Ogniwo Sopot rozegra w niedzielę finałowy mecz Ekstraligi rugby z Master Pharm Rugby Łódź, który wyłoni najlepszą drużynę sezonu 2020/2021. Tytułu zdobytego przed dwoma laty broni ekipa znad morza, która – zdaniem wielu – nie jest faworytem do zwycięstwa w tym spotkaniu. I to wszystko mimo zwycięstwa w fazie zasadniczej sezonu i rozegrania finału przed własnymi kibicami.
Wywiad pierwotnie ukazał się na portalu www.infosport.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Na cztery dni przed tym meczem porozmawialiśmy z Piotrem Zeszutkiem, kapitanem Ogniwa, który przed dwoma laty wznosił puchar za zdobycie mistrzowskiego tytułu i dziś marzy o dokładnie takim samym scenariuszu na niedzielne popołudnie.
Jak Ogniwo wygląda fizycznie i psychicznie przed tym meczem? Czy jesteś w stanie powiedzieć, że to kondycja optymalna, czy morale mogłyby być większe?
Piotr Zeszutek: Prawdę powiedziawszy oglądając wszystkie ostatnie treningi nie jestem w stanie sobie wyobrazić, aby kondycja psychiczna drużyna mogłaby być na wyższym poziomie. Jest optymalnie, naprawdę, kompletnie nie ma się do czego przyczepić. Wszyscy w klubie wiedzą, jakie zadanie stoi przed nami i każdy czeka na mecz. To dla nas wyzwanie, które motywuje, a nie które plącze nogi i wprowadza niepokój w szeregach naszej ekipy.
Czy przegrany przedostatni mecz sezonu nie spowodował, że dziś macie więcej wątpliwości? Pewności siebie jest mniej, a obaw więcej?
PZ: Nie, jest zupełnie inaczej. Tamten przegrany mecz pomógł nam, choć od razu po jego zakończeniu byliśmy bardzo źli na siebie. Orkan Sochaczew zbudował dobrą drużynę i im zwycięstwo z aktualnymi mistrzami Polski było bardzo potrzebne. Zagrali dobre zawody i zasłużenie nas pokonali. My jednak dostaliśmy z plaskacza w twarz w momencie, w którym można było przegrać. Wiadomo, że porażka zawsze boli i irytuje, ale pokazało nam to, że będąc w słabszej dyspozycji i nie w pełni skoncentrowanym, możemy przegrać mecz, który powinniśmy zwyciężyć. Dziś dzięki temu jesteśmy mocniejsi, bardziej wyczuleni na pewne sprawy i uważniej podejdziemy do najbliższego spotkania.
Zlekceważyliście wtedy Orkan?
PZ: Nie, na pewno nie. Każdy z nas w tym meczu był przekonany, że jego obowiązki wykona ktoś obok. Ktoś celnie poda piłkę, ktoś w pojedynkę zrobi coś z niczego i wykona przełożenie. Z takim podejściem niestety nie da się wygrywać meczów z drużyną, która ma swoje cele, jest ambitna i chce zdobyć medal na koniec sezonu. Nas tamten mecz z Orkanem sporo nauczył, co było widać już w kolejnym starciu, wygranym z Budowlanymi Lubin na ich terenie. Wiedzieliśmy, że zagramy w finale, ale chcieliśmy ten mecz rozgrywać u siebie. Zależało nam na zwycięstwie i swoją postawą na boisku w pełni na to zasłużyliśmy.
Lubisz grać z Łodzią?
PZ: Tak, my lubimy grać w Łodzią, a Łódź lubi grać z nami. Znamy się doskonale, mierzymy się ze sobą regularnie, w ostatnim czasie to między nami rozstrzygały się losy mistrzowskie, więc mi takie mecze kojarzą się ze sporą stawką i prestiżem. Oni wiedzą, co my zagramy i na odwrót, gra jest poukładana, a spotkanie przypomina partię szachów. Zawsze ciekawi nas, kto kogo oszuka, bo na tym poziomie i znajomości atutów przeciwnika wygrywa ten, kto potrafi lepiej wykorzystywać błędy rywala.
Nie boisz się tego, że mecz będzie nudny? Dużo szachów, nikt nie będzie chciał odkryć się i zaryzykować. Historia sportu pamięta spotkania, na które wszyscy czekali ze sporymi nadziejami, a które koniec końców były nudne i interesowały tylko koneserów danej dyscypliny.
PZ: W rugby najczęściej jest tak, że gdy obie drużyny dobrze się znają, to gra jest płynna i każdy bazuje na swoich atutach, które musi wykorzystać w meczu. Każdy skupia się na detalach, które mogą zadecydować o losach rywalizacji. O nudę w meczu się nie boję, bo nie gramy aż tak często ze sobą, żeby temperatura w meczu Łodzią opadła do tego stopnia, aby nikogo to nie interesowało. Ostatnio graliśmy półtora miesiąca temu, ale ten mecz na pewno będzie inny. Jest więcej czasu na przygotowanie, poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie, która może odgrywać tutaj decydujący czynnik.
O którym meczu częściej mówicie w szatni – o tym wygranym w pierwszej rundzie, w Łodzi, czy tym przegranym, u siebie, kilka tygodni temu?
PZ: O żadnym z tych meczów nie rozmawiamy teraz, żadnego nie wspominamy. Analizujemy grę Łodzi z ostatnich spotkań. Morale budujemy w zupełnie inny sposób nie wracając do przegranej potyczki sprzed kilku tygodni czy mówiąc o zwycięstwie na ich terenie w pierwszej rundzie.
Czy Ogniwo jest faworytem tego meczu?
PZ: Na pewno środowisko skazuje nas na straty i pojawiają się głosy, że przegramy bardzo wysoko, nawet słyszałem, że nie powinniśmy grać w finale i takie tam. Mimo że jesteśmy pierwsi w tabeli i wygraliśmy więcej spotkań, to pojawiają się różne opinie na ten temat. Mieliśmy mecz ze Skrą, który odbywał się w trudnych warunkach atmosferycznych, większość punktów zdobyliśmy po kopnięciach, a nie przyłożeniach i byliśmy bardzo skuteczni. Mimo tego, że udało nam się zwyciężyć, pojawiły się głosy krytyki. Każdy ma prawo do swojego zdania – mi nie przeszkadza to, że ktoś upatruje w Łodzi faworyta – niech presja spoczywa na nich. My na pewno jesteśmy skoncentrowani na tym, żeby wygrać ten finał i to, na kogo stawiają eksperci, mnie nie interesuje. Po prostu – wychodzimy w niedzielę na boisko i robimy swoje.
Doświadczenie grania w wielkich spotkaniach na pewno będzie na korzyść Łodzi.
PZ: Tak, wiemy, ale w ostatnim czasie my też zawsze dochodzimy do finałów i potrafimy z Łodzią wygrywać, nawet na ich terenie. Dwa lata temu zostaliśmy mistrzami Polski, przed rokiem wywalczyliśmy Puchar Polski, więc znamy swoją wartość.
Sami na siebie nie nakładacie presji?
PZ: Nie, nie ma czegoś takiego. Wiemy, że mecz jest u nas, bronimy tytułu i w tabeli przewodzimy. Nikt sobie jednak niczego nie wkręca, nie myśli o tym, co będzie, gdy noga się powinie. Po prostu myślimy tylko o tym spotkaniu z Łodzią. Przygotowujemy się do niego najlepiej, jak tylko potrafimy.
Wymęczył cię ten sezon? Długi, przerywany, z pandemią w tle, bez kibiców?
PZ: Tak, to na pewno. Pierwszy mecz sezonu rozegraliśmy 22 sierpnia, finał rozgrywamy na początu lipca. Pandemia, granie bez fanów, ten cały reżim sanitarny i tak dalej – to wszystko powodowało, że nie tylko fizycznie, ale i psychicznie jesteśmy zmęczeni i to chyba mogą powiedzieć wszyscy zawodnicy w naszym kraju. Mam nadzieję, że świat choć w jakimś stopniu wróci do normalności i my będziemy mogli grać, trenować i odpoczywać, kiedy będzie na to odpowiedni czas. Te rozgrywki nie były normalne, a chcielibyśmy, żeby wszystko było po staremu.
Czy brak meczów reprezentacji w tym szalonym sezonie pomagał czy przeszkadzał? Nie było zgrupowań, było mniej meczów, ale z drugiej strony zawodnicy, którzy na kadrę nie jeździli, nie mieli czasu na odpoczynek i spokojny trening.
PZ: Za granicą masz tak, że grasz dwa czy trzy mecze i potem odpoczywasz. U nas nikogo nie interesuje, że masz w nogach trzy spotkania po 80 minut i za chwilę jest zgrupowanie. Jedziesz na obóz w poniedziałek i przez cztery dni trenujesz po dwa czy trzy razy w tygodniu, zasuwasz jak gdyby nigdy nic i przygotowujesz się do meczu reprezentacji, a nikogo nie interesuje, że powinieneś odpocząć. Ja na kadrę lubię jeździć – koszarujesz się w jednym miejscu, koncentrujesz się tylko na treningach, nie zajmujesz się codziennymi sprawami których każdy ma sporo. W realiach ligowych wygląda to jednak tak, że w pełni skupiać do meczu możesz się przez trzy godziny, gdy jesteś już w szatni. Wcześniej jest praca, rodzina i obowiązki, które każdemu zajmują głowę.
Jak myślisz o Łodzi i rywalizacji z tą ekipą, to który wasz mecz masz jako pierwszy na myśli?
PZ: Finał sprzed dwóch lat, który wygraliśmy. Współpracujemy z panią psycholog, Moniką Najdą, i dzięki niej wizualiujemy sobie pewne rzeczy. Patrzymy na siebie obok siebie i wracamy myślami do tego, o czym myślimy i do czego dążymy. Przypominam sobie, jak nosiłem puchar za mistrzostwo dwa lata temu i dziś myślę o tym, żeby w niedzielę to powtórzyć. Znowu wygrać i obronić tytuł.
Czy uważasz, że drużyna jest mentalnie gotowa do wygrywania finałów? Kręgosłup dzisiejszego Ogniwa stanowią gracze, który dwa lata temu zdobyli tytuł, ale wcześniej przegrywali regularnie ważne mecze. Zawodnicy pamiętają wszystkie momenty – te lepsze i te gorsze oczywiście.
PZ: Mamy bardzo doświadczonych zawodników i trzon dzisiejszej drużyny stanowią ludzie, którzy kilka lat temu dostawali regularnie w piz**. Wiedzą, co znaczy grać słabo i jak to jest przegrywać mecz za meczem. Zbudowaliśmy to wszystko z cegieł, dzięki czemu porażek z każdym rokiem było coraz mniej. Od piątego miejsca, przez trzecie, aż do złotego medalu, którzy zdobyliśmy i którego bronimy.
Ostatnie pytanie: czy Trójmiasto wam kibicuje? Jak uważasz?
PZ: Trudno powiedzieć. Osoby z Gdańska i Gdyni, które znam i z którymi dobrze żyję, na pewno tak, ale czy reszta? Nie wiem. Jak byłem mały, to zawsze chciałem, żeby jak nie Ogniwo, to aby Arka lub Lechia wygrywała mecze i sięgały po medale. Wychodzę z założenia, że lepiej, aby mistrz Polski był w Trójmieście, a nie w Łodzi, Krakowie czy Lubinie.