoby do bójki Osucha z Mateuszem Borkiem. Co mi w tym imponuje, to to, że Stano był przy tych wszystkich sytuacjach i doskonale je odtwarza z pamięci. I mimo, że na pewno część z tych historii jest przekolorowana (Mateusz Borek napisał na Twitterze, że Krzysztof Stanowski trochę przerysował sytuację, w której prawie bił się z Radkiem Osuchem), to dobrze się to czyta.

Potem Stano „przejechał się” po Kucharskim, dokładnie opisując menadżera Roberta Lewandowskiego i użył bardzo merytorycznych argumentów, dzięki którym Kucharskiego naprawdę można mieć za intryganta i bardzo zakompleksionego człowieka. Potem było o Greniu, czyli wariacie, który jest wariatem w pełnym tego słowa znaczeniu i o Kołtoniu, który oszalał w momencie, gdy został redaktorem naczelnym Przeglądu Sportowego. Swoją drogą bardzo ciekawi mnie to, skąd wynikają podziały w polskim futbolu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że problem jest aż tak duży. Borek trzyma się z Kołtoniem, ze Stanowskim są kolegami, ale Stanowski nie lubi Kołtonia. Mati z Romkiem to koledzy, którzy od wielu lat prowadzą Cafe Futbol. Im bliżej poznajemy genezę tych wszystkich wzajemnych relacji, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, jak mocno to hermetycznie zamknięte środowisko jest podzielone.

 

****************************

 

Co najbardziej spodobało mi się w tej książce?

  • mnóstwo anegdotek, które czytałem z uśmiechem na ustach,
  • dokładnie przedstawione sylwetki osób, które każdy zna, a tak naprawdę nic o nich nie wie,
  • opiniotwórczość, która za każdym razem poparta jest w miarę sensowną logiką,
  • precyzyjne odpowiadanie w tekście na pytania zadane w tytule artykułu,
  • dużo wskazówek dla młodych dziennikarzy (dziennikarz to nie tylko ten, który pisze o Messim, Realu i Mourinho, ale również ten, który z pokorą zajmuje się meczem 3 ligi okręgowej),
  • trafne spostrzeżenie, że dziennikarz zupełnie inaczej patrzy na mecz piłkarski(bez emocji),
  • rozdział o Radosławie Osuchu, który przeczytałem dwa razy, przez co mam wrażenie, że sam mówię z „charakterystycznym poznańskim zaśpiewem”,
  • fragment o Tuzimku, który tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że ten nadaje się co najwyżej do tarcia chrzanu,

Co mi się w książce nie podobało?

  • rozdział o Zbigniewie Bońku,
  • wątek o polityce, który pasuje do tematyki książki jak świni siodło,
  • nieomylność autora (w jednym z rozdziałów pisze, że również popełnia błędy),

****************************

Rozmawiałem jakiś czas temu z Tomaszem Ćwiąkałą i zapytałem go o Krzysztofa Stanowskiego. Oto co mi powiedział:

  • Czy styl Weszło, to styl Krzyśka Stanowskiego?

    TĆ: Zdecydowanie tak. Nie ograniczałbym jednak tego tylko do Krzyśka. Weszło poszło bardzo wielotorowo. Czytam czasami, że jesteśmy piłkarskim Pudelkiem. Nie wchodzę w polemikę z takimi kibicami, ale gdy ktoś nazywa nas piłkarskim Pudelkiem, to niech mi pokaże drugie takie miejsce, w którym jest tyle  wywiadów, tyle reportaży. Generalnie bardzo dużo treści. Widzę, że na poważnych stronach – bez wskazywania palcem – coraz częściej zdarzają się artykuły typu „galeria dziewczyny Barry’ego Douglasa. HOT”. 30 slajdów i każde zdjęcie jest takie samo. Ja sobie tego na Weszło nie przypominam. Było oczywiście coś w stylu „Jak piłkarze spędzają święta?”, ale to były święta i wszystko było na jednej stronie, bez przewijania. Moim zdaniem z wszystkich mediów piłkarskich w internecie to Weszło jest najmniej pudelkowe.

    Stano to najlepiej piszący dziennikarz w Polsce?

    TĆ: Dla mnie zdecydowanie. Bezkonkurencyjnie. Pewnie pojawią się komentarze, że się podlizuje do swojego szefa, ale po pierwsze – mamy koleżeńskie relacje, po drugie – nawet gdyby mnie wyrzucił, to dalej będę tak uważał.

    Czego nauczył Cię Krzysiu Stanowski w przeprowadzaniu wywiadów? Uchodzisz za dziennikarza, który bardzo dobrze radzi sobie w przeprowadzaniu wywiadów.

    TĆ: Krzysiek jest bardzo bezpośredni, potrafi skutecznie drążyć temat. Może zabrzmi to dziwnie, ale on nie bał się zadawać z pozoru – choć pewnie to źle zabrzmi – banalnych pytań, takich, jakie zadałbyś koledze przy piwie. Doprowadzały one jednak do znakomitych odpowiedzi. Wielu dziennikarzy ma tak, że przygotuje sobie listę pytań i po kolei je odhacza w trakcie wywiadu. Przy finalizowaniu rozmowy z Andrzejem Iwanem uznaliśmy, że przelecimy wszystkich jego kolegów i dopytamy czy aby na pewno nie wiąże się z nim jakaś historia. Albo zapytaliśmy czy pamięta mecz z Arką Gdynia, który grali kiedyś tam. I znowu do głowy wpadła jakaś anegdotka. Krzysiek ma trochę łatwiej przeprowadzić wywiad, bo on jest bardzo szanowaną osobą w tym środowisku. Startuje z pole position.

 

****************************

Podsumowując: Książka niesamowicie wciąga i tak naprawdę mimo że ma ponad 400 stron to można ją przeczytać na dwa razy. Tematyka, mnóstwo anegdotek, historyjek oraz sylwetek wielu osób sprawiają, że w mgnieniu oka ubywają kolejne strony. Czy polecam? Zdecydowanie tak. Każda osoba, która interesuje się sportem (nie tylko piłką nożną) musi zapoznać się z jej treścią. A na dziennikarstwie zamiast kolejnej, dennej lektury, można kazać studentom czytać „Stan futbolu”. Może – dzięki temu – wielu osobom już w szkole otworzą się oczy na pewne sprawy.

KOMENTARZE