Legia sportowo jest obecnie wrakiem drużyny, która jeszcze nie tak dawno temu grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Gorzej niż sportowo prezentuje się wizerunkowo, gdyż wydaje się, że tak złej sytuacji na linii klub-kibice nie było już dawno. 

Mało kibiców na trybunach, a jeżeli już, to na pewno mało sprzymierzeńców, którzy kibicują swoim piłkarzom. Trochę wyzwisk, sporo gwizdów i mnóstwo szyderki oraz złośliwości – tak wyglądało to na trybunach podczas domowego starcia z Zagłębiem Sosnowiec. Dowód? Proszę bardzo – tak nie zachowują się kibice, którzy są dumni z poczynań swojego klubu.

Jak wiemy lub możemy się domyślać – sytuacja finansowa mistrzów Polski jest daleka od idealnej. Mówiąc kolokwialnie – w Legii panuje obecnie niesamowity burdel, a wali się tak naprawdę na wielu płaszczyznach. Organizacyjnie Legia od dawna przypomina cień ekipy, która przed niespełna dwoma laty remisowała z Realem Madryt. Czterech trenerów w ciągu roku, ściągani bezużyteczni zawodnicy, nielogiczne odsunięcie Artura Jędrzejczyka od składu na mecze eliminacji do Ligi Europejskiej, przepłacani zawodnicy, którzy nie wnoszą do drużyny żadnej jakości, brak dyrektora sportowego – przykładów można znaleźć bardzo wiele. Sytuacja jest dramatyczna, ale można ją jeszcze jakoś uratować. W jaki sposób? W teorii – nałatwiejszy z możliwych.

Umówmy się – Legia jest na dnie. Dwukrotne nie awansowanie nawet do fazy grupowej Ligi Europejskiej to blamaż, na jaki nie stać takiej drużyny jak Wojskowi. Potrójne zdobycie mistrzostwa Polski czy – tak jak w maju tego roku – również Pucharu Polski, niczego nie zmienia – to nie Legia była mocna, tylko jej rywale bardzo słabi. Nikogo w Warszawie nie cieszą obecnie krajowe trofea. Apetyty są znacznie większe, a oczekiwań fanów piłkarze nie są w stanie spełnić.

Wiem, że może trochę lekceważę naszą ekstraklasę, ale ja naprawdę uważam, że nie trzeba umieć na boisku nie wiadomo czego, by sięgnąć po mistrzostwo Polski. Dobre przygotowanie fizyczne, proste rozgrywanie akcji, dobrze wykonywane stałe fragmenty gry powinny wystarczyć do tego, by po złote medale w lidze siegnąć. Nie wierzycie? Legia przed rokiem przegrała aż 11 razy, a i tak zdobyła mistrzostwo.

Czym zaryzykowałby Dariusz Mioduski, gdyby zdecydował się na rozwiązanie kontraktów z zawodnikami, którzy pobierają miesiąc w miesiąc wysokie wynagrodzenia, a którzy nie dają Legii żadnej wartości? Na miejscu właściciela Legii poszedłbym po bandzie. Zrobił czystki i wymienił trzy czwarte składu. Nie żartuję. Nie jednego czy dwóch zawodników. Wywróciłbym szatnię do góry nogami i postawił tylko na tych, którym zależy na Legii i dał szansę tym, którzy traktują ten klub poważnie. Brak zaangażowania? Do widzenia. Zero ambicji? Proszę bardzo – tam są drzwi. Odcinanie kuponów w fajnym miejscu na piłkarskiej mapie świata? Nie ten adres – możecie pakować walizki.

W Polsce jest mnóstwo młodych, perspektywicznych zawodników, którzy zrobiliby wszystko, żeby grać w Legii. W samej Warszawie jest z pewnością wielu zdolnych chłopaków, którzy codziennie przychodzą na trening z nadzieją, że kiedyś uda im się wystąpić w dorosłej drużynie. Wszystkie kategorie wiekowe – trampkarze, juniorzy młodsi, juniorzy – to wszystko ma ich przygotować do gry na najwyższym poziomie. Nie w Zagłębiu Sosnowiec i nie na wypożyczeniu w Wiśle Płock. W pierwszym zespole Legii Warszawa – największym, najbogatszym i najlepszym obecnie polskim zespole.

Tymczasem mało który z tych chłopaków może dostąpić tego zaszczytu, by przed swoimi kibicami rozegrać mecz ligowy. Dla takich zawodników byłoby to możliwe największe wyróżnienie. Na trybunach koledzy z podwórka, pierwsza szkolna miłość, rodzina, przyjaciele. Zaangażowanie? Gwarantowane. Walka do ostatniej minuty? W każdym spotkaniu. Wstyd po przegranej? Największe możliwe upokorzenie. Spojrzenie w oczy tym wszystkim ludziom dzień po blamażu bolałby bardziej niż wulgarna suszara od trenera jeszcze w szatni.

Pozornie najgorsza sytuacja Legii może być dla Dariusza Mioduskiego może być najwłaściwszym momentem do podjęcia takich kroków. No bo tak na logikę – co Legia by straciła? Przegrałaby mistrzostwo Polski? Całkiem możliwe, choć to niepowiedziane, bo widzimy jaki poziom prezentują obecnie pozostałe polskie drużyny. Finansowo jednak i – co chyba w obecnej sytuacji najważniejsze – wizerunkowo klub zyskałby w oczach kibiców, którzy mają dość tego, co dzieje się w ich klubie. Czy fani ponownie angażowaliby się w życie klubu, gdyby widzieli biegającego po murawie młodego i ambitnego Polaka?  Całkiem możliwe, biorąc pod uwagę, że bałkański odrzutek oblał wszystkie możliwe egzaminy.

Panie Darku, trochę odwagi. To jest bardzo proste rozwiązanie, które w dłuższej perspektywie na pewno pomoże. Wierzę, że to pan musi wykonać pierwszy krok, by uzdrowić ten patologiczny twój, którzy nazywamy ekstraklasą. Gorzej już nie będzie – nie może być gorzej.

KOMENTARZE