Maciej Miszkiń. Niegdyś obiecujący polski pięściarz, dzis trener personalny boksu i komentator telewizyjny. O polskich pięściarzach, szansach na mistrzowskie tytuły i własnych ambicjach. O hejcie, pieniądzach i sposobie na życie. O Arturze Szpilce i sensacyjnym zakończeniu kariery sportowej. Zapraszam serdecznie!
Często do Ciebie dzwonią dziennikarze?
Maciej Miszkiń: Czasami.
Częściej niż wtedy, gdy byłeś aktywnym sportowcem?
MM: Wydaje mi się, że nie ma różnicy.
Trochę mnie to zdziwiło, ale od kiedy zakończyłeś karierę, ludzie częściej wpisują w wyszukiwarce hasło „Maciej Miszkiń”. Z czego to wynika?
MM: Wiesz co, ludzi zawsze interesuje, gdy coś się dzieje. Mało pięściarzy kończy z boksem wiedząc, kiedy jest odpowiedni moment, by powiedzieć sobie „stop”. Zazwyczaj zakończenie kariery jest spowodowane słabszą postawą w ringu i wieloma porażkami. U mnie forma była, wygrane pojedynki również, zdrowie nie szwankowało, a mimo wszystko postanowiłem zakończyć karierę. Kibice lubią, gdy coś wyłamuje się ponad schemat i idzie nieco inną drogą. To tłumaczy, skąd te zainteresowanie.
Szczególnie, gdy wszystko idzie po dobrej myśli.
MM: Najważniejsze jest to, żebym ja był szczęśliwy i nie żałował swojej decyzji. Tak postanowiłem, tak zrobiłem i mam nadzieję, że w przyszłości będzie to niosło za sobą same pozytywne konsekwencje.
Nie jest Ci szkoda tego wszystkiego?
MM: Nie. Wstałem pewnego dnia i postanowiłem, że z boksem trzeba skończyć. Wcześniej miałem swoje cele, chciałem osiągnąć sukcesy, które zaplanowałem sobie w głowie i dążyłem do tego. Boks był dla mnie całym życiem, ale przyszedł moment, w którym się to pozmieniało.
Wiele razy mówiłeś w wywiadach, że masz w głowie obrany cel, do którego zmierzasz, ale nigdy nie chciałeś powiedzieć, jaki to cel. Udało Ci się go osiągnąć?
MM: Celem było zdobycie najwyższych tytułów w boksie i zarobienie ogromnych pieniędzy. Tak naprawdę, jeżeli dzięki walczeniu nie zapewnisz sobie niezależności finansowej i nie masz tytułów, to nikogo nie interesuje, że masz na koncie 20 czy 30 wygranych pojedynków i nigdy nie przegrałeś. W boksie – tym na najwyższym poziomie – liczy się konkretna treść. Nie ma półśrodków. Albo jesteś wielkim mistrzem, bronisz pasa i osiagnąłeś swój sportowy Mount Everest, albo walczysz na jakimś tam poziomie za śmieszne pieniądze i na nikim nie robisz większego wrażenia. Tak niestety jest.
Nie byłeś ukierunkowany na boks w 100%? Tu biznesy, tam komentowanie walk, studio w Polsacie…
MM: Od początku miałem taki system. Najpierw były studia dzienne, praca, pojawił się Kick-boxing i nauczyłem się żyć w ten sposób. Nie byłem nigdy finansowo uzależniony tylko od boksu, przez co moja sytuacja była bardziej komfortowa. Nie miałem na sobie presji, że cokolwiek muszę. Równolegle działałem też na innych płaszczyznach, godziłem ze sobą wiele obowiązków, więc wszystko robiłem z własnej woli. Była to jednak moja decyzja i taki układ mi odpowiadał.
Trudniej jest w Polsce zaistnieć w innej kategorii wagowej niż ciężka i cruiser? Przeciętny kibic woli patrzeć, jak bije się dwóch dużych gości i często nie zwraca uwagi, że jest w Polsce pięściarz w innej kategorii, na którego warto zwrócić uwagę.
MM: Czy trudniej? Pewnie pojedynki w najwyższych kategoriach budzą największe emocje. Tam częściej dochodzi do nokautów i często braki techniczne któregoś z pięściarzy nie są zauważalne przez przeciętnego widza. Jeśli chodzi o kasę, to kategoria ciężka jest zupełnie inną bajką. Tam nawet zawodnicy średniej klasy potrafią zarobić za walkę naprawdę sporo. Na świecie jest jednak trochę inaczej. W kategorii super półśredniej czy średniej pięściarze zarabiają bardzo dużo pieniędzy. Wiąże się to też z tym, że w tych wagach jest naprawdę wielu znakomitych pięściarzy, którzy zepełniają halę i robią niezłe show.
Właśnie, powiedziałeś o show. To też się dobrze sprzedaje i to również generuje ogromne pieniądze.
MM: Zdaje sobie sprawę z tego, że krzyk w boksie jest w stanie dużo załatwić. Znamy wiele takich przypadków. Między pięściarzami pojawia się zła krew, a ludzi interesuje, gdy coś się dzieje i walka zaczyna się już na ważeniu czy konferencji prasowej. Artur Szpilka jest postacią kontrowersyjną i budzi zainteresowanie wielu osób. To przekłada się z kolei na wysokie – jak na polskie warunki – gaże, mimo że Artur mistrzem świata jeszcze nie jest. Jest to jednak sprawiedliwe, bo tak działa właśnie wolny rynek.
Jest w Polsce pięściarz, którzy ma większą wiedzę o boksie niż Ty?
MM: Są pięściarze, którzy interesują się boksem. Taki był właśnie Dawid Kostecki. Artur Szpilka też bardzo lubi boks, dużo czyta, ogląda. Widać, że się tym jara. Diablo na przykład interesuje się boksem mniej i po prostu wykonuje swoją robotę. Czy ja mam największą wiedzę na temat boksu? Trudno jest mi oceniać samego siebie, niech robią to inni. Skoro zatrudniła mnie jednak poważna stacja telewizyjna, to widocznie spełniam standardy.
Telewizja była planem na życie po zakończeniu kariery?
MM: Telewizja pojawiła się w momencie, gdy jeszcze boksowałem. Równolegle robiłem i jedno i drugie. Nie kolidowało to ze sobą, bo gale zazwyczaj odbywają się w weekendy, więc mogłem spokojnie trenować. Do tego praca w mediach pomogła mi również promować własną osobę. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, to jest to bardzo ważne. Pięściarze są produktem medialnym, więc popularność bardzo pomaga.
Często spotykasz się z opinią swoich kolegów, że zbyt mało osiągnąłeś, by oceniać innych pięściarzy?
MM: Nie wiem, nie dochodzą do mnie takie słuchy, choć zdaję sobie sprawę, że niektórzy pewnie tak gadają. Czy Janusz Pindera albo Roman Kołtoń byli wybitni w tym, o czym dyskutują? No nie. Nie trzeba być wybitnym pięściarzem, żeby móc wypowiadać się o boksie. Z drugiej strony – nawet najlepsi popełniają błędy. Gdy dojdziesz do pewnego poziomu w boksie, swoje przewalczysz, naoglądasz się różnych pojedynków i poznasz tę branżę, to nie musisz być najlepszym na świecie, by móc stwierdzić czy Głowacki robi to dobrze, a Szpilka tamto źle. Oglądałem ostatni pojedynek Krzyśka Głowackiego w Gdańsku i widziałem, że popełniał błędy. Mi do zdobycia pasa czempiona brakowało bardzo, bardzo dużo, ale nawet gdybym go zdobył to tych błędów również bym się nie wystrzegał. A mówienie, że Miszkiń nie może oceniać i krytykować błędów, które w ringu popełnia Adamek, jest nonsensem.
To trochę jak z Jose Mourinho. W piłkę nie grał, a trenerem jest dobrym.
MM: O, dobry przykład! To jeden z najbardziej jaskrawych przypadków. Nie był dobrym piłkarzem, pracował jako tłumacz w Barcelonie, a tak zrozumiał futbol, miał w sobie tyle charyzmy i był takim profesjonalista, że wygrał dwukrotnie Ligę Mistrzów i dziś jest jednym z najlepszych szkoleniowców na świecie.
Jak Ty się odnajdywałeś w towarzystwie pięściarzy?
MM: W środowisku pięściarzy odnajduję się tak samo, jak w każdym innym. Nie czuję się od nikogo ani lepszy, ani gorszy, bo staram się nie oceniać ludzi. Moja nowa funkcja zmusza mnie do oceniania ich tylko jako zawodników, a nie jako osoby prywatnie. W szatni atmosfera zawsze była bardzo dobra.
A mądrzejszy?
MM: Absolutnie nie. Każdy ma swoją inteligencje. Wielu pięściarzy to bardzo dobrzy i mądrzy ludzie. Przekaz telewizyjny często jest nieco inny i kreuje się bokserów na ludzi, którzy są ćwierćinteligentami. Tak jednak nie jest.
Nie byłeś za grzeczny na boks? Czy nie było w Tobie zbyt mało takiej bokserskiej złej krwi, którą ma wielu pięściarzy?
MM: Miałem zbyt dużo złej krwi.
Nie dało się Ciebie jednak wyprowadzić z równowagi.
MM: Ale po co? Zawsze ten, który na ważeniu i na konferencji prasowej krzyczy, nakłada na siebie ogromną presję. Po co? Wszyscy później tylko czekają, aż on przegra, by móc mu wytknąć, że kozaczył, a dostał lanie od grzecznego gościa. Kalkukowałem i starałem dobierać sobie rozwiązanie, które możliwie jak najlepiej wpłynie na mój rozwój sportowy. Gdybym zaczął tracić energię na różnego rodzaju pyskówki i bezsensowne wojenki medialne, to odwracałbym swoją uwagę od boksu, a to ring na końcu wszystko weryfikuje. Ile byś nie nakrzyczał i nie nagadał to wszystko zostanie ocenione przez pryzmat walki. Przed pojedynkiem i na konferencji prasowej nikt jeszcze mistrzem nie został.
Nie ciągnie Cię w stronę trenerki?
MM: Mam bardzo dużą wiedzę na temat boksu, potrafię trenować ludzi, którzy przychodzą do mnie na treningi indywidualne i sprawia mi to wiele radości oraz satysfakcji. Nie mam jednak ambicji, by prowadzić zawodowo pięściarzy. Nie chcę iść w tę stronę, nie zakładam, że kiedyś będę pierwszym trenerem i pod swoimi skrzydłami będę miał profesjonalnych zawodników.
Bo w komentatorkę to już się nieźle wkręciłeś.
MM: Bardzo lubię oglądać i komentować boks. Uwielbiam patrzeć na pięściarzy z topu, którzy robią rzeczy, jakich ja nie umiałem w ringu zrobić. Staram się wykonywać swoją pracę możliwie jak najlepiej. Dostałem propozycję z Polsatu, by komentować walki, zapraszają mnie do studia, więc staram się robić to rzetelnie. Gdybym musiał zarabiać na życie sprzątając ulicę, to również robiłbym to dobrze.
Obsesja doskonałości?
MM: To nawet nie tak. Facet w moim wieku ma swoje zainteresowania i robi rzeczy, dzięki którym może godnie żyć. Każdy chce utrzymać rodzinę i jest to dla niego bardzo ważne. Jak będę wykonywał swoje obowiązki dobrze, to będę żył lepiej. Tak to sobie tłumaczę. Sumiennie pracuję i staram się dawać z siebie wszystko, tyle.
Jak widzisz szanse polskich pięściarzy na zdobycie w przyszłości tytułu mistrza świata?
MM: Kandydatów jest kilku, ale mi od pewnego czasu bardzo podoba się Maciek Sulęcki, któremu jeszcze niedawno nie dawałem większych szans chociażby w pojedynku z Grzesiem Proksą. Niewiadomo, jak zachowa się Maciek, jak na przeciw niego stanie mocno bijący rywal. Póki co dobrze się prowadzi, widać, że jego kariera nabiera rozpędu i niedługo będzie w stanie walczyć o najwyższe cele.
Problemem jest kategoria, w której rywalizuje.
MM: To prawda. Moim zdaniem trzeba liczyć na to, że promotorzy znajdą jakąś lukę, może ktoś zwakuje pas i uda się zakontraktować pojedynek mistrzowski dla Maćka. On już teraz wyróżnia się na tle polskich pięściarzy, jest w dobrym momencie swojej kariery, by piąć się w górę. Gdy jednak spojrzymy na bokserów, którzy mają pasy w kategorii średniej, to zadanie wydaje się być najtrudniejsze z możliwych do wykonania.
A reszta?
MM: Andrzej Fonfara był do niedawna w ścisłej czołówce w swojej wadze. Ma jednak pecha, bo to jedna z najmocniej obsadzonych kategorii od lat. Mistrzowie biją bardzo mocno. Szczególnie mówię tu o Kowaliowie. Do rywalizacji dołączył również niepokonany przez całą karierę Ward. Trudno mi sobie wyobrazić, by Polak pokonał któregoś z nich. Mocno mu jednak kibicuję i wierzę, że osiągnie w boksie bardzo dużo. Mamy ponadto bardzo mocno obsadzoną kategorię cruiser, w której i Włodarczyk i Głowacki na pewno nie powiedzieli jeszcze swojego ostatniego słowa. Główka ma problemy zdrowotne i musimy poczekać, aż wszystko wróci do normy i myślę, że dzięki niezłomnemu charakterowi on jest w stanie zdobyć jeszcze mistrzowski pas. Diablo natomiast ma niesamowite umiejętności. Jeśli trafi na swój dzień i psychicznie będzie gotowy na największe wyzwania do również ma ogromne szansę na tytuł.
A Cieślak?
MM: Wygrana z Palaciosem pokazała moim zdaniem, że Cieślak wie czego chce i jest bardzo zdeterminowany, by w boksie odnosić największe sukcesy. Kilka rzeczy musi poprawić, głównie mówię tu o technice, jakości wyprowadzanego ciosu i tempie rozprowadzania akcji. Przy jego agresji i zdecydowaniu te elementy można jeszcze ulepszyć. Trzeba pamiętać, że Michał w każdym pojedynku idzie va banque. Ciekawi mnie, jak on zareaguje, gdy któryś z tych mocno bijących pięściarzy go trafi. Ktoś typu Marco Huck lub Krzysztof Włodarczyk. Jak on wtedy zareaguje i czy będzie w stanie dalej utrzymać tę pewność siebie. I jeżeli nie będzie jej w stanie utrzymać, to jakim wtedy będzie pięściarzem.
Co ze Szpilką? Od stycznia minęło już trochę czasu, a konkretów i sprecyzowanych planów na przyszłość Artura wciąż brakuje.
MM: Cały czas są propozycje dla Artura. Jedna oferta jest bardziej konkretna, inna mniej, więc niedługo coś więcej powinno być wiadome. Artur ma ten komfort, że nie musi się na tę chwilę martwić o pieniądze. Poukładał sobie wiele rzeczy tak, że nie jest uzależniony tylko od boksu. Gdy przychodzi oferta od pięściarza, który wydaje się zbyt mocny jak na pierwszą walkę po dłuższej przerwie, to on może ją odrzucić. Gdy ktoś jest za słaby i Artur dojdzie do wniosku, że taki pojedynek nic mu nie da, to po prostu go nie weźmie. Jestem ze Szpilą w ciągłym kontakcie. Wiem, że ciężko trenuje, jest w fomie i myślę, że niedługo zawalczy i to z całkiem dobrym rywalem.
Artur to przyszły mistrz świata w kategorii ciężkiej?
MM: Wszystko zależy od tego, jak się będzie rozwijał. Różnica w walce z Jenningsem, a pojedynkiem z Wilderem była ogromna. Artur w walce o pas był bliżej swojego rywala, napierał, nie bał się skracać dystansu i momentami bardzo dobrze to wyglądało. Wilder był asekuracyjny w tym pojedynku. Wiedział, że Szpila ma plan na tę walkę i konsekwentnie go realizuje. Jeżeli Artur będzie się cały czas rozwijał w takim tempie, jak miało to miejsce do tej pory to uważam, że jest szansa, by mógł na ten najwyższy poziom wskoczyć. Czy to pozwoli mu zdobyć pas? Może Szpili zabraknąć warunków fizycznych. Spójrzmy, kto teraz rządzi w ciężkiej. Jeszcze niedawno bracia Kliczko, teraz Joshua i Fury. Nawet Povietkin, który jest dobrym pięściarzem, nie potrafił przeciwstawić się Władimirowi. Gdy patrzę na Joshue i widzę jak on porusza się w ringu, to jestem w szoku. Wygląda jakby miał z 20 kilo mniej i był niższy z 20 centymetrów. Szybki, zwinni, gibki, a przy tym silny i mocno bijący.
Joshua to melodia przyszłości w wadze ciężkiej? Mówię o ewentualnym pojedynku z Kliczko i jego dalszej karierze.
MM: Myślę, że teraz do tego pojedynku nie dojdzie. Kliczko znajdzie sobie łatwiejszego rywala. Jego celem jest odzyskanie pasa. Zauważ, jak Kliczko dobierał sobie przeciwników. Raczej nie byli oni zbyt wymagający, a gdy już raz na jakiś czasu stanął na przeciw niego Haye lub Povietkin to nie były to rewelacyjne pojedynki w jego wykonaniu. Wygra z takim Brownem i hejt na jego osobę będzie narastał. On jest jednak niezależny finansowo i on nic nie musi. Gdy podejmie ryzyko i zaryzykuje to tego pożałuje. To jest moje zdanie.