Gdybym miał wskazać moment, w którym Anthony Joshua stracił pewność siebie, byłaby to szósta runda w pojedynku z Władimirem Kliczko. AJ tamten pojedynek wygrał, ale później… później już nigdy nie był taki sam.

Często mówi się, że piłkarz traci pewność siebie po ciężkiej kontuzji. Pamiętacie brazylijskiego Ronaldo? Bo zerwanych więzadłach w kolanie wrócił, wygrywał ważne mecze i strzelał piękne gole, ale jego forma była bardzo nierówna. Arek Milik miał dwie poważne kontuzje kolan i od tamtego momentu również tylko miewa momenty. Raz idzie mu lepiej, raz gorzej, ale na pewno ostatnie sezony nie są takimi, jakich spodziewaliśmy się po nim gdy wchodził do wielkiego sportu. W sportach walki nie tylko urazy, ale i porażki zabierają pewność siebie. Ciężkie nokauty i mocno ciosy odkładają się i zostawiają ślad. Nie tylko ciało to odczuwa, ale również głowa, która w prawie każdym przypadku ma ograniczoną odporność.

Spójrzmy na walki Joshuy przed pojedynkiem z Kliczko:

– Dillian White – bardzo efektowne zwycięstwo

– Charles Martin – zwycięstwo z rywalem, który sam się poddał

– Dominic Breazeale – zwycięstwo z dobrym rywalem

– Eric Molina – zwycięstwo z dużo słabszym rywalem

Po tej ringowej wojnie z Kliczko, za którą Joshua zebrał sporo braw, ale też sporo ciosów podczas niej przyjał, stał się… bardziej zachowawczy? Tak, to chyba dobre określenie. Przełamując kolejnych rywali AJ wydawał się być gościem twardym jak skała. Nie tylko w ringu, ale przede wszystkim w głowie, był człowiekiem, który wydaje się nie mieć sufitu i może zostać legendą tego sportu. W kwietniu 2018 roku pisałem o tym w ten sposób:

„Ścieżka Joshuy w ostatnich kilkunastu miesiącach była zdecydowanie bardziej skomplikowana. Po odprawieniu z kwitkiem Erika Moliny, AJ zmierzył się z Władimirem Kliczko. O ich potyczce nie ma nawet co mówić, bo każdy oglądał ją kilkukrotnie, ale Brytyjczyk zdołał pokonać przed czasem ukraińskiego czempiona. Później skrzyżował rękawice z niewygodnym i niedocenianym przez wielu Francuzem Carlosem Takamem, który kilka miesięcy wcześniej zmiótł z powierzchni ziemi Marcina Rekowskiego. W sobotę przespacerował się 12 rund z Josephem Parkerem i „zrobił go do jednej bramki”. Mimo że emocji w tym starciu było tyle, co podczas gotowania makaronu, Joshua dopisał kolejne, 21. już zwycięstwo do swojego rekordu. Na co zwrócili uwagę internetowi hejterzy? Że nie udało się Nowozelandczyka skończyć przed czasem.”

I wtedy, i dziś, uważałem, że nie trzeba walk wygrywać za każdym razem w sposób spektakularny i bardzo widowiskowy, żeby zbierać oklaski. Późniejsze walki Takama jednak pokazały, że wcale nie był on tak dobry, jak wtedy wszystkim się wydawało. Zwycięstwo Joshuy nad Francuzem straciło na wartości po tym, jak jego rodak, Dereck Chisora, znokautował go w spektakularny sposób. Późniejszy pełen dystans z Parkerem? Wstydu to oczywiście nie przyniosło, ale to była oznaka, że Joshua zacznie w pojedynkach bardziej kalkulować. Więcej myśleć i analizować, a rzadziej dawać ponosić się emocjom. A emocje plus jego eksplozywność i skutecznosć były atutami, które najbardziej można było w AJ na początku kariery doceniać.

Zobaczmy, co z AJ działo się później:

– Aleksander Powietkin – efektowny nokaut, ale do momentu końca walki Joshua miał problemy

– Andy Ruiz Jr – porażka przed czasem

– Andy Ruiz Jr – zwycięstwo na punkty po bardzo zachowawczej walce

– Kubrat Pulev – zdecydowane zwycięstwo

– Ołeksandr Usyk – przegrana na punkty

A mogła być przegrana przed czasem. Joshua nie wyglądał źle w pierwszej połowie walki – na kartach sędziowskich prowadził i wydawało się, że może mieć sposób na przebiegłego Ukraińca. Gdy jednak Usyk zapoznał się z tym, co oferuje w ringu AJ, szybko znalazł swoje sposoby na to, aby go rozmontować. Najwięksi mistrzowie mają to do siebie, że błyskawicznie skanują ring. Bardzo szybko poznają wszystkie atuty swoich przeciwników i w okamgnieniu potrafią znaleźć lekarstwo na swoje problemy. Usyk to zrobił i najgorsze jest to, że Joshua o tym wie. Zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko, co w nim najlepsze, jest doskonale znane Usykowi. Było o tym wiadomo już w pierwszym starciu, ale tym razem jeszcze bardziej AJ czytelny jest dla swojego pogromcy w poprzedniego roku.

Joshua ma rzecz jasna swoje atuty – jest większy i silniejszy od Usyka. Miałem jednak tę przyjmność, że stałem obok obu pięściarzy – AJ nie jest aż tak duży, jak mogłoby się wydawać. Jest umięśniony i znakomicie przypakowany, to typ kulturysty, ale nie jest olbrzymem. Zgadza się ze mną Michał Cieślak, z którym ostatnio o tym rozmawiałem. Pierwszy pojedynek pomiędzy tymi pięściarzami pokazał, że warunki fizyczne nie były aż tak dużą przewagą Joshuy, który głównie w rozmiarze i sile upatrywał swoich szans na zwycięstwo. Tę opinie podziela z kolei Maciej Miszkiń (od 56:50).

No bo tak szczerze: czy poza mocnym uderzeniem Joshua czymś może Usyka pokonać? Czy Ukrainiec musi w tej walce uważać na coś więcej niż to, że Joshua będzie chciał go w ringu przewrócić?

Przed pierwszym gongiem we wrześniu 2021 roku widziałem 35% szans na zwycięstwo Usyka. Teraz te proporcje są skrajnie inne moim zdaniem – 80 do 20 na rzecz Ukraińca, który może przegrać, oczywiście, ale ma wszystko, aby wygrać i to w sposób absolutnie zdecydowany. Wydaje mi się nawet, że jeżeli któryś z nich ma zrobić to przed czasem, to być może Ukrainiec, który już wie, że to możliwe. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że większy i silniejszy Joshua pod naporem wielu ciosów jest w stanie nie dotrwać do końcowego gongu.

Jeżeli pojedynek pięściarski rozstrzyga się w głowie zawodnika, to Usyk powinien być spokojny o zwycięstwo. Chyba że o triumfie zadecyduje jeden cios. Wtedy, to zabrzmi banalnie, wydarzyć się może absolutnie wszystko.

 

KOMENTARZE