Trener wice mistrzów Polski, czyli Paweł Lipkowski był kolejnym moim rozmówca. O przygotowaniach do sezonu i odmłodzeniu kadry pierwszego zespołu. O dobrym wznowieniu rozgrywek, braku sparingów, problemach zdrowotnych i trudnych spotkaniach z Budowlanymi. O patriotyzmie lokalnym, przegranym finale, braku własnego obiektu i celach na przyszłość. Zapraszam serdecznie!

 

Lechia w nieco innych nastrojach niż zwykle kończyła poprzedni sezon. Po trzyletniej dominacji na krajowym podwórku w końcu mistrzem Polski został kto inny.

PL: Zgadza się. Po trzykrotnym zdobyciu mistrzostwa Polski zajęcie trzeciego miejsca nie należy do rzeczy przyjemnych. Trzeba jednak pamiętać, że Lechia rozpoczynając sezon miała cele już trochę inne niż w poprzednich latach. Wiedzieliśmy, że walka o złoto będzie bardzo trudna i celowaliśmy w medal, no – może inaczej – w finał Ekstraligi. Porozmawialiśmy z włodarzami klubowymi i podjęliśmy wspólną decyzję, że trzeba odświeżyć kadrę pierwszego zespołu. Wprowadzać młodych zawodników, by w przyszłości zespół również bił się w kraju o najwyższe laury. Ten proces zwykle trwa jednak nie kilka miesięcy, a kilka lat, więc celowanie od razu w złoty medal było na pewno trudne do zrealizowania. Czy niemożliwe? Czas pokazał, że zabrakło naprawdę niewiele.

Lechii była potrzebna rewolucja czy ewolucja?

PL: Zdecydowanie ewolucja. Wprowadzenie do zespołu choćby Roberta Wójtowicza czy  Kevina Bracika to były nasze pomysły i chłopacy dzięki temu, że regularnie pojawiają się na boisku nabrali doświadczenia w bardzo młodym wieku i obecnie prezentują zdecydowanie wyższy poziom niż choćby przed rokiem. Optymalny wiek zawodnika, który uprawia rugby zaczyna się od 25 roku życia i trwa przez około 10 lat. Jeżeli ten jednak przekracza barierę 30/35 roku życia, to jego czas nieuchronnie przemija. I my patrzyliśmy na to właśnie w ten sposób. Nie, żeby grali tylko Ci sprawdzeni, którzy bazowali na swoim doświadczeniu, ale i Ci młodzi, którzy dopiero się uczą, ale w przyszłości będą stanowić o sile gdańskiej drużyny.

Były obawy, że Lechia przez te zmiany może wypaść  ze strefy medalowej?

PL: My na to nie patrzyliśmy w ten sposób. Chcieliśmy zrobić krok naprzód i zagrać w finale. Progres w sporcie jest bardzo ważny. Przed sezonem nie poczyniliśmy żadnych wzmocnień, więc twardo stąpając po ziemi zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie od razu wszystko będzie okładało się po naszej myśli. Tworzyliśmy cały czas kręgosłup zespołu, który w perspektywie kilku najbliższych lat będzie stanowił o sile Lechii. Zważając na to celowaliśmy w finał.

Początek sezonu był jednak niezwykle udany w waszym wykonaniu. Zaczęliście od mocnego uderzenia w spotkaniu z Orkanem, potem było zwycięstwo w Warszawie ze Skrą.

PL: Zaczęliśmy od mocnego uderzenia i pewnie wygraliśmy dwa spotkania. To na pewno dobrze wpłynęło na morale zespołu, bo gdzieś tam w głowach nie tylko zawodników, ale nie tylko nas, trenerów, początek sezonu rodzi niepewność. My spisaliśmy się dobrze, choć błędów się nie wystrzegliśmy. Spokojnie podchodziliśmy do kolejnych spotkań, bo sezon w rugby długi, a nikt jeszcze jesienią mistrzostwa nie zdobył. Forma nie tylko nasza, ale i Arki, Budowlanych czy Ogniwa na początku może oscylować wokół pewnego, niezbyt wysokiego poziomu, by wiosną zespół bił się o najwyższe cele w formie optymalnej i z zespołem dysponującym mocniejszą kadrą.

Nie bałeś się, że zejdzie z was powietrze?

PL: Rozgrywki zaczęliśmy dobrze, więc tą dobrze wykonywaną pracę należało kontynuować i stopniowo poprawiać kolejne elementy. Oczywiście, że sami zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że całego sezonu nie uda nam się rozegrać w optymalnej formie i słabsze mecze przyjdą. My jednak po dobrej grze  wygraliśmy z Budowlanymi i Arką co bardzo nas cieszyło.

Podsumowując – byłeś zadowolony z jesieni w waszym wykonaniu?

PL: Uważam, że jesień była bardzo dobra w naszym wykonaniu. Nie wystrzegliśmy się słabszych spotkań, jak chociażby to przegrane z Arką, ale naprawdę nie miałem powodów do narzekań. Większość spotkań wygraliśmy, często z bonusem, więc nie byłbym obiektywny mówiąc, że nasza forma była średnia lub słaba.

Jakie były plany na przerwę zimową? Jak chcieliście ten okres przepracować?

PL: Na pewno chcieliśmy poprawić nasze przygotowanie motoryczne. Stąd rozpoczęliśmy zajęcia z Markiem Fostiakiem. Poza tym treningi z piłką, bo chcieliśmy poprawić się w wielu elementach i pewne zagrania możliwie jak najlepiej wyćwiczyć. Do tego był plan, żeby rozegrać kilka gier kontrolnych. Żeby dzięki sparingom dojść do możliwie jak najwyższej formie jeszcze przed wznowieniem rozgrywek. Udało się zagrać z Ogniwem, ale jedno spotkanie to zbyt mało. Budowlani na przykład tych gier mieli kilka i dodatkowo dwa razy wyjechali na obóz. To w pierwszych spotkaniach po wznowieniu Ekstraligi miało spory wpływ na naszą formę, która nie była optymalna.

Zabrakło tylko tych gier kontrolnych?

PL: Myślę, że tak. To spory problem dla wielu polskich zespołów. Dla Budowlanych mecz z nami był czwartym spotkaniem z rzędu. Dla nas – drugim. Dojście do wysokiej formy i wypracowanie sobie kilku boiskowych mechanizmów zajmuje trochę czasu. A my od razu mierzyliśmy się z zespołem, który był bardzo mocny i który w końcowym rozrachunku powalczy o złoty medal. O zwycięstwo zatem było niezwykle trudno.

Przed wznowieniem Ekstraligi wielu sympatyków rugby marzyło o tym, żeby trzy trójmiejskie ekipy stanęły na podium mistrzostw Polski. Jak Ty na to patrzyłeś? Kibicowałeś waszym przeciwnikom, żeby im również wiodło się jak najlepiej czy byłeś skupiony tylko na waszej pracy?

PL: Jestem trenerem Lechii Gdańsk i w pojedynkach z Arką czy Ogniwem zawsze jestem skupiony, żeby z tej rywalizacji wyjść zwycięsko. Gdy natomiast sopocianie czy gdynianie grają w Łodzi, Warszawie czy w Sochaczewie to zawsze będę kibicował trójmiejskiemu rugby. Czyli jeżeli będzie finał Łódź-Arka, to chciałbym, żeby to Arka zdobyła złoty medal.

Wracając do tematu spotkania inaugurującego wiosnę z Budowlanymi. Można powiedzieć, że to był mecz, który gdzieś w podświadomości ustalił hierarchię najmocniejszych drużyn w Polsce?

PL: To pierwsze spotkanie pokazało, że Budowlani są niezwykle mocni i ich celem jest zdobycie mistrzostwa, jak również to, że nam do najwyższej formy jeszcze trochę brakuje. Wcale nie zagraliśmy wtedy źle, ale na pewno nie wystarczająco dobrze, żeby pokonać Łódź. Już na samym początku wiosny zobaczyliśmy jak mocny jest rywal i jak wiele pracy musimy jeszcze włożyć w to, aby móc bić się z nim o złoto jak równy z równym.

Potem były te słynne demolki na Ogniwie, które znowu pozwoliły wierzyć w to, że to będzie wasz sezon.

PL: To faktycznie był nasz najlepszy okres na wiosnę. Nagle złapaliśmy wiatr w żagle i nasza gra naprawdę dobrze wyglądała. Przeciwnik nam leżał, a my zmotywowani i głodni zwycięstw realizowaliśmy swoje założenia. Wyglądało to naprawdę nieźle.

Z czego zatem wynikał fakt, że mimo tej dobrej formy znowu ulegliście Budowlanym? Pojawił się kompleks łódzkiej drużyny?

PL: O żadnym kompleksie nie było mowy. Wprost przeciwnie – przed każdym spotkaniem z Budowlanymi była w nas jeszcze większa ambicja i chęć zrewanżowania się za poprzednie niepowodzenie. Widziałem, że w chłopakach jest taka sportowa złość, która pomoże im wygrać kolejny mecz. Gdy przeanalizujemy te nasze spotkania, to każde z nich było bardzo wyrównane i za każdym razem brakowało detali, które pozwolą nam wygrać tą rywalizację.

Paradoks polega na tym, że to nie było złe spotkania w waszym wykonaniu. W tenisa czy siatkówkę możesz przegrać w trzech setach, a zagrać dobry mecz.

PL: Dokładnie. Zawsze czegoś brakowało, zawsze byliśmy o te jedno przyłożenie słabsi i przegrywaliśmy te mecze. Gdy jednak spojrzymy na to obiektywnie, to Budowlani byli od nas lepsi w tym sezonie. Pokonali nas czterokrotnie i na to złoto absolutnie zasłużyli. Oczywiście, że to my mogliśmy wygrać w wielkim finale i nikt by tego później nie pamiętał, że poprzednie trzy spotkania to Łódź była lepsza, ale w przekroju sezonu, to oni bardziej zasługiwali na złoty medal.

A gdyby finał był rozgrywany w Gdańsku…

PL: To być może zdobylibyśmy jedno przyłożenie więcej i wygrali mecz. Tego jednak już nigdy się nie dowiemy. Takie dyskusje nie mają sensu.

Na ile oceniłbyś ten sezon w skali od 1 do 10?

PL: Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu uważam, że był to sezon na ósemkę/ dziewiątkę. Dobrze zaczęliśmy sezon, by potem kilka razy przegrać. Pojawiły się kontuzje, brakowało tych sparingów. Potem przegrana z Budowlanymi i zwycięstwa na gdańskim AWF-ie z Ogniwem. Te zacięte boje z Łodzią i przegrana walka o złoto – za ten sezon wystawiam ósemkę/ dziewiątkę. Jak stanęlibyśmy na najwyższym stopniu podium to byłaby to dziesiątka – sezon marzeń.

Co dalej? Teraz macie przerwę, ale już niedługo znowu wracacie do treningów. Celem znowu będzie zrobienie kroku do przodu, co tym razem oznacza zdobycie złotego medalu?

PL: Na pewno praca w Lechii to ciągła presje i nie inaczej będzie i tym razem. Na razie chcemy wrócić do treningów, spotkać się po dłuższej przerwie, porozmawiać i zacząć wspólnie przygotowania. Sztab szkoleniowy musi spotkać się z włodarzami klubowymi i umówić kilka tematów, w tym cele na nadchodzący sezon. Interesuje nas na pewno złoty medal, bo Lechia zawsze walczy o najwyższe cele.

Czego życzyć?

PL: Zdrowia, bo to niezwykle ważne. Spokoju, bo bez tego trudno jest pracować. I własnego boiska, bo jesienią mamy w końcu dostać swoje boisko, na których będziemy rozgrywać wszystkie swoje spotkania. Mówiąc o atucie własnego obiektu, my spoglądamy na siebie i tak naprawdę nie wiemy co to jest. Bo raz gramy tu, raz tam i tak w ciągu ostatnich kilku sezonów zaliczyliśmy każde boisko w Gdańsku. Więc to też jest bardzo ważne, abyśmy mieli swoje miejsce, które pozwoli nam w spokoju przygotowywać się do kolejnych spotkań i będzie naszym rugbowym domem.

 

Foto: Michał Gołomb

 

KOMENTARZE