Zapraszam do długiej i szczerej rozmowy z Piotrem Zeszutkiem. O kontuzji, z którą zmagał się przez 9 miesięcy i celach na ten sezon. O zmianie warty w narodowej reprezentacji i polskiej myśli szkoleniowej. O planach na przyszłość i Posnanii Poznań. Zapraszam!
Długo Cię nie było na ligowych boiskach. 9 miesięcy musiałeś zmagać się z kontuzją. W sobotę zaliczyłeś pierwsze spotkanie po tej przerwie. Powiedz, jak się czujesz?
Piotr Zeszutek: 9 miesięcy to szmat czasu. Dobrze się to wszystko potoczyło. Książkowo pauza po kontuzji tego typu trwa 9 miesięcy, ale wielu sportowców wraca po 6. Często jednak odnawiają się im urazy i de facto rozbrat ze sportem zamiast się skrócić, trwa jeszcze dłużej. Ja byłem spokojny, bo wiedziałem, że nie ma gdzie się spieszyć, a jak wiadomo – zdrowie jest tylko jedno.
Zanim dojdziesz do optymalnej formy, to też trochę czasu musi upłynąć. Mówią, że może nawet drugie tyle sportowiec potrzebuje, by wznieść się na swój maksymalny poziom.
PZ: Przesada, nie wierzę w to. Była szansa, żebym wrócił szybciej do sportu. Może inaczej – gdybym zagrał pierwsze spotkanie wtedy, gdy noga mnie już zupełnie nie bolała, to miałbym już za sobą 3/4 mecze. Ja jednak ze spokojem czekałem na odpowiedni moment.
Nie było „gorącej głowy”?
PZ: Nie. Ja jestem spokojny. Uważałem, że nie ma sensu się spieszyć.
No i rozegrałeś drugą połowę w meczu z Arką w sobotę. Dobry mecz w wykonaniu Ogniwa i zwycięstwo w bardzo ważnym dla was meczu. Jak ty się czułeś?
PZ: Jeżeli chodzi o nogę to wszystko było w porządku. Nie boli mnie w ogóle. Jeżeli chodzi o psychikę, to również nie było strachu przed tym, że coś może mi się stać.
Była blokada w głowie?
PZ: Nie, serio. Poszedłem z jedną akcją, zaszarżowali mnie metr przed polem punktowym, a przed kontuzją pewnie byłbym w stanie zrobić ten krok więcej i zdobyć punkty.
Też Twój powrót przypadł na dobre spotkanie, czyli derby z Arką.
PZ: Wygrany mecz derbowy, mój powrót po kontuzji – same plusy.
A jak skomentujesz występy z tego sezonu Ogniwa w Ekstralidze? Po raz pierwszy w swojej karierze musiałeś przyglądać się temu wszystkiemu z perspektywy obserwatora, a nie zawodnika.
PZ: Celem na ten sezon było wejście do najlepszej czwórki. Wiadomo jednak, że nie chcemy zająć miejsca tuż za podium, tylko zdobyć medal. Jesienią wyglądało to naprawdę bardzo obiecująco. Potem pojawiły się kontuzje, ktoś wyjechał, nie mógł być na meczu i nie wyglądało to tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Niektórzy trenują więcej, inni mniej, ale do nikogo nie możemy mieć pretensji. Wiesz przecież o czym mówię. Do meczu z Lechią nie przystąpiliśmy w pełni formy i efektem tego była nasza porażka. Pojawił się strach przed Lechią, bo wiedzieliśmy, że pewnego swojego pułapu nie jesteśmy w stanie przeskoczyć.
Ale obawiacie się tej Lechii, z którą dwukrotnie wysoko przegraliście? Bo ostatnia ligowa kolejka pokazała zupełnie co innego – to Budowlani wydają się być mocniejsi od gdańszczan.
PZ: Moim zdaniem Łódź gra obecnie lepiej, przyjemniej dla oka. Lepiej dla Trójmiasta byłoby jednak, gdyby to ktoś z trójki – Lechia, Arka, Ogniwo zdobył złoty medal.
No, ale Ty chciałbyś na przykład, żeby to Lechia była mistrzem Polski?
PZ: Z jednej strony tak, bo chciałbym powiedzieć, że Trójmiasto ma mistrza. Z drugiej jednak walczymy tu między sobą, więc dla takiego Ogniwa, które zdobędzie brązowy medal, lepiej by było gdyby Lechia była druga.
Czyli jednak mistrz niech jest w Łodzi.
PZ: Tak, Moim zdaniem zasługują na to. Kilka razy spotkałem się z opinią kompletnych laików, którzy słysząc hasło „rugby” od razu powiedzieli „Łódź”. Marketingowo, sportowo i wizerunkowo są chyba najlepsi w naszym kraju.
Wróćmy do Ogniwa. Walka o medal – to cel na teraz?
PZ: Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że w meczu o 3 miejsce wszyscy będą w optymalnej formie i uda nam się wygrać. To dla nas będzie cel – brązowy medal. Musimy udowodnić sami sobie, że zasłużyliśmy na to, żeby grać w najlepszej czwórce w Polsce. Czy umiemy poradzić sobie ze stresem i odpowiedzialnością.
Drużynie Ogniwa brakowało Piotra Zeszutka?
PZ: Trudno mi powiedzieć. Zauważałem czasami jednak, że drużynie potrzeba takiego wewnętrznego wsparcia. Takiego pomysłu na sprytne skonstruowanie niektórych akcji. Czasami trzeba podpowiedzieć, krzyknąć, zmotywować, podrzucić pomysł na rozegranie piłki.
Brakowało lidera?
PZ: Myślę, że tak. Brakowało kogoś, kto złoży kilka koncepcji w jedną całość. Poskłada grę Ogniwa, która momentami wyglądała bardzo chaotycznie.
Poza tym co się działo w Ogniwie, w najlepszej czwórce i walce o złoty medal pomiędzy Lechią, a Budowlanymi ten sezon przyniósł również jedną, przykrą informację, która poruszyła całe środowisko rugby w Polsce. Posnania Poznań przestała istnieć.
PZ: Taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Środowisko rugby w Polsce jest bardzo podzielone. Tu jest tak, że nie myślisz o tym, że Ty chcesz być najlepszy, tylko życzysz swojemu przeciwnikowi, żeby był gorszy. To bardzo zaściankowe myślenie, które w gruncie rzeczy nie prowadzi do niczego dobrego.
Dlaczego tak jest, że w tam wąskim, hermetycznie zamkniętym środowisku jest tak wiele podziałów?
PZ: Wydaje mi się, że to w dużej mierze zależy od braku wiedzy.
Ale jest przecież wiele osób w polskim rugby, które wyjechały za granicę, liznęły poważnego rugby i zdobyły wiedzę, którą mogą wykorzystać w naszym kraju.
PZ: Oczywiście, ale po pierwsze nie każdy chce się tą wiedzą podzielić, a po drugie wiele osób, które znają się na rugby gadają bzdury. A jak już ktoś mądrze gada i ludzie zaczynają go słuchać, to pojawiają się hejty w stylu – Dobra, co Ty pierdolisz?
Reprezentacja zakończyła zmagania w dywizji 1B, więc tak naprawdę możemy ten okres podsumowywać. Z kadrą pożegnał się selekcjoner – Marek Płonka. Jak ty byś to skomentował?
PZ: Wiadomo, że rankingi nie mówią wszystkiego, ale spadliśmy o 11 czy 12 pozycji w przeciągu tych dwóch lat. Dobrze byłoby znajdować się jak najbliżej tej czołowej 20 rankingu pucharowego. Obecnie reprezentacja Polski nie ma żadnego stylu. Kilka klubów chce narzucać swój plan na grę drużyny narodowej, ale jak kilka osób ciągnie ten wózek w inną stronę, to nie wróży niczego dobrego. Moim zdaniem rugbysta kadry młodzieżowej powinien mieć wpajany styl gry, którym będzie grał w przyszłości, gdy dorośnie już do wieku seniora. Nie może być sytuacji, w której młody chłopak jedzie na zgrupowanie i dopiero dowiaduje się na treningu co dzisiaj robi i jaka taktyka będzie obowiązywała na najbliższe spotkanie. Chodzi o wypracowywanie schematów, dzięki którym drużyna tworzy swoje DNA i przekazuje je z pokolenia na pokolenie.
Od trenowania i wpajania młodemu zawodnikowi stylu gry nie jest reprezentacja młodzieżowa tylko klubowa akademia. Tam rugbysta uczy się grać.
PZ: Tak, ale gdy młody chłopak pojedzie na zgrupowanie, to gra zgodnie ze stylem, który w głowie ma jego trener. Czyli trener X wpaja młodemu chłopakowi to i tamto, trener Y mówi zupełnie co innego. Oczywiście, że każdy ma inną wizję i decyduje o detalach, ale nie może wszystkiego zmieniać, by się odróżniać od swojego poprzednika. Tak dla zasady.
A jak ocenisz rozgrywki w dywizji 1B z udziałem Polaków? Holandia, która jeszcze parę lat temu była na peryferiach wielkiego rugby, pokazała nam miejsce w szeregu i wskazała kierunek, w którym należy zmierzać.
PZ: Mecz z Holandią wyglądał dramatycznie. Mamy ogromne problemy z grą obronną. Nie tylko reprezentacja, ale i polskie kluby. Obroną się wygrywa mecze, a atakiem tytuły – dobrze ktoś to kiedyś ujął. Dużo pracy przed nami, bo to nie jest tak, że przyjdzie trener kadry, przeprowadzi dwa treningi i problem zniknie. Praca, praca i jeszcze raz praca. Nie ma na co czekać, trzeba brać się do roboty.
Obrona, czyli siła. Wydawałoby się, że Polacy mają predyspozycje, żeby w sportach siłowych odnosić sukcesy. Patrz podnoszenie ciężarów, pchnięcie kulą, boks – Polacy mają do tego predyspozycję. Nie wiem czy się z tym zgodzisz.
PZ: Powinno tak być. Jesteśmy w sportach siłowych dobrzy, ale wszystko należy robić z głową. Gdyby Majewski czy teraz Głowacki nie prowadził się mądrze, to nic by nie było z jego siły.
Kto teraz przejmie stery nad reprezentacją Polski?
PZ: Nie wiem czy mogę mówić, bo coś tam wiem. Słyszałem.
Też coś wiem.
PZ: Nie obraziłbym się gdyby trenerami zostali Bliekies i Czyżu. Niedługo się przekonamy.
Przyjmijmy założenie, że tak właśnie się stanie. W jakim kierunku reprezentacja będzie zmierzała? Drużyna Putry i Płonki, to dwie różne drużyny. W którą stronę powinniśmy iść Twoim zdaniem?
PZ: Powinniśmy wysyłać naszych zawodników za granicę. To nie jest rola trenera dorosłej reprezentacji, ale to jest cel, w którym powinno zmierzać polskie rugby. Tak robią Gruzini – na dobre im to wychodzi.
Myślisz, że polski zawodnik zostawi wszystko, pracę, rodzinę i wyjedzie do Francji grać w rugby?
PZ: Senior nie pojedzie, ale co zależy takiemu 17-latkowi?
Mentalnie jesteśmy daleko za zachodem. W Barcelonie w drużynie 13-latków jest trzech chłopaków z Kamerunu, dwóch z Argentyny i jeden z Kolumbii. Tam jest to normalne.
PZ: Jak wyjedziesz sobie za granicę w wieku 16/17 lat to na pewno w Anglii czy Francji znajdzie się klub, który zapewni Ci mieszkanie, wyżywienie i opiekę medyczną, czyli wszystko to, co potrzebujesz, by grać w rugby. Wystarczy sfokusować się na rugby, trenować 2 razy dziennie, poznać język i w ciągu 5 lat zawodnik nauczy się więcej, niż tutaj przed 20.
Jakie są widoki dla naszej reprezentacji na najbliższe kilka lat?
PZ: W poprzednich kilku latach ja osobiście nie widziałem żadnego planu na funkcjonowanie reprezentacji. Krystalizuje się za to plan na reprezentację siódemek. Jest plan, by zawodnik, który reprezentuje Polskę miał stałe pieniądze za występu w drużynie narodowej. Dwa razy może z różnych przyczyn na zgrupowanie nie pojechać, ale za trzecim razem związek z niego rezygnuje i ten chłopak nie jest już brany pod uwagę przy kolejnych powołaniach.
Już niedługo w Sopocie odbywa się turniej w rugby siedmioosobowym, ale w mediach na tą chwilę jest o tym bardzo cicho.
PZ: Nic nie słychać o tym, że zaraz w Trójmieście odbędzie się naprawdę duża impreza rugby. To przykre.
Jeżeli nic nie słychać o imprezie rugby odbywających się w Trójmieście, to w Bydgoszczy czy Zamościu w ogóle by nikt by się tym nie zainteresował.
PZ: Ewentualnie w Łodzi.
Ale dla pasjonata rugby lepiej jest przyjechać do Trójmiasta w lipcu, niż do Łodzi. Rano śniadanko na Monciaku, później mecze i wieczorem piwko pod parasolem na plaży.
PZ: Zdecydowanie tak. Na chwilę obecną nic nie słychać o tej imprezie. To pokazuje, gdzie obecnie jest polskie rugby. Musimy do tego dojrzeć, by organizować wielkie imprezy. Kilka osób ciągnie ten wózek, kolejnych kilka tylko się przygląda. W ten sposób nie damy rady zbudować czegoś wielkiego.
Trochę czasu nie było Cię na zgrupowaniu siódemek. Masz kontakt z chłopakami? Jak to wygląda? Nowy trener, nowa filozofia.
PZ: Z tego co wiem, to chłopacy dużo ciężej trenują. Byli zdziwieni, gdy musieli wstać o 6 rano i iść na trening. To dobrze, bo bez mocnego treningu, trudno jest potem dobrze grać – to moje zdanie. Jest świeża krew i nadzieja, że to wszystko ma sens. To pozytywnie nastraja.
Źle było w reprezentacji za kadencji trenera Folca?
PZ: Staliśmy w miejscu. Potrzebny był impuls i ktoś, kto wprowadzi zmiany.
Rok temu wygraliście w turnieju w Esztergom, potem w Gdańsku i nie wyglądało to źle.
PZ: Ale co tam był za poziom? Co to były za drużyny? Węgry? Dania?
A Polska, to jaka to jest drużyna? Bo my cały czas aspirujemy do tych lepszych, ale w ostatnim czasie jesteśmy właśnie między tą Danią, a Węgrami.
PZ: Polska jest na pograniczu. Albo pójdziemy zaraz mocno do góry, albo kompletnie w drugą stronę. Jeśli teraz to nie ruszy, nie wypali, to już może nigdy nie wypalić.
Ta sytuacja przypomina mi bliźniaczo sytuację w Polskim Związku Piłki Nożnej za rządów Grzegorza Laty. Wiele mądrych głów, materiał ludzki, który ma ogromny potencjał, a gdzieś tam przez podziały i rozbieżność interesów wspólny cel był niemożliwy do zrealizowania. Przyszedł Zbigniew Boniek, poukładał to i teraz znowu drużyna narodowa gra dobrze w piłkę. Wystarczyły 3/4 lata a nie 2/3 dekady jak wiele osób uważa.
PZ: Wszystko jest do zrobienia. Ja wciąż wierzę, że zakładając sobie cel na najbliższe kilka lat, mniejsze cele, które trzeba będzie w tym czasie realizować, to naprawdę jesteśmy w stanie wiele zdziałać. Do tego jednak potrzeba koncepcji i odpowiednich osób, które będą ją umiejętnie wdrażały w życie.
Trochę martwi mnie to, że zawodnik, który ma 25 lat porusza tak wiele – w teorii prostych rozwiązań – z którymi polskie rugby od dłuższego czasu nie może sobie poradzić.
PZ: Jeden widzi szklankę do połowy pełną, drugi od połowy pustą. Patrzymy na to samą rzecz i widzimy różne rozwiązania. Mam dobry przykład: któryś z zawodników tłumaczy to, co powiedział Blikkies na treningu i zawsze dodaje coś od siebie. Tak już mamy.
Ale co, uważasz, że trenerem reprezentacji Polski powinien być Polak? Bo to jest akurat problem, z którym boryka się reprezentacja Polski w każdej dyscyplinie. Mamy przeświadczenie, że obcokrajowiec, to będzie ktoś lepszy.
PZ: Trochę tak jest, masz rację. Polacy zawsze z podziwem patrzą w stronę zachodu. Blikkies mówił w jednym z wywiadów, że Polska ma dobrych trenerów i bardzo mu się tu podoba, ale kto wie czy on naprawdę tak myśli, czy tylko chciał pokazać się z dobrej strony.
Kiedyś bardzo dobrze to ujął Michał Probierz, który powiedział, że jesteśmy takim środowiskiem, że trener, który na konferencję prasową wejdzie i powie – Guten Morgen – ma większy posłuch i szacunek, niż taki, który przywita się po Polsku. Tak już jest. Blikkies też pewnie o tym wie.
PZ: Całkiem możliwe, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
To wynika z kompleksów?
PZ: Już Ci mówiłem. Brak wiedzy. Otwórzmy oczy na realne problemy. Ja jestem przekonany, że gdybyśmy zagrali tym składem, który reprezentacja miała w ostatnim czasie, przy mądrym prowadzeniu i dobrej taktyce jesteśmy w stanie spokojnie ograć tych Belgów. Mówię serio. W sile sobie poradzimy, wypracować auty i dzięki dobrej taktyce jesteśmy w stanie z nimi wygrać.
Kiedy wrócisz do reprezentacji?
PZ: Jak najszybciej.
Bierzesz pod uwagę również występy w reprezentacji siódemek?
PZ: Zależy czy trener będzie mnie chciał. Z tego co wiem kadra jest już wybrana. Raczej w tym roku nie myślę o graniu w reprezentacji 7-osobowej, ale oczywiście bardzo bym chciał grać w drużynie narodowej. Gdybym jednak grał i w jednej, i w drugiej, to byłoby to już dla mnie bardzo dużo.
Reprezentacji się nie odmawia.
PZ: Dokładnie. Opowiem Ci pewną historię. Jestem sekretarzem Okręgowego Pomorskiego Związku Rugby. Ostatnio było zgrupowanie kadry młodzieżowej. Tomasz Formela dzwoni do mnie i mówi, że ten zawodnik nie przyjedzie na zgrupowanie bo nie może, ten ma coś do zaliczenia w szkole, a temu coś wypadło. Mówię – Jak to jest możliwe? Narodowa drużyna, czyli największe marzenie każdego zawodnika, który idzie po raz pierwszy na trening chce, byś ja reprezentował, a Ty masz wtedy coś ważniejszego, niż zgrupowanie. Jak słyszę, że chłopak w wieku 17 lat ma problemu ze szkołą, to łapię się za głowę. Jak to możliwe? Idziesz do Pani od biologii, bierzesz ze sobą wuefistę, dzwoni selekcjoner i nie ma tematu. Jeszcze na koniec dostaniesz wzorowe zachowanie, bo sławisz imię szkoły i realizujesz się na różnych płaszczyznach. Z takim podejściem do życia, nie można zostać sportowcem. Ja w to nie wierzę.
Ty mieszkałeś we Francji i studiowałeś na Politechnice.
PZ: I wszystko było ogarnięte. Trochę cwaniactwa, chęci i logicznego myślenia i wszystko można załatwić.
A reprezentacja 15-osobowa?
PZ: Z tego co wiem, zgrupowanie będzie w sierpniu i mam nadzieję, że dostane na nie powołanie. Jeżeli to będzie Blikkies, to na pewno będą ciężkie treningi i już zacieram ręce na samą myśl o tym. Chciałbym być coraz lepszy, grać w kadrze i pomagać reprezentacji.
Czego życzyć poza zdrowiem?
PZ: Trzech rzeczy. Żeby nie było kontuzji, żeby Ogniwo zajęło miejsce w pierwszej trójce i żeby reprezentacja Polski zmierzała w tym samym kierunku. Żeby nie było podziałów i żadnych dziwnych ideologii. Wszystkim nam zależy na tym, żeby było dobrze. O tym należy pamiętać.