Dziwna ta Sevilla. W pamięci polskiego kibica to wciąż ta sama drużyna, która w maju wygrywała Ligę Europy na Stadionie Narodowym w Warszawie. Ta z Baccą, Gameiro, Vidalem i Krychowiakiem. Drużyna, która przed rokiem zachwycała cały piłkarski świat, początek nowej kampanii zaczęła bardzo słabo. Po przegranym Super Pucharze Europy z Barceloną, nikt nie miał do Sevilli pretensji. Wpadki z ligowymi słabeuszami przyjmowane były już jednak z mniejszą wyrozumiałością. Andaluzyjczycy prezentują się dużo gorzej niż przed rokiem, a mimo tego jako jedni z niewielu na świecie mogą tak skutecznie przeciwstawić się Barcelonie czy Realowi. Wczoraj wypunktowali Królewskich, przysparzając Benitezowi ogromny ból głowy, przed zbliżającym się wielkimi krokami klasykiem.
W wakacje w klubie ze stolicy Andaluzji nastąpiło spore wietrzenie. Odeszli Bacca, Aleix i Mbia. W ich miejsce ściągnięto między innymi Immobile, Konoplankę N’Zonziego i Llorente. Początki nowego sezonu, to wciąż ogromna huśtawka nastrojów. Sevilla źle zaczęła sezon i bardzo powoli się rozkręcała. Hiszpania to na szczęście trochę mądrzejszy piłkarsko kraj, niż Polska i nikt na Półwyspie Iberyjskim nie myślał o tym, żeby zwolnić ze stanowiska Unay’a Emery’ego. Szkoleniowiec miał pełne poparcie zarządu oraz piłkarzy. Nikt nie zamierzał wątpić w jego umiejętności, które wyniosły drużynę na absolutnie najwyższy poziom. Tylko spokój i absolutne zaufanie może przynieść sukces, na który Emery od jakiegoś czasu ma sposób.
Dziwna, nie oznacza, że gorsza. Sevilla osiąga w tej kampanii bardzo niezrozumiałe wyniki. Ciężko jest na przykład racjonalnie wytłumaczyć, w jaki sposób drużyna pokonała Barcelonę, by kilka dni później zremisować z Eibar. Efektowne 5:0 z Getafe, zostało szybko zweryfikowane na El Madrigal, gdzie zeszłoroczni triumfatorzy Ligi Europy ulegli Villarrealowi. Przed rokiem, czekając na spotkanie Sevilli z Realem, pewnie wszyscy zastanawialiby się, kto w tym pojedynku jest faworytem. Wczoraj nikt sensacji nie przeczuwał, bo wszyscy widzieli jak słabe punkty hiszpańskiej drużyny potrafił wykorzystać choćby Manchester City. Real przyjechał pewny siebie, jednak na lekkim musiku, gdyż kilka godzin wcześniej Żółtą łódź podwodną przegoniła po Camp Nou Barcelona. Królewscy prowadzili po golu Ramosa i wszyscy myśleli, że Superman w bramce znowu pozwoli uchronić drużynę ze stolicy przed utratą gola. Supermana tym razem jednak nie było, a Sevilla powiozła Real tak, jak to on miał ją powieźć w niedzielny wieczór. Sevilla wygrała z Realem, wcześniej z Barceloną i już czeka na kolejne wielki firmy na Sanchez Pizjuan. Twierdzy, która najmniej łaskawa wydaje się być dla tych, którzy przyjeżdżają do niej po pełną pulę.
To, że Ligi Mistrzów Sevilla nie zawojuje, nie jest dla nikogo tajemnicą. To, że mistrzostwo rozstrzygnie się pomiędzy największymi w Hiszpanii, też nie jest dla nikogo zagadką. Sevilla zajmując trzecie miejsce w swojej grupie Champions League niedługo zapewni sobie udział w Lidze Europy. Trzecie wygranie tego trofeum z rzędu przeszłoby do historii futbolu. Do tego czasu nowi zawodnicy będą już przystosowani do rządów Emery’ego, a forma z wielkich spotkań, może stać się codziennością. Sevilla będzie groźna na wiosnę, choć z najlepszymi w Hiszpanii będzie musiała rywalizować na obcej ziemi. Dziwnie to przecież wygląda, gdy ktoś tak dobrze potrafiący grać w piłkę zajmuje 10 miejsce w ligowej tabeli.