Choć dla wielu jeszcze niedawno zabrzmiałoby to jak kiepski żart, to warto zauważyć, że punktować po wznowieniu rozgrywek zaczęła Olimpia Grudziądz. Ta sama Olimpia, która jesienią dostawała ścierą przez łeb nawet od klubowej sprzątaczki, po dwóch spotkaniach na wiosnę uzbierała 4 punkty. Wynik to całkiem przyzwoity, choć dla wielu europejskich klubów z pewnością nie byłby powodem do dumy. Ba, znajdą się pewnie i tacy, którzy zaczęliby marudzić, że raz musieli podzielić się punktami z rywalami, ale… chwila, chwila. My wciąż mówimy o grudziądzkiej Olimpii. Tej samej drużynie, która jesienią w 19 kolejkach zdobyła 14 punktów i była absolutnie najsłabszą drużyną w Polsce spośród ekip, które przynajmniej w jakimś stopniu możemy nazwać profesjonalnymi.
Efekt Paszulewicza? Trudno powiedzieć. Na pewno Olimpia wiosną wygląda znacznie lepiej, niż wyglądało to jeszcze kilka miesięcy temu. Obecny szkoleniowiec Olimpii to trener – nie bójmy się użyć tego określenia – całkiem przyzwoity, żeby nie powiedzieć dobry jak na I ligę. Wielce prawdopodobne, że chociaż w jakimś stopniu zdołał poukładać ten grudziądzki burdel, który od dłuższego czasu przypominał bardziej towarzystwo wzajemnej adoracji, aniżeli piłkarską drużynę. W klubie zrobiono klasyczne wietrzenie szatni – podziękowano tym, którzy byli za słabi na najsłabszą drużynę Ekstraklasowego zaplecza(czyt. PANOWIE PIŁKARZE) i zatrudniono 11(!!!) chłopaków, którzy wiosną mają stanowić o sile biało-zielonej armii. Jak będzie? Na pewno nie gorzej. Czy lepiej? Czas pokaże.
Oczywiście, że w Grudziądzu wyczuwalny jest już hurraoptymizm i popularne zjawisko pompowania balonika, ale radziłbym się mimo wszystko uspokoić. Ochłonąć, przewietrzyć, skoczyć na papierosa i dopiero potem zacząć wychwalać ekipę Paszulewicza. Olimpia wciąż jest najgorszą drużyną w I lidze. Fakt, że gra lepiej, zaczęła punktować i po mału wygrzebuje się z ligowego dna, ale w dalszym ciągu słysząc na mieście hasło „Olimpia” racjonalnie myślącej osobie bliżej powinno być do skojarzeń negatywnych, niż tych pozytywnych.
Ciekawy jestem, co z tego będzie. Chrobry i Zawisza – to najbliżsi rywale Olimpii. Ciężko prognozować, bo I liga to sport półprofesjonalny. Czyli stawiając u buka na dokładny wynik trzeba nie tylko wziąć pod uwagę formę gospodarzy oraz skuteczność gości, ale na przykład to, czy piłkarze nie pójdą w tango przed meczem, a zamiast pełnoziarnistego śniadania nie postanowią pójść do budki z hot-dogami. Na tą chwilę możemy na chwilę zażegnać stan absolutnej katastrofy. Jeżeli on wróci, a Olimpia znowu będzie pełniła rolę chłopca do bicia, to piłkarze w mojej osobistej hierarchii wrócą na swoje miejsce. Znowu będę miał pełne prawo nazwać ich nieudacznikami.