Anglia, Anglia, w końcu Anglia – chciałoby się rzec, gdyż dopiero po raz pierwszy w życiu udało się zawitać na Wyspy Brytyjskie w celu spędzenia kilku dni w dobrym towarzystwie, czyli kolegów z rodzinnego Grudziądza. A skoro Anglia, to… Premier League. Rozkładówka meczowa była zrobiona kilka minut po kupieniu biletów lotniczych. Padło na Crewe, czyli miasto, z którego blisko jest zarówno do Liverpoolu, jak i do Manchesteru.

Plan na pierwszy dzień był jasny – zwiedzić Anfield Road. Stadion Liverpoolu był modernizowany przez dłuższy czas, a powiększona została chociażby legendarna trybuna „The Kop”. Dziś, już po przeróbkach, na obiekt może wejść 56 tysięcy kibiców, a stadion jest… przepiękny. Spośród wszystkich dużych aren, na których byłem, takich, które mogą pomieścić więcej niż czterdzieści tysięcy ludzi, ten obiekt jest zdecydowanie najładniejszy. W pokonanym polu zostają między innymi Stadion Narodowy, Camp Nou czy rzymskie Olimpico. Wszystko, z zewnątrz, ale i od środka, jest czyste, schludne, wypieszczone i pachnące.

27044960_1557322957693030_1915153508_n

Jeżeli my, Polacy, szczycimy się gościnnością, to o Anglikach, tych mieszkających w Liverpoolu, można mówić tylko w takim samym tonie. Od momentu wejścia na stadion każdy czuje się bardzo komfortowo, bo wszystko jest wytłumaczone bardzo dokładnie, grzecznie, z uśmiechem na ustach. Pogoda za oknem kapryśna, non stop pada, a w obrębie Anfield każdy jest bardzo serdeczny i pomocny. Od pani sprzedającej bilety na stadion, po przewodników i ochroniarzy. To działa zdecydowanie na plus.

 

27043370_1557322951026364_1823792927_n

Stadion Liverpoolu od obiektu Evertonu dzieli… niespełna kilometr. Naturalną koleją rzeczy było dowiedzenie się, jak żyją ze sobą ludzie, którzy są po dwóch stronach barykady – tej czerwonej i tej niebieskiej. Nawet pani oprowadzająca nas po obiekcie, jedyną zgryzliwość wykazała, gdy… za szybą widoczne było Goodison Park. Poza tym – hollywodzki uśmiech. Każdy zakątek klubu został pokazany i omówiony. Grupa liczyla osiem osób i był to ostatni kurs po obiekcie w ciągu dnia, a warto dodać, że była to sobota. Nie miało to wpływu na zaangażowanie stewardów, za co należy się spory szacunek.27043360_1557322891026370_1359265073_n

27156922_1557322921026367_683822499_n

22554529_1557322931026366_1505319074_n

27044994_1557322907693035_419100637_n

Potem poszliśmy spacerkiem pod Goodison Park, to było około godziny 13, czyli dwie przed meczem Evertonu z West Bromwich Albion. Byliśmy trochę za późno, żeby zobaczyć któregoś z piłkarzy, ale stanęliśmy przy parkingu dla zawodników i widzieliśmy, jakimi samochodami przyjechali na mecz. Jeżeli takimi furami jeżdżą piłkarze angielskiego średniaka, to aż trudno sobie wyobrazić wozy graczy United, City lub Chelseaimg_3867-1

Klimat pod stadionem dwie godziny przed meczem? Biesiada. Muzyka, sporo ludzi jedzących tłuste i mokre od tłuszczu frytki, kiełbaska i piwo. Przedział wiekowy między sześć, a osiemdziesiąt sześć lat. Zablokowane ulice, ale… spokojnie. Widać, że co tydzień na stadion przychodzą ci sami ludzie, którzy dobrze się znają i fajnie czują się w swoim towarzystwie.

27152812_1557322901026369_2076319440_n

Potem pojechałem do Manchesteru pod stadion Etihad Stadium. Znowu – było pewnie z dwie godziny do meczu, a w wkoło było mnóstwo ludzi. Można było wejść w specjalną strefę, gdzie sprzedawano alkohol. Nie wiedzieć czemu, ale przypadkiem zaszedłem tam i skusiłem się na jedno piwo:)

PS. Legenda głosi, że koledze drugiemu od prawej kiedyś drgnęła powieka.

Podczas samego meczu Manchesteru City z Newcastle emocji było tyle, co podczas zbierania grzybów w połowie kwietnia – tam nie miało prawa się nic ciekawego wydarzyć. Gospodarze pewnie wygrali 3:1, choć pewnie mogli wygrać 5 albo 6 do 1 i nikt nie miałby prawa być zdziwiony. Zdziwiony za to byłem ja, gdyż na stadionie było… cicho. Gdyby zabrać kibiców gości, to całkiem możliwe, że na trybunach słychać byłoby burczenie w brzuchu Sergio Aguero. Nie tak sobie wyobrażałem mecz Premier League pod tym względem.

27265423_1557371107688215_1046866582_o

27044991_1557322834359709_1652829917_n

Co było ciekawe? Dużo było na meczu… kobiet i to takich w wieku 65-75 lat. Obok mnie siedziały dwie, które naprawdę dużo dały od siebie, by ich ulubieńcy wygrali. Do tego miałem wrażenie, że one naprawdę rozumiały, o co chodzi w piłce. Prawie jak polskie kobiety i temat spalonego – drogie panie, bez urazy!

27042990_1557322847693041_216344547_n

Niedziela była dniem zwiedzania Old Trafford, czyli stadionu Manchesteru United. Cały czas śledziłem, co dzieje się z Alexisem Sanchezem, który w tym samym czasie zmierzał w kierunku obiektu Czerwonych Diabłów, by sfinalizować swój transfer. Pytałem ludzi pracujących w klubie, czy wiedzą coś więcej, coś od kulis – nic, cisza, nikt nie chciał powiedzieć. „Nie możemy o tym gadać” – usłyszałem kilkukrotnie.

27157094_1557322864359706_1162100015_n27152982_1557322867693039_1040277099_n

27044725_1557322881026371_1615322473_n

Co spotkało nas podczas zwiedzania stadionu? Fotka z koszulką klubową, a potem… podpisanie kontaktu z Manchesterem United. 10 milionów funtów – nie ma tragedii:)

27042902_1557322854359707_1555840490_n

Co było najgorsze i najgłupsze w tej sytuacji – podobnych fotografii było zdecydowanie więcej, ale już z moim zdjęciem na tle stadionu w różnych konfiguracjach. Jedno takie zdjęcie kosztowało… 10 funtów, a cztery 20 funtów. Nikt przed nami i za nami nie wziął żadnej płatnej odbitki i zdecydował się tylko na darmowe zdjęcie. Niewykorzystane fotografie trafiły do kosza. Ekolodzy czytając to dostają gorączki.

Od przewodnika wycieczki dowiedziałem się, że usiadłem na miejscu… Jose Mourinho, a wcześniej Sir Alexa Fergusona na siedzeniach dla sztabu trenerskiego. Niby nic takiego, ale fajnie być w miejscu, które od pokoleń jest zarezerwowane dla najważniejszej osoby w klubie.27152623_1557322807693045_712146131_n

Nie mogło oczywiście zabraknąć fotki z przewodnikami po stadionie. Podobno w niedzielę oprowadzali 3940213. wycieczkę w swoim życiu.

27048417_931342903683650_41427255_o

Potem był sklep klubowy, a tam… wszystko. Zatrzymałem się przy tym. To jak, kto by się zdecydował ubrać swoją konsolę?

27043016_1557322827693043_107842229_n

Z powodu brzydkiej pogody w Manchesterze poszliśmy do hotelu, którego właścicielem jest… Ryan Giggs. Tam mnóstwo telewizorów, piłkarskich pamiętek, obrazów, plakatów. Wszystko o tematyce piłkarskiej. Nawet… kawka.

27044579_1557322817693044_1517272501_n

Trzydniowy wyjazd do Anglii to jeden mecz Premier League, dwa zwiedzone stadiony i jeden obejrzany, ale tylko z zewnątrz. Do tego piwko, koledzy, wieczorna FIFA i niedobre, tłuste jedzenie w angielskich barach.

Wielką Brytanię da się lubić.

 

 

KOMENTARZE