Nie ma dnia odpoczynku od Mistrzostw Europy! Już dzisiaj kolejne trzy spotkania, a na deser mecz Włochów z Belgami. Polscy miłośnicy włoskiego futbolu nie zdążyli jeszcze dobrze ochłonąć po wczorajszym, historycznym zwycięstwie biało-czerwonych, a wieczorem czeka ich kolejna, duża dawka emocji.

Nie można jednak zapominać, że poza turniejem, życie toczy się dalej. Dlaczego o tym wspominam? Bo w Serie A dopinany jest właśnie pierwszy duży transfer. Miralem Pjanić dzisiaj przechodzi testy medyczne w Turynie i podpisze kontrakt z Juventusem.

Tym samym z Romy odejdzie piłkarz, który był jednym z pierwszych nabytków amerykańskiego zarządu. Miał grać dalej, jednak wszystko posypało się po kontuzji Ruedigera. Młody Niemiec nabawił się urazu więzadeł na zgrupowaniu kadry i jego powrót do piłki jest przewidywany dopiero na listopad. Gdyby nie to, po mistrzostwach wróciłby do Rzymu tylko po to, by spakować ostatnie rzeczy i wsiąść do samolotu odlatującego w kierunku Londynu. Były bowiem zaawansowane negocjacje z Chelsea.

Zarząd Romy wykręca się od publicznego przyznania, że to on wypchnął Pjanića. Robią wszystko, by przenieść winę na piłkarza. Znalazło się nawet pisemne oświadczenie Miralema, w którym mówił, że to on chciał transferu. Czytane słowa ewidentnie brzmiały sztucznie, tak jakby były pisane pod przymusem.

Ja jednak Amerykanom się nie dziwię. W obecnej sytuacji, gdzie sporo rzeczy nie idzie po myśli całego klubu, kolejna porcja nienawiści ze strony fanów mogłaby być nieprzyjemna w skutkach. I nie mówię jedynie o pustkach na stadionie. Jak przecież wiemy, rzymscy kibice należą do tych bardziej fanatycznych i w mieście mogłoby być bardzo gorąco. Nie, nie tylko od letniego Słońca.

W każdym razie, Juventus aktywował klauzulę 38 milionów euro z kontraktu Pjanića i właśnie finalizuje transakcję. Bośniak opuści swoich dwóch kolegów z reprezentacji(Dżeko, Zukanović), ale za to teraz ma większe szanse na walkę o Ligę Mistrzów i inne trofea. Zrobił krok naprzód.

* * *

Co do wczorajszego meczu – nareszcie! W końcu doczekaliśmy się dnia, kiedy nie mieliśmy się czego wstydzić po pierwszym meczu na turnieju. Polacy zrobili co trzeba i to w dobrym stylu. Naprawdę byłem pod wrażeniem jak piłka potrafi nam się kleić do nogi. Coś podobnego widziałem później, kiedy Niemcy grały z Ukrainą. Podobna różnica techniczna między jednym, a drugim rywalem. My jednak mieliśmy coś dodatkowego. Naszą przewagę było czuć w powietrzu, przeciwnik był miażdżony. W meczu Niemców czegoś takiego nie było. Gdyby nie Boateng i Neuer, Ukraińcy gola z pewnością by strzelili. Mieli dużo lepsze do tego okazje niż Irlandia Północna w spotkaniu z nami. A trzeba przecież zaznaczyć, że Ukraina jest słaba. Przynajmniej takie pozostawiła po sobie wrażenie.

Niektórzy nasi reprezentanci wybiegli troszeczkę spięci. Dla wielu był to pierwszy turniej. Wytrzymali jednak dzięki doświadczeniu innych i z minuty na minutę grali coraz lepiej. Najsłabszym ogniwem był u nas Pazdan, który zrobił kilka błędów, przez co było groźniej. Na szczęście obok siebie miał kapitana Torino. Glik zagrał po profesorsku. Wyspiarze nie mieli z nim szans w walce o górne piłki.

Błaszczykowski ponownie pokazał to, czego zawsze brakowało Grosickiemu. Kuba pięknie wypatrzył Milika czekającego w głębi pola na piłkę. Kamil pewnie znów zatrzymałby się na obrońcy, albo strzeliłby w słupek.

W meczu zagrał też Szczęsny. Co prawda nie miał zbyt wiele do roboty, ale ze trzy razy nas uratował, gdy serce podchodziło już do gardła. Dobry sezon w Romie zaprocentował powrotem do pierwszego składu reprezentacji. Dzisiaj jednak pojawia się pytanie, czy aby na pewno zagra z Niemcami? Lekarz kadry powiedział bowiem, że Wojtek narzeka na krwiaka mięśnia czworogłowego, którego nabawił się w starciu z Laffertym. Oby się wyleczył.

Żaden inny przedstawiciel klubów Serie A nie zagrał w tym spotkaniu. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie brak Zielińskiego, ale w sumie to nie można się zbytnio przyczepić do gry Mączyńskiego. Przy akcji bramkowej odegrał kluczową rolę. Gra najlepiej jak potrafi.

Oczywiście jestem pełen podziwu tego jak zaprezentował się Kapustka. Zagrał po prostu świetnie. Wszędzie go było pełno, a głowa mu nie przeszkadzała. Nie, nawet nie marzę o jego transferze do Włoch. Ta liga będzie dla niego za słaba. Jeśli już potrafi znosić taką presję meczową i będzie to pokazywał dalej, wezmą go do któregoś potentata.

* * *

Czego spodziewam się po meczu Włochy – Belgia? Naprawdę dużych emocji. Podejrzewam, że te dwie drużyny będą biły się o pierwsze miejsce w grupie. Uważam, że Belgia ma nawet troszeczkę lepszy skład. Szczególnie w formacji ofensywnej.

Mimo nienajgorszych nazwisk w drugiej i trzeciej linii Squadra Azzurra, czuję że brakuje tu kogoś z taką werwą, która pociągnie za sobą cały zespół. No może Florenzi to taki zawodnik, biegający od gwizdka do gwizdka. To jednak za mało. Oczywiście nie zdziwię się, jeśli nagle znajdzie się ktoś jeszcze. Może akurat wstrzeli się z formą. Nie takie rzeczy działy się przecież na wielkich turniejach.

Belgia to w moich oczach taka bardzo głodna drużyna. Głodna i gotowa na szarpanie przeciwnika. Z dużą ilością werwy, której Włochom może zabraknąć. W środku pola mają kilku walczaków, jak choćby niezmordowany i nieustępliwy Radja Nainggolan. Tym piłkarzom nie brakuje też techniki. Sądzę więc, że Belgowie zyskają lekką przewagę w środku pola i to oni będą próbować kontrolować spotkanie, starając nie nadziać się na kontratak. Boisko jednak zweryfikuje.

Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę doczekać się wieczoru. Wczoraj miałem tak samo. Tylko chodziłem po pokoju i nie wiedziałem gdzie włożyć ręce. Tymczasem teraz dalej idę śledzić poczynania reszty drużyn. W końcu nie tylko Polacy i Włosi grają. Ciao!

 

PAWEŁ ISKRA

KOMENTARZE