O pracy w Eleven i swoich początkach w Weszło. O fenomenie Mateusza Święcickiego, dociekliwości Krzyśka Stanowskiego i „reżyserze” Wiśniowskim. O złotej generacji chłopaków z Orange Sport, znajomości języków obcych i studenckich kombinacjach. O honduraskim wysłanniku w polskiej telewizji i faworytach Ligi Mistrzów. Młody-zdolny polskiego dziennikarstwa. Redaktor Weszło.com, komentator w Eleven Sport. Wywiad z Tomaszem Ćwiąkałą – zapraszam serdecznie!
Udzielałeś wywiadów pracując jako dziennikarz w Futbolnet.pl, potem jako redaktor w Weszło. Dziś spotykamy się, a Ty jesteś komentatorem w Eleven. Już nie tylko z Weszło jesteś kojarzony.
Tomasz Ćwiąkała: Identyfikuję się i z Weszło, i z Eleven. Myślę jednak, że w większości przypadków niewiele osób zwraca uwagę na to, kto napisze dany artykuł. Internauta wchodzi na daną stronę, czyta tekst, w głowie ocenia czy był on dobry, czy nie i szuka dalej. W telewizji jest raczej inaczej. Widz interesuje się tym, kto skomentuje dane spotkanie i kto wystąpi w roli eksperta. Tym bardziej w Polsce, gdzie obsada stanowiska komentatorskiego budzi bardzo wiele emocji.
Co masz na myśli? Ludzie, słuchający Szpakowskiego częściej wytężają słuch, żeby wychwycić jego błąd?
TĆ: W jakiejś części na pewno. Sam szczerze coraz rzadziej to czytam, bo szkoda psuć sobie humor. Mam nawet taką zasadę – jeden hejterski komentarz lub wyzwisko i od razu wyciszam delikwenta. Mówiąc o tym, nie mam oczywiście na myśli krytyki konstruktywnej. To zupełnie coś innego. Jestem otwarty na każdą sugestię i w sytuacji, gdy popełniam błąd, a ktoś mi go wypomni, to mam do siebie gigantyczne pretensje, bo jestem niesamowicie autokrytyczny, ale dziękuję za sugestię i biorę to na klatę.
Często po Tobie jadą?
TĆ: Coraz rzadziej, ale mam paru takich „dyżurnych”, którzy chcą złapać mnie na tym, że powiedziałem coś źle. Chociażby sytuacja sprzed kilku miesięcy. Komentowałem mecz Sportingu Gijon i opowiedziałem anegdotkę o środkowym obrońcy z tego klubu – Bernardo Espinosie, jakoby hiszpańska federacja była zainteresowana, aby dostał hiszpański paszport występował w reprezentacji La Furia Roja. Powołałem się na El Pais, czyli dosyć wiarygodne źródło i od razu powiedziałem, że w tych prasowych doniesieniach może i jest trochę prawdy, ale Hiszpania ma znakomitych defensorów i przydatność tego piłkarza w drużynie narodowej raczej jest wątpliwa. Wchodzę po meczu na Facebooka, a tam polski fanklub Sportingu Gijón – tak, jest takie konto – jedzie po mnie, że gadam głupoty i w ogóle to jakim cudem wymyśliłem, że Kolumbijczyk miałby grać dla Hiszpanii?! To jest dobre pytanie – jak mógłbym coś takiego wymyślić, gdyby to nie była prawda? Wtedy odpisałem, ale teraz coraz częściej uważam, że – jak mawia trener Lenczyk – nie ma sensu kopać się z koniem.
Napinacze.
TĆ: Nie zawsze. Kiedyś przygotowywałem się do meczu Realu Madryt, czytałem hiszpańską prasę, przejrzałem różne źródła i natknąłem się na artykuł o przedłużeniu kontraktu przez Keylora Navasa i kwocie, jaką miał zarabiać. Zabrnąłem w internecie tak daleko, dojechałem do jakichś dalekich stron, ale mało wiarygodnych, nie sprawdziłem dokładnie źródła i się pomyliłem. Mój błąd. Dlatego podczas meczu mam odpalony komputer, włączonego Twittera i w przerwie sprawdzam komentarze. Gdy popełnię błąd, to staram się go od razu korygować.
Wasz komentarz jest bardzo atrakcyjny dla kibica, który interesuje się piłką. Dużo jest fachowych określeń, anegdotek, historyjek. Łatwiej jest popełnić błąd i pomylić fakty chcąc przekazać odbiorcy bardzo dużo wiedzy.
TĆ: Staramy się mówić o rzeczach, które mogą mieć wpływ – czasem większy, czasem mniejszy – na przebieg meczu bądź dyspozycję piłkarzy. Przykładowo James Rodriguez miał ostatnio problemy z prawem. Dostał mandat za szybką jazdę, wysoką grzywnę – pewnie znasz temat. Jeżeli jest więc chwila czasu, by powiedzieć o tym, co działo się w życiu Jamesa, który rozgrywa bardzo słaby sezon, to dlaczego mamy o tym nie wspomnieć? Te wszelkie problemy przecież mogą odbijać się na poziomie jego gry. Chwalimy Benzemę, który jest w życiowej formie, pomimo słynnej afery taśmowej. Mówimy, że musi mieć twardy charakter i mocną psychikę, bo niezależnie od tego, co dzieje się w jego życiu prywatnym, potrafi się skoncentrować tylko na futbolu. Bebe z Rayo Vallecano powiedział kiedyś na łamach hiszpańskiej prasy, że strzału typu „spadający liść” nauczył go Nani. Dryblingu uczył się z kolei na ulicy i fakt, że nie był w akademii piłkarskiej tylko pomógł mu rozwijać technikę użytkową. Tak więc, jeśli ten Bebe strzeli bramkę z dystansu, a piłka dostanie dziwnej trajektorii lotu, to ja od razu wspomnę o tym wywiadzie, którego piłkarz kiedyś udzielił. Może i to jest oderwane od boiska, ale buduje pewien background wokół spotkania. Otoczkę wokół meczu – myślę i mam nadzieję, że telewidzowie to doceniają, bo research mamy naprawdę potężny, a zwykle wykorzystujemy wbrew pozorom jakieś 10 procent. Nigdy też nie miałem poczucia, że zagadałem mecz. Raczej wręcz przeciwnie. Usłyszałem zresztą od kogoś – być może od Janusza Basałaja – bardzo mądrą radę: jeżeli w trakcie komentowania zastanawiasz się, czy coś powiedzieć, czy to już byłoby za dużo, to nie mów.
Dla Kowalskiego jesteście trudni do zrozumienia.Włącza mecz raz na jakiś czas i po 15 minutach stwierdza, że nic nie rozumie.
TĆ: Bez przesady, staramy się robić to tak, żeby dobrze przy meczu czuł się fanatyk Realu, ale też pracownik fabryki, który po tygodniu ciężkiej pracy siada w weekend na kanapie, otwiera piwo i chce się wychillować. Wiedza przeciętnego sympatyka Realu czy Barcelony o tych dwóch zespołach jest na tyle duża, że czasami spotykam się z zarzutami, że „przecież to powszechnie znane informacje”. Moim zdaniem nie do końca, bo nie oglądają nas sami ludzie, którzy od rana do wieczora wertują strony o „Królewskich”, tylko też tacy, którzy włączą Real od czasu do czasu. Zasięg tych meczów jest jednak bardzo duży.
Czytałem kiedyś opinie, że zbyt dużo swojej wiedzy chcecie sprzedać podczas relacji.
TĆ: Też czytałem, ale moim zdaniem odpowiednie proporcje są mimo wszystko zachowane. Jak jest taki mecz, jak Valencia – Atletico, który toczy się w tak nieprawdopodobnym tempie, że piłkarz Ekstraklasy padłby na zawał, to ja zwyczajnie nie mam czasu na to, żeby opowiadać historii, że ojciec piłkarza robi to czy tamto. Mam przygotowany research, ale nie chcę go na siłę wykorzystać. Ostatnio wykorzystałem z pięć procent. Wbrew pozorom jednak na meczach Barcelony bywa często tak, że po 3, 4 strzelonych bramkach tempo lekko siada i żeby utrzymać uwagę telewidza, wtedy można opowiedzieć coś ciekawego, np. o akcjach peryskopowych Pique.
Mateusz Borek napisał ostatnio na twitterze, że Ćwiąkała jest niezwykle dobrze przygotowany do komentowania meczu, a jego komentarz jest profesjonalny i merytoryczny.
TĆ: Bardzo mi miło, jeżeli Mateusz w taki sposób wypowiada się na mój temat. Borek od lat jest numerem jeden jeżeli chodzi o polskich komentatorów i wcale nie mówię tego dlatego, że się znamy, tylko po prostu tak uważam.
Patryk Mirosławski zaproponował Ci pracę w Eleven?
TĆ: Tak. Spotkaliśmy się i to on mi zaproponował komentowanie. Już wcześniej słyszałem sugestie, że jakbym dostał szansę, to pewnie bym sobie poradził ze względu na dobry głos i że uchodzę za osobę profesjonalną. Z perspektywy czasu uważam, że warto było spróbować, mimo że dwa pierwsze mecze, które skomentowałem były bardzo słabe w moim wykonaniu. Później jednak zacząłem łapać, o co w tym chodzi. Po skomentowaniu paru meczów z kilkoma osobami zacząłem zwracać osobę na wiele elementów, jak intonacja, emocje. Widzę poprawę, ale cały czas się uczę.
Eleven to wciąż raczkująca telewizja na polskim rynku. W bardzo krótkim czasie jednak absolutnie zdominowaliście rynek.
TĆ: Powiem Ci szczerze, że sam jestem w szoku, że tak szybko to wszystko działa. Eleven dopiero niedawno weszło na rynek, a już jest niezwykle mocną stacją telewizyjną. Ja, jako kibic, nie jako dziennikarz tam pracujący uważam, że bardzo fajnie to wygląda. Miło się tego słucha. Nie interesowałem się nigdy specjalnie ligą włoską, ale teraz gdy mam wolne albo robię coś w domu, to włączam sobie Eleven i słucham jak Mateusz Święcicki opowiada o meczu. Sprawia mi to przyjemność, bo wiem, że jest to zrobione ultra profesjonalnie. I szczerze – nie da się tego zrobić lepiej.
Wcześniej Lipiński źle to robił w Canal+?
TĆ: Nie bardzo chcę się wypowiadać na temat ludzi z Canal+ bo wielu znam, bardzo lubię i cenię. Lipiński jest profesjonalistą o wielkiej wiedzy i sam osobiście cenię jego komentarz, ale nie zmieniam zdania. Uważam, że Święcicki obok Mateusza Borka jest obecnie najlepszym polskim komentatorem w Polsce. To moje zdanie i wypowiadam je nie dlatego, że razem pracujemy. Kiedyś robiliśmy w Weszło ranking najlepszych komentatorów i ja nie brałem w tym bezpośredniego udziału, ale lobbowałem, by przyznać Święcickiemu możliwie najwyższe noty w każdej kategorii. No bo czego nie ma Mateusz? Ma wiedzę, dobry głos, czyta grę, poczucie humoru. Jest komentatorem kompletnym.
Przeprowadzałem jakiś czas temu wywiad z Michałem Kołodziejczykiem, który powiedział, że Mateusz Święcicki to dziennikarska bestia. Wpada na pomysł o 2 nocy, wstaje, zapisuje go i rano zaczyna nad nim pracować.
TĆ: To jest maszyna. Ja kiedyś sam podliczyłem, ile meczów komentuje Mateusz i to jest nieprawdopodobne. Każda z jego relacji ma naprawdę wysoką jakość. Przygotowuje się i robi wszystko bardzo profesjonalnie.
Powiedziałeś o Mateuszu Święcickim. Do tego dodał bym jeszcze Łukasza Wiśniowskiego, Justynę Kostyrę. Orange Sport wygenerowało wielu dobrych dziennikarzy.
TĆ: Faktycznie, tam się udało stworzyć taką kopalnię talentów. Ja już wtedy widząc jak komentuje mecze Mateusz Święcicki i jakie materiały robi Wiśnia i jakiego nosa do newsów ma Tomek Włodarczyk, wiedziałem, że oni będą gwiazdami w tej branży. Wielokrotnie widywałem się z Wiśnią w Warszawie i namawiałem go do tego, by zrobił materiał o Osmanie Chavezie. Przekonywałem go, że ten zgodzi się na wszystko, co mu zaproponujesz i będziesz miał z tego świetny materiał. W końcu go przekonałem. Łukasz przyjechał do Krakowa z gotowym pomysłem na to, jak on to widzi. Na samym początku postanowił zrobić test Osmanowi, który miał udowodnić, że ten nie jest piłkarzem. Że nie chodzi na dziewczyny, nie pije, modli się i czyta Biblię. Druga część polegała na tym, że Chavez miał być reporterem honduraskiej telewizji Orange Sport, który przyjechał odwiedzić swojego rodaka do Krakowa. No i ten chodził z mikrofonem i zaczął pytać kibiców Wisły. Ci nie wiedzieli, że dziennikarz to Osman Chavez. Dali się wkręcić. Pytał o najlepszych piłkarzy Wisły. Słyszał odpowiedzi: Sobol, Melikson. Pytał o Chaveza, a oni zgodnie odpowiadali, że oczywiście też, ale wciąż byli nieświadomi tego, z kim rozmawiają. Gdy ja się dowiedziałem o samym pomyśle Wiśni, to byłem w szoku. Większość reporterów przyjechałoby na Reymonta, zrobiło kilka zdjęć piłkarzowi na trybunie, jakieś przebitki z meczu, w którym David Villa wkręca w ziemię Chaveza, setkę na odwal się i byliby zadowoleni, że mają fajny materiał.
Od początku wiedziałeś, że chcesz być dziennikarzem?
TĆ: Tak. Miałem gdzieś z tyłu głowy taki pomysł, żeby może pójść do pracy do korporacji, bo z dwoma językami obcymi gdzieś by mnie wzięli z pocałowaniem ręki, ale dziś pewnie byłbym tym znużony. Już na filologii bawiłem się w dziennikarstwo. Pamiętam jak kiedyś miałem wykorzystany limit nieobecności na zajęciach i poszedłem do Pani prowadzącej zajęcia i powiedziałem, że mnie nie będzie, bo mam umówiony wywiad z Juniorem Diazem po Hiszpańsku. Wątek ją zainteresował i skreśliła mi wszystkie nieobecności z miejsca. Innym razem nie mogłem być na jakimś egzaminie czy kolokwium, bo miałem umówiony wywiad z Jose Mari Bakero – wtedy trenerem Lecha Poznań. Poszedłem do wykładowcy i powiedziałem jak wygląda sytuacja i że nie ma szans, abym był wtedy na uczelni. Był w szoku, że będę rozmawiał z tym wielkim Bakero, którego on kilka lat temu podziwiał na piłkarskich boiskach. Umówiliśmy się tak, że miałem przynieść mu ten wywiad, gdy już będzie gotowy i o razu wszystko mi zaliczy. Tak wiec taką uczciwością i nie ściemnianiem radziłem sobie na uczelni, ale akurat z zajęciami praktycznymi z języka zawsze radziłem sobie bardzo dobrze. Reszta mnie nie interesowała.
Dziennikarstwo to ciężki kawałek chleba. Powiedziałeś kiedyś, że jeżeli ktoś w dziennikarstwie nie postawi wszystkiego na jedną kartę i nie zainwestuje w siebie to trudno mu będzie zaistnieć. Wielu młodych dziennikarzy przez pierwszych kilka miesięcy poświęca się, a potem jednak rezygnuje, bo nie ma z tego wymiernych korzyści.
TĆ: Ja bardzo długo – jeszcze przed Weszło – pracowałem za bardzo niewielkie pieniądze i nie raz zdarzało się tak, że sam inwestowałem w siebie z nadzieją, że to kiedyś przyniesie korzyść. Poleciałem kiedyś do Eindhoven do Marcelo, mimo że nie miałem w tamtym czasie zbyt dużo pieniędzy. Tak samo gdy byłem w Porto na wakacjach. Nikt mi nie kazał robić z nim wywiadu z Pawłem Kieszkiem, ale ja tego chciałem. Potem, gdy już byłem w Portugalii, to Paweł do mnie zadzwonił i powiedział, że ma zaproszenia na mecz Porto i zapytał czy nie chcę pójść z nim na spotkanie. Oczywiście się zgodziłem. Dla mnie to była super sprawa, że mogłem tam być, usiąść przy rodzinie Heltona, znanego bramkarza i niedaleko selekcjonera reprezentacji Portugalii. Mnie to zwyczajnie kręciło. Sprawiało mi przyjemność. Myślę, że jak ktoś nie czuje do tego pasji i nie jest kibicem, to ciężko jest uprawiać ten zawód.
Czy dziennikarz musi umieć pisać?
TĆ: Janusz Basałaj powiedział mi kiedyś, że jeżeli dziennikarz prasowy wchodzi do komentowania, to jest mu o tyle łatwiej, że przez pisanie musiał starać się, by jego język był poprawny i nie było powtórzeń. Myślę, że coś w tym jest.
Ciężko Ci było przestawić się na charakter pisania Weszło?
TĆ: Ciężko było, bo wcześniej starałem się pisać w poprawny sposób, taki, jaki jest z góry narzucony. Wiedziałem, że tam wymagania będą inne. Szczerze mówiąc to bardzo się obawiałem czy dam sobie radę z przedstawieniem mistrzostw świata w Brazylii. Wiedziałem, że językowo sobie poradzę, ale nie byłem pewny czy ja się nadaje do pisania takich reportaży. Myślę, że to wyszło w miarę ok. Przestawienie się na charakter Weszło nie było łatwe. Gdy w innej gazecie skończysz tekst cytatem trenera, to nikt nie widzi w tym żadnego problemu. W Weszło by to nie przeszło. Powinien być jakiś komentarz, puenta czy cięta riposta.
Czy styl Weszło, to styl Krzyśka Stanowskiego?
TĆ: Zdecydowanie tak. Nie ograniczałbym jednak tego tylko do Krzyśka. Weszło poszło bardzo wielotorowo. Czytam czasami, że jesteśmy piłkarskim Pudelkiem. Nie wchodzę w polemikę z takimi kibicami, ale gdy ktoś nazywa nas piłkarskim Pudelkiem, to niech mi pokaże drugie takie miejsce, w którym jest tyle wywiadów, tyle reportaży. Generalnie bardzo dużo treści. Widzę, że na poważnych stronach – bez wskazywania palcem – coraz częściej zdarzają się artykuły typu „galeria dziewczyny Barry’ego Douglasa. HOT”. 30 slajdów i każde zdjęcie jest takie samo. Ja sobie tego na Weszło nie przypominam. Było oczywiście coś w stylu „Jak piłkarze spędzają święta?”, ale to były święta i wszystko było na jednej stronie, bez przewijania. Moim zdaniem z wszystkich mediów piłkarskich w internecie to Weszło jest najmniej pudelkowe.
Potraficie jednak zrobić cztery artykuły z jednego zachowania Drągowskiego w meczu z Lechią.
TĆ: To jest granie tematem i pokazywanie go na wielu płaszczyznach. Ja nie widzę w tym nic złego. Oczywiście, że będą się pojawiały komentarze, że chcemy wycisnąć maksa z jednego tematu, ale ja nie dostałem nigdy sygnału z góry, że mam o czymś nie pisać, bo to się nie kliknie.
Stano to najlepiej piszący dziennikarz w Polsce?
TĆ: Dla mnie zdecydowanie. Bezkonkurencyjnie. Pewnie pojawią się komentarze, że się podlizuje do swojego szefa, ale po pierwsze – mamy koleżeńskie relacje, po drugie – nawet gdyby mnie wyrzucił, to dalej będę tak uważał.
Czego nauczył Cię Krzysiu Stanowski w przeprowadzaniu wywiadów? Uchodzisz za dziennikarza, który bardzo dobrze radzi sobie w przeprowadzaniu wywiadów.
TĆ: Krzysiek jest bardzo bezpośredni, potrafi skutecznie drążyć temat. Może zabrzmi to dziwnie, ale on nie bał się zadawać z pozoru – choć pewnie to źle zabrzmi – banalnych pytań, takich, jakie zadałbyś koledze przy piwie. Doprowadzały one jednak do znakomitych odpowiedzi. Wielu dziennikarzy ma tak, że przygotuje sobie listę pytań i po kolei je odhacza w trakcie wywiadu. Przy finalizowaniu rozmowy z Andrzejem Iwanem uznaliśmy, że przelecimy wszystkich jego kolegów i dopytamy czy aby na pewno nie wiąże się z nim jakaś historia. Albo zapytaliśmy czy pamięta mecz z Arką Gdynia, który grali kiedyś tam. I znowu do głowy wpadła jakaś anegdotka. Krzysiek ma trochę łatwiej przeprowadzić wywiad, bo on jest bardzo szanowaną osobą w tym środowisku. Startuje z pole position.
Kiedyś Twój kolega nazwał Cię człowiekiem „od stu wywiadów z Juniorem Diazem”. Poznałeś chłopaków z Hiszpanii, Portugalii, z Ameryki Południowej. Powiedz mi jakie różnice Ty widzisz między ich zachowaniami, a mentalnością polskich piłkarzy?
TĆ: Jeżeli mówimy piłkarzach z tych krajów, które wymieniłeś, to w 99% przypadków to są mega sympatyczni, otwarci ludzie. Idziesz z nimi na kolację czy na kawę i najzwyczajniej miło spędzasz z nimi czas. Bije od nich pozytywna energia. Nie miałem takiego celu, żeby się z nimi zakumplować, żeby wynosili mi jakieś informacje z szatni. Zwyczajnie lubiłem spędzać z nimi czas, bo dobrze się z nimi gadało, a ja byłem dla nich trochę łącznikiem ze światem. Przekazywałem im informacje, o których oni zupełnie nie mieli pojęcia. Z tych kontaktów z piłkarzami z Ameryki Południowej do tej pory mam dobre relacje. Wczoraj na przykład napisał do mnie Romell Quioto: „hej, brate, co tam”, bo wiślacka grupa z Serbii zawsze mówiła do niego „brate”. To nie jest dla mnie kontakt zawodowy i nie traktuje rozmów z nimi jako temat na newsa, ale po prostu kolegowaliśmy się i gdzieś w dalszym ciągu mamy ze sobą pozytywne relacje.
Już Ci mówię dlaczego zapytałem. Też chodzę na mecze, mam okazję rozmawiać z piłkarzami i często Ci ludzie mają w dupie dziennikarza. Wychodzą do mediów jakby za karę, nie chcą pogadać. Każde pytanie jest dla nich niewygodne, a jak już dostajesz odpowiedź, to jest ona banalna.
TĆ: Jakiś czas temu usłyszałem, że Maciej Makuszewski obraził się na nas i nie chciał umówić się z kimś z Weszło na wywiad. Kopara mi opadła. Lechia zawodziła, jechaliśmy po Sebku Mili, że nie gra, że nie zasługuje na grę w reprezentacji, że jego gra momentami wygląda bardzo źle, a obraził się Makuszewski, na którego nie napisaliśmy złego słowa. Sam wielokrotnie zajmowałem się pisaniem o Lechii i mimo że drużyna grała poniżej oczekiwań, zespół przegrywał mecz za meczem, to Makuszewskiego nie sposób było nie chwalić za grę. Był aktywny, strzelał ważne bramki, brał ciężar gry zespołu na swoje barki. Nagle dowiaduję się, że on nie chce gadać. Nie chcę otwarcie mówić, co sądzę na temat takiego postępowania. A Mila, który miał pełne prawo mieć nas w dupie, bez problemu odebrał telefon, umówiliśmy się na obiad i wywiad. To wynika z charakteru zawodnika. Klasy nie kupisz. Mila zawsze ją miał.
Problem z udzielaniem wywiadów mają młodzi piłkarze. Ich odpowiedzi są szablonowe i cudem można otrzymać odpowiedź inną od zakładanej.
TĆ: Młodym piłkarzom akurat się nie dziwię, bo oni boją się podpaść. Nie czują się pewni, wolą się nie wychylać, bo nie chcą stracić tego, co już udało im się osiągnąć. W wielu przypadkach jednak to wina dziennikarzy, którzy pytają o tak oczywiste rzeczy, że ciężko jest odpowiedzieć w sposób oryginalny. Gdy ja widzę pierwsze pytanie, które jest wyświechtanym sloganem, to od razu przestaje czytać resztę artykułu. Starsi piłkarze nie mają problemu, by powiedzieć coś ciekawego, ale ja, gdy rozmawiam z kimś młodym, to staram się mu uświadomić, że skoro doszedł do jakiegoś tam poziomu, na który dostaje się jeden piłkarz na kilka tysięcy, to w jego życiu musiała być jakaś ciekawa historia. I tak okazuje się, że Patryk Lipski, z którym ostatnio gadałem ma obsesję profesjonalizmu i trenuje 20 razy w tygodniu, a Alan Uryga wychował się na Nowej Hucie i wypisywano mu na bloku „Uryga Ty Cwelu”. Przykłady te pokazują, że każdy idzie przez swoje życie w sposób, który potrafi zaciekawić. Trzeba go tylko odkryć i właściwie przedstawić. Uważam, że to pokolenie piłkarzy, które teraz wchodzi do futbolu, to naprawdę bardzo świadomi ludzie.
Pomysłem na biznes byłoby założenie agencji, która będzie dbała o właściwy PR dla młodych piłkarzy.
TĆ: Wiesz co, oni też są wpatrzeni w zagranicznych piłkarzy i widzą też, że można dosyć łatwo zbudować swój wizerunek. Patrzą na profesjonalistów, Lewandowskiego czy Krychowiaka i myślę, że dzięki temu młodym piłkarzom poszerzyli horyzonty nie tylko na to, jak należy trenować, ale również jak prowadzić się poza boiskiem. Czytają każde ich wywiady i próbują naśladować ich zachowania.
Tak się powinno robić – naśladować najlepszych.
TĆ: Oczywiście. Gdy rozmawiam z piłkarzami z Hiszpanii to rzeczą, która ich wyróżnia na tle Polaków, jest nieprawdopodobna wiedza pod względem taktycznym. Nie wiem czy nie wynika to przypadkiem z różnic językowych. U nas jest „środkowy pomocnik”. Czasami występuje podział na defensywnego i ofensywnego. W języku hiszpańskim masz podział na volante, interior, mediapunta, enganche, pivot. Ostatnio czytałem wywiad z Augusto Fernandezem, który przeszedł z Celty do Atletico Madryt tylko na temat taktyki. Miałem wrażenie, że czytam wywiad z profesorem od zarządzania futbolem na uniwersytecie w Buenos Aires. Ostatnio rozmawiałem też z Airamem Cabrerą z Korony Kielce i odczułem to samo. Ma ogromną wiedzę i poziom dyskusji z takim zawodnikiem jest dużo wyższy i to wychodzi z tego, że on proponuję tak mądrą, profesjonalną dyskusję.
Miałeś czasami dylemat, czy zrobić mało ciekawy wywiad z – powiedzmy – Jackiem Krzynówkiem, który ma głośne nazwisko i dużo osób to kliknie, a wywiadem z kimś bez nazwiska, który się słabo kliknie, ale jest ciekawym człowiekiem i można z nim fajnie pogadać?
TĆ: Ja najzwyczajniej w świecie nie mam takich rozliczeń. Jeżeli ktoś mi sugeruje, że ja piszę pod kliknięcia, to pudło. Zwyczajnie nie ten adres. Wolę pogadać z Urygą, którego potencjalnie nikt nie kliknie niż zrobić setną nudną rozmowę z tym samym gościem, który ma duże nazwisko.
Nie masz takiego nacisku z góry?
TĆ: Nie. Wręcz przeciwnie. Ma być dobra treść. Wiadomo, że jak jadę do Gdańska i zastanawiam się z kim mogę pogadać, to wolę Sebka Milę, bo on zawsze ciekawego powie i uważam, że to może być dobry materiał. Gdy robiłem wywiad z Gersonem, z którego byłem zadowolony, to czułem, że on nie będzie się dobrze klikał. Liczba wątków, które można było poruszyć była jednak imponująca. Praca pod skrzydłami Cholo Simeone, pobyt w PSV – mało który ligowiec może się czymś takim pochwalić. Rozmowa przeszła przez echa, a moim zdaniem była jedną z moich lepszych w poprzednim sezonie.
Masz kumpli wśród polskich piłkarzy?
TĆ: Przyjaciół nie mam. Mam z wieloma zawodnikami pozytywny kontakt, ale ja też nie szukam przyjaciół na siłę. Nie nadwyrężam znajomości, żeby dzwonić co tydzień na zasadzie: „cześć Piotrek, jak ci się grało? Zdrowie dobrze?”.
Powiedz mi skąd wziął się pomysł, żeby interesować się futbolem południowoamerykańskim. Zaczęło się to dopiero w momencie, gdy nauczyłeś się hiszpańskiego i portugalskiego czy od zawsze chciałeś wiedzieć co słychać w Kostaryce, Boliwii i Chile?
TĆ: W szkole średniej miałem zajęcia niemieckiego. Gdy patrzyłem na ten język, to zwyczajnie odechciewało mi się wszystkiego. Coś tam rozumiałem, potrafiłem wywnioskować z tekstu jego znaczenie, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Postanowiłem wtedy, że zapiszę się na lekcje prywatne z języka hiszpańskiego. Miałem mega wyluzowanego nauczyciela. Sposób, w jaki prowadził zajęcia zachęcał mnie do dalszej nauki. Nie było non stop gramatyki, tylko praktyczne zajęcia. Wkręciłem się i zacząłem czytać Marcę, ściągałem mecze, zacząłem wyłapywać pojedyncze zwroty i je rozumieć. Zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Uważam, że jeżeli coś Ci się podoba to jesteś wstanie nauczyć się tego 100 razy szybciej. Postanowiłem pójść na filologię hiszpańską, ale zabrakło mi kilku punktów, a akurat zaczął się boom na ten kierunek. Wybrałem filologię portugalską, bo była mniej oblegana. Zbliżały się mistrzostwa świata w Brazylii, więc stwierdziłem, że to była dobra decyzja.
Czy czujesz się ekspertem od południowoamerykańskiego futbolu?
TĆ: Nie lubię słowa ekspert.
A ilu jest ekspertów od futbolu południowoamerykańskiego w Polsce? Kogoś cenisz za wiedzę w tym kierunku?
TĆ: Trudno mi powiedzieć.
Komu kibicujesz?
TĆ: To jest temat rzeka. Ostatnio na Weszło panuje spora nagonka, że mamy niby kompleks Wisły i Śląska. Nie wiem do końca na czym to polega. Wisła to de facto jedyny klub, na którym się wychowałem. Siedziałem jako młody chłopak na najbardziej fanatycznym sektorze przy Reymonta – to jedyny klub, o którym mogę tak powiedzieć. Kumplowałem się z piłkarzami Wisły i kiedy ostatnio powstała akcja „Wisła to taka historia”, to natychmiast zadzwoniłem do Marcelo, żeby się tym zainteresował. Zwyczajnie nie chciałbym, by tak wielki klub upadł. Niech kibice – zwłaszcza tzw. bokserzy Neostrady z komentarzy – spojrzą na to z zewnątrz. Który polski klub jest obecnie najgorzej zarządzany? Wisła. W którym klubie jest najwięcej patologii? W Wiśle. Który klub najbardziej zawodzi? Wisła. Kto zwolnił trenera w kuriozalnych okolicznościach? Śląsk no i Wisła. Dziękuję. Sympatie i antypatie nie mają tu nic do rzeczy, bo antypatii nie czuję do żadnego polskiego klubu. Do poszczególnych osób oczywiście tak, ale nie do klubów.
A w Europie?
TĆ: Przez to, że Stano jest zadeklarowanym kibicem Barcelony, to mnie w pewien sposób z nim łączą. Uwielbiam oglądać grę Barcelony, ale gdy dobrze gra Real, to też się tym zachwycam. Po takim meczu Królewskich jak ostatnio z Celtą Vigo dostałem mnóstwo wiadomości, że bliżej mi do Madrytu, niż do Barcelony. Wcześniej jak Barca gromiła kolejnych rywali, to niby sympatyzowałem z Katalończykami. Tak naprawdę to ja zawsze mówiłem, że w Primera Division kibicuje Grześkowi Krychowiakowi. Znam go, śledziłem jego karierę od początku i zwyczajnie go lubię.
Ale jak jest Gran Derbi to jesteś biały czy bordowo-granatowy?
TĆ: Uwielbiam oglądać takie mecze. W tym momencie Barcelona gra futbol nieprawdopodobny, ale to są fakty, nie moja opinia. Mi najbardziej imponuje to, co w ostatnich latach dokonało się w Atletico. To nie oznacza jednak, że im kibicuję.
A kto jest kluczowym piłkarzem w grze Barcelony?
TĆ: Moim zdaniem najinteligentniejszym piłkarzem na świecie, poza Messim, jest Sergio Busquets. Trzeba być krótkowzrocznym, żeby nie zauważyć, co ten gość robi na boisku. Sam Vicente del Bosque powiedział kiedyś na jednej z konferencji prasowych, że jakby ponownie miał grać w piłkę i mógł wybrać sobie, którym chciałby być piłkarzem, to zdecydowanie wybrałby właśnie Sergio.
Masz parcie na szkło?
TĆ: Lubię telewizję. Nie krępuje się przed kamerą. Jeśli ktoś mnie zaprosi do studio, a będę miał akurat chwilę wolnego, to na pewno przyjdę. Priorytetem jest jednak Weszło i Eleven.
