Infomacja o tym, że Maciej Sulęcki zawalczy podczas gali w Zakopanem, która odbędzie się 8 kwietnia, była dla wielu osób szokiem. – Jak to, Sulęcki w Zakopanem? Przecież on tyle mówił w ostatnim czasie o kontynuowaniu kariery w Stanach Zjednoczonych. A jednak. „Nosalowy Dwór”i Michi Munoz – to kolejny przystanek na drodze popularnego Stricza. Czy słuszny?

Długa przerwa.

18 czerwca 2016 – to dzień, w którym ostatnim razem Sulęcki wyszedł do ringu. Od tamtego momentu Striczu w oficjalnym pojedynku nie wystąpił, co dla wciąż młodego pięściarza nie jest dobre. Konkretów w sprawie jego kolejnych ringowych wojen zbyt wielu nie było. Nazwisko 28-letniego Polaka po tym zwycięstwie zaczęło coraz więcej znaczyć na amerykańskim rynku, więc pięściarz zaczął balansować pomiędzy najlepszymi na świecie, a tymi, którzy nie mają w boksie nic do powiedzenia. Na Gołowkina, który jest jego celem numer jeden jeszcze za szybko, na kelnerów spod dyskoteki w Malborku nie ma już po co wracać. Stąd przerwa – długi rozbrat z boksem chłopaka, który podkreśla, że jego celem jest zdobycie pasa mistrza świata. Striczu chciał pójść za ciosem, by jeszcze pod koniec 2016 roku stoczyć kolejną walkę. Tak się jednak nie stało, a czas nieubłaganie mijał. Stąd trzeba było decydować na konkretne działania. Padło na Zakopane i – jak sam Sulęcki podkreśla – przystanek w drodze na szczyt: Jeśli ktoś nie boksuje, to się nie rozwija. Nie mam nic przeciwko temu, żeby stoczyć pojedynek w Polsce. 10 miesięcy przerwy to zdecydowanie zbyt długo. Musiałem się ugiąć i stąd gala w Zakopanem. Mimo że mój rywal nie jest zbyt bardzo wymagający, to dostrzegam mały kroczek do przodu dzięki tej decyzji – to wypowiedź Sulęckiego w rozmowie, którą odbyliśmy dziś przez telefon.

 

By nie powielić przypadku Artura Szpilki.

Sulęcki powiedział o tych 10 miesięcach rozbratu z boksem i od razu nasuwa mi się przypadek Artura Szpilki. Były pretendent do tytułu mistrzowskiego również od dłuższego czasu szykowany jest do powrotu na ring. Problem w tym, że minęło już prawie 15 miesiący od walki z Deontayem Wilderem, a Szpila nie zna ani rywala, ani daty kolejnego pojedynku. Jeszcze niedawno pięściarz z Wieliczki celował w Breazeale, Washinghtona i Monsoura, ostatnio prężnie dyskutowano na temat Adama Kownackiego, a teraz odnoszę wrażenie, że Szpila zawalczyłby z kimkolwiek. Ambicje i rządania finansowe Artura przestają mieć w tym wypadku znaczenie, bo – znowu – wciąż młodemu bokserowi brakuje kontynuacji kariery. Sulęcki decydując się na walkę z dużo niżej notowanym przeciwnikiem rdzy, która powoli zaczyna na nim osiadać, pozbędzie się.

Tak przynajmniej twierdzi Dariusz Sęk, czyli jego bardzo dobry kolega: – Maciek dzięki tej walce zrzuci z siebie trochę rdzy. Bardzo dobrze, że stoczy kolejny pojedynek, bo będzie musiał się do niego przygotować, przepracować sumiennie okres przygotowawczy, a walka zawsze jest lepsza od treningu. Tego nie można porównywać. Przerwę miał sporą, a chciał walczyć. Czasu w sporcie nie da się oszukać. Rok stracony w przypadku pięściarza, młodego pięściarza, to bardzo dużo. 

suleckiradosc1

Meksykańska krew.

Wiele osób wyśmiewało rywala Sulęckiego, czyli Michi Munozę. 35-letni pięściarz legitymuje się rekordem 25-6-0, co przy bilansie Maćka (23-0-0) wygląda co najwyżej przeciętnie. Munoza w latach 2011-2016 zrobił sobie przerwę od boksu i między liny nie wyszedł ani razu. Podczas jego ostatniego pojedynku, w sierpniu 2016 roku, w przeciwnym narożniku stanął Felipe Macias, który stoczył jak do tej pory 10 walk, z czego… wszystkie przegrał. Munoza znokautował swojego oponenta w pierwszej rundzie.

Sam Striczu zauważa jednak, że Munoz może nie być tak łatwym rywalem, jak wydaje się wielu kibicom. Kluczowe w tej sytuacji może być jego… pochodzenie.

„Lepszy jest słaby Meksykanin ze średnim bilansem, który nie jest nikomu znany niż dobry Europejczyk. Wydaje mi się, że to nie będzie aż taki łatwy przeciwnik, jak wszyscy myślą. Jestem dobrze przygotowany i wiem, że to wygram, ale on na pewno nawet przez chwilę nie odpuści.”

Tym samym tokiem rozumowania idzie Sęk, który na temat meksykańskich pięściarzy ma wyrobione zdanie: – Na pewno pojedynek z Meksykaninem nie będzie łatwy. Pamiętam doskonale sytuację Krzyśka Szota, który mierzył się jeszcze w boksie olimpijskim z Meksykaninem. Obserwowaliśmy go na tarczy i on nie wiedział dokładnie jak należy wyprowadzać ciosy. Zostawił jednak w ringu tyle serca, był tak szybki, wywierał presję, walczył na dużej intensywności, że mimo tego, iż Krzysiek wygrał tę walkę, to był bardzo zmęczony i prawie po niej wymiotował. Wcale niepowiedziane, że to będzie łatwa przeprawa.

 

Pieniądze w tym wypadku nie grają roli.

„Może ten mój spokój wynika z tego, że ja nie miałem w życiu dużo pieniędzy za dzieciaka? Nie było lekko i teraz nie jestem łakomy na miliony dolarów. Doceniam to, co mam, bo nie mam źle. Czy mogę mieć lepiej? Pewnie, że tak. Nie chcę po prostu zbyt szybko podejmować pewnych decyzji, które wymagają spokoju i wyrachowania.” – To wypowiedź Macieja Sulęckiego odnośnie pieniędzy z 6 stycznia tego roku. Do tematu wróciliśmy w naszej rozmowie telefonicznej, bo odniosłem wrażenie, że Striczu naprawdę w pierwszej kolejności stawia na rozwój sportowy. Wszystko, co dookoła, jest ważne, ale nie najważniejsze. Nie ukrywajmy – w Zakopanem Sulęcki zbyt wiele nie zarobi. Zestawiam to oczywiście z wynagrodzeniami, z którymi już miał do czynienia w przeszłości podczas gal w Chicago czy Nowym Jorku.

„Ja nie chcę wygórowanych kwot. Chcę zarobić uczciwie. Jeżeli wyjdę do Gołowkina, to chcę otrzymać wypłatę, która jest do tego adekwatna. Na walce z Munozą chcę zarobić tyle, ile uczciwie się płaci za pojedynek z Munozą. Niedorzeczne byłoby stwierdzenie, że chcę otrzymać za Gołowkina pięć milionów dolarów. To byłoby abstrakcyjne. Znam realia, nie wymagam cudów. Narażam swoje zdrowie walcząc i chcę, aby moje zarobki były uczciwe. Nic więcej.”

Znowu – pytamy o stosunek Sulęckiego do pieniędzy Dariusza Sęka: – U Maćka pieniądze nie grają pierwszoplanowej roli. Sukces sportowy jest w tym wypadku najważniejszy. Nastawił się na to, że będzie w przyszłości mistrzem świata. Robi wszystko, żeby tak właśnie się stało. Prędzej czy później dostanie swoją szansę i wtedy na pewno ją wykorzysta.

suleckikonfa1

Faworyt, który nie może przegrać.

Sam Sulęcki przekonuje, że jest w bardzo dobrej formie: – Z każdym dniem czuję się coraz lepiej. Jestem w zajebistej formie. Bardzo dobrze się przygotowuję, nie mogę się doczekać tego pojedynku. Nie skreślam mojego przeciwnika, ale ja znam swoją wartość i wiem, że jestem najlepszy na świecie. Bardzo chciałbym zmierzyć się z kimś lepszym, najchętniej z kimś najlepszym na świecie, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Muszę przyznać szczerze, że nie patrzyłem na kursy u bukmacherów na ten pojedynek, ale jedno jest pewne – Sulęcki będzie murowanym faworytem do zwycięstwa. Boks jednak – tu nie odkryję Ameryki – niejedno już widział.  Na moje pytanie, czy nie lepiej byłoby Maćkowi przewalczyć kilka rund, by móc się sprawdzić, Striczu odpowiedział krótko: – Zobaczymy, co będzie w ringu. Za nadgodziny mi nie płacą.

 

Czy jest sens walczyć w Zakopanem takiemu zawodnikowi jak Maciej Sulęcki?

Pytanie, od którego rozpocząłem swoje rozważania. Czy Sulęcki dobrze robi walcząc na małej gali za niezbyt duże pieniądze ze średniej klasy rywalem?

Najpierw wypowiedź Macieja Miszkinia, komentatora i eksperta Polsatu Sport: – Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Walka ma sens dla Sulęckiego, bo lepiej walczyć z nikim niż trenować po nic. Kolejny raz znajdzie się między linami i znowu zarobi. Mniej, niż zawodnik z jego poziomu powinien, ale jednak. Walka ma sens dla promotora. Zwycięstwo umocni Sulęckiego w rankingach, mimo przeciętności oponenta. Specyfika gali „do kotleta” jaką jest event w Nosalowym Dworze powoduje, że stratny nie będzie również kibic, który się tam wybiera. Jest to raczej rozrywkowa forma spędzenia czasu w jednym z najbardziej popularnych miejsc turystycznych w Polsce. Najmniej zyska tu chyba telewizja, bo w jej interesie jest zadowolić widza, a ten w Polsce jest coraz bardziej wyedukowany, jeśli chodzi o boks zawodowy. Staje się przez to coraz bardziej wybredny.

 

O zdanie na ten temat zapytałem również Krzysztofa Kwaśnego z To Jest Boks:

„Maciej Sulęcki pomimo tego, że czeka go „szybka robota” w Zakopanem, powinien walczyć. Dlaczego? Oczywiście dla pieniędzy, które pewnie wielkie nie są, ale „lepszy rydz niż nic”. Po drugie, miał długą przerwę i taki sparing w warunkach małej gali na pewno mu nie zaszkodzi. Po trzecie, w celach marketingowych. Jeśli popularny „Striczu” w efektowny sposób znokautuje swojego rywala, to potem może w wywiadzie telewizyjnym wygłosić jakiś głośny apel do swoich promotorów, że jest gotów na najcięższe wyzwania.”

A teraz, finalnie, moje zdanie.

Sam wybór przeciwnika, który pewnie mógłby być zdecydowanie lepszy, oraz miejsce, w którym odbędzie się gala, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Maciej Sulęcki ZNOWU ZAWALCZY. Wyjdzie do ringu, stanie na przeciw rywala, który również będzie chciał wygrać. Poczuje dreszczyk emocji, stanie na wadze, przygotuje się do pojedynku i będzie w głowie przygotowywał się do kolejnego wyzwania w swojej sportowej karierze. Dla młodego wciąż pięściarza nie ma nic gorszego od przerwy w karierze. Zwłaszcza, że w tej sytuacji mówimy o przerwie niewymuszonej. Nawet najgorsza walka jest lepsza niż najlepszy trening (celowe masło maślane). Striczu pokazał tym samym, że sport jest u niego na pierwszym miejscu. Liczy się tylko rozwój jego bokserskich umiejętności. Patrząc przez pryzmat jego kariery, najrozsądniejsze moim zdaniem byłoby przewalczenie pełnego dystansu. Uważam, że wygranie pojedynku w pierwszej rundzie mniej da Sulęckiemu, niż wygranie go w rundzie ostatniej. Nabrałby dzięki temu jeszcze więcej doświadczenia. W perspektywie potencjalnych walk z Gołowkinem czy Jacobsem każda przewalczona runda działa na plus.

Czy walka Sulęckiego w Zakopanem 8 kwietnia ma sens?

Tak, zdecydowanie. Jestem trzy razy na tak.

suleckicios1

KOMENTARZE